niedziela, 20 września 2020

**********

 Wiedziałam, że wrzesień jeszcze nie będzie miesiącem na pełnych obrotach. Jestem jednak trochę rozczarowana proporcją minionego czasu do ilości wykonanych zadań. To jest chyba nie do przejścia, narzucanie sobie presji nie jest zbyt zdrowe, a na wiele z czynników nie mam po prostu wpływu. 

Początki Igora w przedszkolu nie okazały się zbyt łatwe, więc przez jakiś czas zostawał tylko do zupy. Miałam dla siebie dosłownie 2 godziny. Pff dla siebie to zbyt dużo powiedziane, na ogół zdążyłam wtedy zrobić coś do żarcia jak szarańcza wróci do domu. 

Pogoda jest na prawdę łaskawa, noce się trochę zimne zrobiły, ale w ciągu dnia można się nawet opalić. Dzieci chcą ciągle być w terenie, nie bardzo mi się chce jak mam robotę w domu, ale wiem że zimą będę żałować, że nie wykorzystałam takiego słońca.

Zdążyliśmy jeszcze we wrześniu załapać się na małe wakacje w górach. Chłopaki byli bardzo zadowoleni. Ja też muszę przyznać, że bardzo mi odpowiada taki rodzaj wypoczynku. Intensywnie, ciekawie i nie za długo. Jedyne co bym jeszcze zmieniła w takich wycieczkach to ilość przyjmowanego śmieciowego jedzenia. Zamiast nabrać energii to ja do domu przywożę dodatkowe kilogramy i kiepskie samopoczucie.

Ten weekend to również rozjazdy. Piątek i sobota u Babci, a dzisiaj urodziny Izy. Chłopaki brudne posnęły w aucie, a jutro do przedszkola. Nie ma to jak organizacja i higiena i rutyna.

Pomagam teraz Zośce w ogarnianiu mieszkania pod wynajem. Dużo roboty nie ma, ale robić coś pod kogoś kogo się nie zna to trochę kłopotliwe. No i starość nie radość. Myślałam, że pojadę i będę robić do oporu, ale moje siły są znikome. Muszę wrócić do formy zanim wrócę do pracy.

Tak oto minęła większość września. Człowiek zmęczony, a nie widać dlaczego.

wtorek, 1 września 2020

**********

 Dzisiaj moje dzieci poszły do przedszkola. Jeden i drugi. Coś pięknego. Nie było żadnego marudzenia, żadnego spóźnienia, żadnych awantur. Krzyś jak zawsze coś psioczył pod nosem, to dzisiaj nawet nie zjadł śniadania, prawie by w piżamie wyszedł. Igor pierwszy raz, ale bez żadnego problemu, powiedział, że tam wróci, co daje nadzieję, że te wyjścia będą jakoś wyglądać.

Dzisiaj dzień adaptacyjny, więc chłopaki byli krótko, do tego później mieliśmy gości, więc w trybie turbo próbowałam przywrócić w naszej chacie ład i porządek...chociaż powierzchownie. Od jutra już nie będzie zmiłuj.

Czeka mnie dużo pracy. Zależy mi na tym, żeby w szybkim czasie zrobić jak najwięcej zaległości, przy tym nie mogę zapomnieć o codziennych obowiązkach. Również należałoby się w końcu wziąć za siebie... fizycznie, psychicznie, duchowo i emocjonalnie.

Pierwszy mój projekt to wysprzątanie piwnicy, która była królestwem mojego taty. Czeka mnie niezła przeprawa. Mam nadzieję, że się tam nie rozkleję.