czwartek, 30 czerwca 2011

Buuu

Jestem zła!!! Zakończyła się pierwsza faza mojej diety. Jest ona taka fantastyczna ze względu na to, że szybko widać duże efekty. Powinnam chudnąć kilogram dziennie, czyli... w 3 dni powinnam mieć minus 3 kilogramy. 56-3 w żadnym wypadku nie równa się 55,4 WHAT THE FUCK?!?!?! No i co się dzieje w takim przypadku? Odechciewa się. Człowiek traci motywacje, nie chce mi się użerać z serkami skoro to nic nie daje. Grrr
Zmiana planów: tydzień robię drugą fazę, tydzień trzecią i w dupie mam resztę!!!

środa, 29 czerwca 2011

Sytuacja uległa zmianie.

A minęło tylko 9 godzin od mojego pięknego poranka, w którym to miałam siłę przenosić góry. Powiedzmy, że teraz stać mnie tylko na pagórki. Nie to, żebym straciła motywacje czy coś z takich (brzydkich) rzeczy. Po prostu jest mi strasznie słabo. Wiem, ze to się zdarza przy tej diecie, bo przy wcześniejszych próbach się pojawiało, ale nie tak szybko i nie w takim stopniu. Jest możliwość też taka, że to samopoczucie powoduje zaistniała pogoda, czyli grzejące w czerep słońce, zero wiatru i brak powietrza do oddychania. No i obiło mi się niedawno o uszy, że burze zapowiadają, a niestety jestem jednym z tych upośledzonych organizmów które mają problemy z ciśnieniem i burzami (mimo, że uwielbiam... burze - nie skoki ciśnienia). Postaram się wytrzymać tyle ile powinnam (3 tygodnie), ale jeśli będę taka zadżumiona to skrócę czas. Nie ma się co męczyć, bo to nic nie da, a właśnie dowiedziałam się, że jest podobna dieta do mojej lecz nie tak drastyczna, więc najwyżej będzie moim wyjściem awaryjnym. Lecz na razie skończę to, co zaczęłam... nie często się to zdarza w moim życiu. Grunt, ze tyle klas ukończyłam (aż 12 + jedna z babolem) ha ha ha :)

Właśnie wróciłam do domku. Myślałam, ze po drodze się roztopię. Problem jest taki, że przejeżdżam koło osiedlowego basenu. Serduszko boli na widok tych wszystkich smażących się ludzi. Wszyscy się śmieją z tych dzieci muszących się uczyć a przyjdą wakacje i aż żal dupcie ściska jak bardzo chce się być na ich miejscu. No cóż, teraz trzeba sprostać funkcjonowaniu po dorosłemu buuu.

Moje założenia jakoś brną do przodu z małymi wyjątkami. Po pierwsze ćwiczenia szpagatu odłożyłam na za dwa dni, jak w diecie przejdę do fazy II. Myślałam, ze to takie rozciąganie to nieciężka sprawa, a tu wielka pomyłka. To codzienne godzinne męczarnie. Po drugie to ćwiczenia cardio. Kolejny dramat. Fakt, ze świetność mojej kondycji przypada na czasy licealne (jakieś 5 lat temu), ale nie wiedziałam, że aż tak źle ze mną. Mam problem żeby wytrzymać 15 minut ćwiczeń. Pięty nie dosięgają pośladków a od machania ręcami bolą mnie łokcie. Wieloryb... tyle co mogę powiedzieć na ten temat.

Kończę. Idziemy z Mańkiem na rowery. Samopoczucie nie najlepsze ale co tam. Idę jak burza... jak Rocky Balboa po schodach... jak wieloryb po Pinokia!!!

Co za dużo to niezdrowo.

