piątek, 30 sierpnia 2019

Po wakacjach.

Zbliża się wrzesień. Miesiąc znienawidzony przez dzieci, a uwielbiany przez rodziców. Nie ukrywam, że też z radością na niego czekam. Lubię mieć dzieci w domu, ale jak za długo razem siedzą, to głupie rzeczy im do głowy przychodzą. Jednej rzeczy jakiej się obawiam, to tęsknota Igora za Krzysiem, który będzie w przedszkolu. Po tych wakacjach są niemal nierozłączni.

Jeszcze jedna rzecz powoduje, że się cieszę z września. Marek wraca do pracy. Nigdzie nie pojechaliśmy na wakacje, więc w domu wchodzimy sobie tylko w paradę, każdy ma na prawdę ważne rzeczy do zrobienia i tylko nasze priorytety się nie zgadzają.

Myślę, że mogłabym powrócić do tradycji opisywania tu różnych książek. Moje uzależnienie czytelnicze znowu się dało we znaki. Mało tego, odwiedziłam moją starą bibliotekę i okazało się, że ma niezłe wyposażenie. Jestem trochę załamana i podekscytowana jednocześnie. Teraz ma się internetowe konto biblioteczne i widzę na nim co wypożyczałam przez cały czas. Od 2012 nie wypożyczyłam żadnego dzieła, trochę to długo, chociaż byłam przekonana, że dłużej mnie tam nie było. W każdym razie,książki jakie kiedyś wypożyczałam, to całkiem niezłe tytuły. Z chęcią jeszcze raz bym je ogarnęła, bo oczywiście nie pamiętam nic a nic.
No i jeszcze jedna zasada. Powinnam się chyba skupić na jednej książce, może coś więcej by w tej głowie zostało.

Obecnie czytam "Sztukę pozytywnego myślenia". Muszę ją wsiorbać całą sobą i stosować koniecznie, bo inaczej mój smutek i stres mnie zeżre do cna.

sobota, 17 sierpnia 2019

Zdrowy egoizm.

Marzy mi się reset mózgu, szkolenie myślenia, funkcjonowania, szkoła życia. Próbuję zasięgać jakiejś wiedzy, ale ciężko to wprowadzić w życie, kiedy na każdym kroku jest się wystawianym na próbę w taki sposób, że nie można przeanalizować swojego zachowania. Wyczerpują mi się baterie, nie mam gdzie i jak ich podładować.
Marek ma teraz dwa tygodnie urlopu, chciałam tak to zorganizować, żeby uszczknąć coś dla siebie, ale po pierwszych trzech dniach zaczynam w to wątpić.

Natykam się ostatnio dosyć często na starą znaną prawdę życiową, o której niestety notorycznie zapominam: żeby pomóc innym musisz najpierw zadbać o siebie.
Analizując sobie moje dotychczasowe życie, zauważam, że ciągle jestem od czegoś/kogoś uzależniona. Człowiek musi sam poznać siebie, pobyć trochę ze sobą, pomieszkać sam, polubić się takim jakim jest, żeby później się nie zdziwić na starość. Trzeba zbudować swoją mocną osobowość. Wszystko to czego mi brakło.

Cytat Wojciecha Cejrowskiego z książki "Podróżnik WC":
"Ludzie boją się samotnych podróży. W kupie im raźniej. A ja zachęcam - spróbuj choć raz wyruszyć samotnie. Celowo tak. Pod prąd własnych obaw. Odkryje się przed Tobą nowy świat. Świat odosobnienia."
Chciałam przytoczyć bardziej trafne cytaty, ale cały rozdział pt "Odosobnienie" jest wybitny, więc nie będę tu przepisywać, dałam Wam wprowadzenie.

W każdym razie marzy mi się pobyć trochę samej ze sobą, ale nie tak, że w trakcie robienia zakupów. Najlepiej gdzieś na jakimś odludziu, bez telefonu, tv, całego tego chaosu. Może klasztor Shaolin?

piątek, 9 sierpnia 2019

Niemoc

Niestety chyba nadszedł najwyższy czas zostać abstynentem. Alkohol mi nie służy i to bardzo. Cały dzień leżenia plackiem kompletnie bez sił, kolejny dzień niepewny, i na koniec wszystkiego jeszcze okres dostaje. Ja nie wiem czy w tym życiu jeszcze jakaś przyjemność mnie czeka?!?!?!

Telefon

Najgorzej. Muszę sobie kupić telefon w trybie natychmiastowym, bo się czuję jak bez ręki. Tyle rzeczy mam do zrobienia i dawno bym to ogarnęła z szybkim dostępem do internetu, a tak to człowiek wisi w powietrzu. No i teraz następuje co nazywam najgorszym: wybór nowego telefonu. Boli mnie wydać na coś takiego nawet 700 złotych, ale jak to mówią, lepiej raz a porządnie. Gorzej jeśli ten drogi mi padnie, to wtedy mogę sobie nie poradzić psychicznie z taką stratą.

poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Uch!

Zła passa trwa. Nie mogę nastroić się pozytywnie, bo ciągle coś psuje mi humor. Zaraz Siora z chłopakami przyjeżdża i nie chciałabym wyjść na zrzędliwą torbę. Nie mam punktu zaczepienia, żeby odwrócić bieg wydarzeń.
Po długiej przerwie wróciliśmy do wizyt dentystycznych i jak zawsze było super, tak dzisiaj dramat, to mało powiedziane. Myślę, że obecność Igora to zepsuła, a ja głupia myślałam, że w ten sposób go zachęcę do wizyt, bo najwyższa pora go też szczękowo ogarnąć, ale się przejechałam i wyszła z tego jedna wielka klapa.

Dzieci moje zaczynają pokazywać coraz większe różki. Teraz jest faza na klepanie się i mam dziwne przeczucie, że to się tak szybko nie skończy. Miałam siostrę i nie pamiętam, żebyśmy się lały w ten sposób, ale przy chłopcach to ponoć normalne. Marek mówił, że to jeszcze nic. Czasem jak opowiada co z bratem wyprawiali, to się zastanawiam, czy ja to przetrwam.

Wszystko wydaje się być takie proste. Masz coś do zrobienia, to po prostu to robisz, idziesz i załatwiasz, bierzesz i sprzątasz, układasz, ogarniasz, kończysz.
U mnie jest niekończąca się opowieść, wydłużająca się liczba zadań i jak zwykle "zawsze coś". Nie wiem w co mam ręce włożyć. Wczoraj udało mi się wiele rzeczy posprzątać i ugotować. Dzisiaj wstaje rano i mam wrażenie, że jest ciągle bałagan, jak nie tu, to tam.

Zawsze mam w planach przestać tyle narzekać, ale nie mam ku temu okazji.

Dziś są Taty urodziny. Wszystko boli tak samo jak pięć lat temu. Nie wiem czy nie bardziej.