środa, 24 czerwca 2015

Troche wolności.

Wydarzyła się wspaniała rzecz. Razem z Markiem byliśmy w kinie. Prawie jak randka. Komedia sensacyjna z moim ulubionym aktorem. Uśmiałam się porządnie. W pewnym momencie się zastanawiałam czy to film, czy ta namiastka wolności tak wesoło na mnie podziałała.

Powoli (na prawdę, bardzo powoli) się oswajam z myślą, że już niedługo trzeba będzie pójść do pracy. Ciągle snuje, za co się wziąć, jak do tego przygotować. Nie czuje spiny... jeszcze. Wypracowuje podejście, w którym na wszystko musi przyjść dobry moment, nic na siłę. Byle by się za dużo nie zapuszczać. Czekam, aż Marek zakończy zabiegi. Wspólnie lepiej ujarzmić naszego syna.

Tak właśnie jak już mowa o moim synu, uświadomiłam sobie, że swym uśmiechem bardzo przypomina Kevina samego w domu. Nie powiem, jest to dość przerażające...

sobota, 20 czerwca 2015

Kuweta.

Dziś kieruję się kawałem o dwóch kotach, które są na pustyni i jeden mówi do drugiego: stary nie ogarniam tej kuwety. Tak więc, ja nie ogarniam co się tu dzieje.
Po pierwsze, wróciłam do Polski już tydzień temu, jednak sprzęty w moim domu odmawiają posłuszeństwa i napisana przeze mnie notka nie została jednak dodana.
Po drugie, muszę nadrobić różnego rodzaju spotkania z osobami, które się za nami stęskniły po tych trzech tygodniach.
Po trzecie, znowu muszę naprostować swojego syna do funkcjonowania w innym trybie.
Po czwarte, sama się muszę odnaleźć w sytuacji.

No więc widzicie, jaka tu u mnie Sahara występuje. Muszę jednak zastąpić czymś innym słowo 'ogarniać'. Marek w szczególności go nie akceptuje. Jest aż 231 synonimów tego słowa, kto by pomyślał, że ja nigdy nie mogłam na nic wpaść. Tak więc od dzisiaj mogę powiedzieć, że:
  • nie obejmuję
  • nie otaczam
  • nie otulam
  • nie przenikam
  • nie chwytam
  • nie nadążam

Od razu świat nabrał innych barw. Muszę sobie je chyba wypisać, bo przyjdzie do narzekania, a ja znowu wyskoczę z ogarem.

Za miesiąc syn mój kończy rok. Jest to jednoznaczne ze zbliżającym się końcem wolnego od pracy. Niby powrót szykuje się na listopad, ale wiadomo jak czas szybko leci, a ja mam mnóstwo rzeczy do zrobienia i niestety żadnej odsieczy. Nie otulam mojej listy zadań, muszę ją skonfigurować na nowo, razem z całym planogramem. Trzeba będzie Młodego zacząć zostawiać czasem u babci, żeby się przyzwyczajał, bo jak wrócę do pracy, będzie to zamiennik żłobka. No i wypadałoby odstawić od cycka, chociaż w dzień. W nocy ciężej, ze względu na ząbkowanie, doskwierające coraz boleśniej i Krzycha i mnie. No i chciałabym, żeby już pokój własny miał, ale znowu to ząbkowanie i karmienie w nocy, no i łóżeczko trzeba wymienić, a naszego małżeńskiego nie możemy sprzedać, a nie ma gdzie wstawić w salonie przecież... ehh.

Zanim umknie mi ta nowina, syn mój stawia swoje pierwsze kroki. Nawet dosyć często i nawet z obrotem, czasem nawet podbiegnie, a potem wyląduje na klacie. Najpierw Julka się naoglądałam jak zaczynał chodzić, teraz Krzycha, a taki to piękny widok.

czwartek, 11 czerwca 2015

Obserwator.

W niedzielę znowu byłyśmy w parku. Już się nie będę rozpisywać jaki był wspaniały. Zmierzam jednak do tego ile było w nim ludzi i to jakich. Coś głupiego w sobie mam, że bardzo lubie obserwować innych, a tu jest taka różnorodność kultur, że mogłabym siedzieć i się gapić cały dzień. Szukam jakiejś inspiracji. Zrobienie sobie grzywki nie jest dobrym pomysłem, o czym przekonałam się już miliony razy. Teraz myślę nad trwałą. Jest to ryzykowne posunięcie dlatego wciąż biję się z myślami. Czasem by się przydał spontan, w innym przypadku może się tylko skończyć na gadaniu.

Czytałam książkę "Panna Nikt". Myślałam, że to jakaś luźna historia, ale to ciężki temat do ugryzienia. Przez chwilę chciałam ją skończyć dla zasady, ale w sumie to po co? Muszę przestać być na siłę ambitna bo mi życia nie starczy na wszystko. Obejrzę sobie kiedyś film, albo i nie.

piątek, 5 czerwca 2015

Szkoła życia.

Musiał minąć tydzień,  żeby Krzychu się zaklimatyzował. Po pierwsze i po główne,  mogłam odejść trochę dalej niż na długość jego ręki, no i dla mnie najważniejsze to względne funkcjonowanie z kuzynami. Rozpłacze się już tylko wtedy, kiedy niechcący oberwie, albo ktoś za mocno ingeruje w jego przestrzeń.  No i kiedy Baron Julek zapoda wydźwięk swoim basem.

Nowe bodźce powodują u małego dziecka rozwój nowych umiejętności. W taki oto sposób nauczył się zabierać zabawki, krzyczeć trochę głośniej niż zazwyczaj, nawet klaszcze, czego nie chciał robić mimo moich starannych nauk. Wspina sie na podesty, włazi na schodki, tylko jeszcze zejść z nich nie umie, dlatego leci na łeb na szyję,  bidulek. Jeszcze się wprawi.
Mamy również za sobą chrosty, jakieś alergiczne chyba, bo przyczyne jest ciężko znaleźć. No i najgorsze, czyli gorączka. Biedny Synuś był bardzo wycieńczony, ale daliśmy sobie radę. Niestety młody znowu zrobił się dziki i ciężko go ujarzmić.
Został nam tydzień pobytu, ciekawe co jeszcze się wydarzy.