No tak. Przeważnie jak za dużo mam w planie to potem nic z tego nie wychodzi, dlatego też specjalnie się nie naciskam. Nie notuję, nie zaznaczam, nic z tych rzeczy. Trzeba się nauczyć ogarniać samemu z siebie. Będąc u wujka staram się po prostu nie obijać tak bezczelnie. Jak się już coś zacznie robić to wtedy leci jak z bicza strzelił. Działanie i ruch dodaje energii i to chyba nawet jest naukowo potwierdzone, a wystarczy chwila luzu i mi się dupka rozleniwia. Czuję jak mnie bolą mięśnie brzucha po tych ćwiczeniach i to jest nawet podniecające. Z dietą jeszcze daje sobie radę, chociaż zapachy pysznego żarcia ciągle kuszą, ale jak nigdy z uśmiechem na twarzy je mijam. Jedyne co mnie przeraża to długi okres w którym będę jadła takie bezpłciowe rzeczy. 3 dni sam nabiał, potem 3 tygodnie nabiał i warzywa i dopiero wtedy będę mogla jeść jakieś inne smakołyki (nawet pizze.. jeeej). Są tam jakieś magiczne przepisy i faktycznie można dużo ciekawych rzeczy robić, ale jak idę do sklepu i widzę cenę chociażby zwykłego kurczaka to mnie boli i idę do domu. I tak o to jem same serki i jajka, czasem tuńczyka. Nic to... jakoś chyba dam radę... mam nadzieję :)

wtorek, 28 czerwca 2011

Standardowo.

Po tak długiej nieobecności chciałabym napisać coś błyskotliwego, no ale nie. Nic takiego się nie zdarzyło.
Mogę nawet napisać, że te ostatnie 3 tygodnie to były dla mnie jakieś wyciągnięte z życiorysu. Odpuściłam sobie na każdej możliwej płaszczyźnie, a wiele rzeczy mogłam mieć dawno za sobą. 3 tygodnie to szmat czasu. W każdym razie na całe szczęście nie potrzeba mi wiele, żeby pewne rzeczy dostrzec. Nikt ( mam nadzieję) nie kocha mnie mniej, przytyłam tylko parę kilo (a nie 20), nie wróciłam do palenia i imprezowanie też mi się przejadło. Czego mi brakuje? Porządnej dawki energii i więcej zdrowia... no i jak już lecę z koksem to nie pogardzę przypływem gotówki. Resztę mam... tą ważniejszą resztę :)
3 czte i ry START
Dieta Dukana
30 minut brzuszków
szpagat rzekomo w 5 tygodni
bieganie? ( z tym może być cieżko... 5,2 km do września)
i koniecznie trzeba zakończyć angielski żeby nadejszła chwila hiszpańskiego
ćwiczenia cardio 4x w tygodniu
joga 1x w tygodniu (chyba, ze jakimś cudem uda mi się 2x, kwestia weekendu)
Aaaaj będzie bolało...

wtorek, 7 czerwca 2011

+1

Tak, tak. Wielkie wydarzenie. 4 czerwca zostałam ciocią małej Marysi :) Pewnie dotrze to do mnie jak zobaczę na żywo bo na zdjęciach to wygląda jak mała laleczka, a to trzeba za rączkę złapać :) Jedno ważne maleństwo już na świecie, teraz jeszcze na drugiem czekamy. Te wszystkie ciąże na około, maluszki, ciuszki w sklepach rozmiaru -10 tak na mnie działają, że mi się instynkt macierzyński uruchamia :)



Dzisiaj się fatalnie czuję. Wczoraj wieczorem zaczęła mnie bolec głowa. Jako że się zbierało na burzę to sobie pomyślałam, że ciśnienie spadło czy coś. Chyba jednak nie. W nocy to już było źle. Nie pamiętam kiedy ostatni raz płakałam z bólu... chyba jak za dzieciaka spadłam z drzewa. Jestem niewyspana (żeby nie zwalić na głowę to zwalę na pobudkę o 4:45). Wydaję mi się, że wczoraj się czymś strułam, bo teraz tak mi dziwnie w żołądku muli, nawet się sobie nie dziwie patrząc ostatnio na mój tryb jedzeniowo-alkoholowy. Przegięłam, w tym tygodniu zwłaszcza, ale planuję! (jako że nie lubię obiecywać) poprawę :) Szkoda pieniędzy i zdrowia... tylko czasem ta frajda wygrywa z rozsądkiem :/