wtorek, 26 czerwca 2012

Peace of mind.

Z ciekawości chciałam zobaczyć jak w angielskim języku brzmi święty spokój. Z ich na nasze wychodzi spokój umysłu. Święty spokój umysłu - nic dodać nic ująć. Dziwne rzeczy zaprzątają moją głowę. Chciałabym żeby jakaś maszyna za mnie ogarniała wszystko, ale ją też trzeba ogarniać i to jest takie masło maślane. Brakuje mi stabilizacji. No i znowu... muszę iść się więc notkę dokończę później, a koniecznie muszę wspomnieć o nowym telefonie który mam ochotę wywalić przez okno w chwili obecnej....

niedziela, 10 czerwca 2012

(nie)fascynacje

Chyba wszyscy widzieli chociaż jeden odcinek 'My super sweet 16'. Dzisiaj się tak troszkę poczułam. W związku z Dniem Dziecka, rodzice zabrali mnie na zakupy. Nie mogłam powiedzieć, że coś jest ładne, bo od razu wyciągali portfele. Co więcej, nawet kłócili się kto ma zapłacić. Po trzech parach butów zaczęłam się zbierać ku wyjściu, bo kupiliby cały plac.

Ostatnio wspominałam o mojej nowej fascynacji. Jest nią osoba Marylin Monroe. Przeczytałam jej biografię, chyba ze względu na różne skandale, ale zdanie na jej temat zmieniłam o całe 180 stopni. W pewnym momencie miałam ochotę się zafarbować na platynowy blond, ale to byłby zły pomysł. Ogólnie nie bardzo mogę się wypowiedzieć o całokształcie jej osoby, bo nie pamiętam kompletnie żadnego jej filmu. Kiedyś coś mama chyba oglądała, ale to mała byłam i niewiele mnie wtedy interesowało. Chcę nadrobić całą filmografię i przeczytać jeszcze inne książki na jej temat, bo ta biografia była bardzo okrojona. No i tak poza tym wszystkim to była ona cholernie piękna i mogłabym jej zdjęcia oglądać godzinami!

Dodam jeszcze tylko jakie jest moje stanowisko odnośnie jej śmierci (niezmienne jako fanka i nie-fanka), a mianowicie ubili Ją jak prosiaka. Wcześniej to podejrzewałam, teraz to wiem. Co mnie śmieszy, aczkolwiek może być zwyczajnym przypadkiem, gosposia Marylin (która moim zdaniem maczała palce w jej śmierci), nosi nazwisko identyczne jak lekarz Michaela Jacksona, który go zabił. Takie to spiski sobie wynajduje :)

Teraz trochę z innej, mniej wesołej beczki. Dołujące czasy nastały dla mnie. Wiem że to tylko chwilowe i za jakiś tydzień minie, ale ile można się denerwować. Nie chce mi się negatywnie rozpisywać, więc to wypunktuje:
- durna pogoda. Ni to deszcz, ni to gorąco, duszno i jakoś nie tak
- okres
- przytyłam znowu i czuję się jak wieloryb
- inwentaryzacja w pracy. Dużo roboty, mało czasu, nerwówka i na samą myśl mi się niedobrze robi. Dodatkowo jeszcze w moim sklepie, wyprzedaż i inne wymyślne atrakcje ufundowane dla nas pracowników od swoich niezbyt ogarniętych szefów siedzących na stołkach nie wiadomo z jakiego powodu. I to tylko dlatego żeby przypadkiem nam się w pracy nie nudziło.
- Euro 2012. Nie jest to aż tak strasznie dołujące, ale na prawdę bardzo męczący temat. Czekam po prostu na koniec i niech mi się te ruskie nie pałęta pod nogami.

Tak więc, tydzień musi minąć w biedzie a potem będę się reaktywować, bo teraz nie dam rady. Bardzo fajny tekst widziałam. 'Boże daj mi cierpliwość. Byle nie siłę, bo kogoś zabiję'. Tym pięknym akcentem zakończę moje dzisiejsze wywody.
-

czwartek, 7 czerwca 2012

Ławka.

Skorzystam z okazji i w końcu coś napiszę. Co to za okazja? A no siedzę na ławce i czekam na cud. Właśnie wróciliśmy ze Szczytkowic z grilla. Kulturalnie chciałam w domku się umyć, bo oblepiona jestem miodem (śniadanie w McDonaldzie), niestety w domu nikogo nie zastałam, a moje klucze leżą na półce. Jest Boże ciało, mam kaca, wszystkie sklepy zamknięte, a mi się tak strasznie chce pić. No ale trzeba widzieć pozytywne strony każdej zaistniałej sytuacji... przynajmniej nie pada. Tata właśnie oddzwonił (w końcu) i dowiedziałam się, że prędko nikt nie nadejdzie z odsieczą, bo mama jest na procesji która skończy się za 1,5 godziny, no a tata dopiero będzie wychodził ze szpitala a wiadomo jak to jest z wypisami. Muszę użyć planu B, bo strasznie mnie ciśnie kac kupa i to się staje irytujące. Tak więc chyba muszę naruszyć spokój świąteczny sąsiadki i wziąć od niej klucze. Mam nadzieję, że chociaż ona jest w domu.

Tak więc, sąsiadki nie było w domu i już się podłamałam, ale na szczęście tatę wypuścili ze szpitala i przyjechał zabrać swoją córunie z ławki. Chciałam coś napisać o mojej nowej fascynacji, ale chyba nie zdążę, bo muszę się zbierać. Poza tym śmierdzę wędzonką i zepsutym człowiekiem. Może jak się wykąpie to się poczuje jak człowiek.

Zjadłam truskawki ze śmietaną i to chyba nie był dobry pomysł. Nie współgrają w żołądku z resztkami wczorajszego piwa.