czwartek, 30 kwietnia 2015

Kwiaty we włosach, potargał wiatr.

U nas w miejsce kwiatów należy wstawić głównie owsiankę, ale też i banana, lub serek. Jestem wykończona sprzątaniem. Mogę sprzątać wiele rzeczy, ale jak widzę upapraną żarciem kuchnię, to słabo mi się robi.

Ostatnio trochę się rozleniwiłam. Nie zaglądam już na moją listę do zrobienia, zajęłam się oglądaniem Zbuntowanego Anioła. Gdyby ktoś pytał, to dokształcam się z hiszpańskiego.

Zabukowałam bilety do Londynu. Troszkę zestresowana jestem. Przede wszystkim tym, jak ogarnę Krzycha przez dwie godziny w samolocie. Ledwo w aucie sobie daje radę. Nie jest to chłopak transportowy. W każdym razie okazuje się, że moje dziecko, to maminsynek. Nie pójdzie do nikogo, tylko mama, tata i babcia, koniec, kropka. Ukręciłam sobie pętlę na szyi, a na niej wisi, mój syn. Cóż mogę rzec, nie przeszkadza mi to wcale, przynajmniej teraz.

Czuję niedosyt w tej notce, ale również lenistwo czuję...

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Bilans.

Szybko i zwięźle, bo Młody w nocy wypuszcza uzębienie i jest nieznośny w swym spaniu, toteż muszę szybko iść spać, żeby coś pospać, bo jestem budzona co godzinę.. bleah!

Dwa tygodnie urlopu Marka:
* rozpoczęłam go okresem (pierwszym od półtorej roku), więc na dzień dobry straciłam ochotę do czegokolwiek. I nie prawda, że po porodzie okres jest łagodniejszy.
* pogoda okropna, więc na polu nie dało rady za dużo zrobić
* wypadek z kręgosłupem, więc parę dni odpadło na dogorywaniu
* żeby nie było, że tylko marudzę, to dodam, że Marek też się wziął za niektóre rzeczy.

No, ale na 104 podpunkty na mojej liście do zrobienia zniknęła prawię połowa. Całkiem nieźle, chociaż jakbym się zawzięła i los by troszkę dopomógł to by niewiele co zostało. Co się będę spieszyć, jutro też jest dzień.

Jestem poirytowana wyrzynaniem się zębów u dzieci. Okres nędzy i rozpaczy, a zapewne to jeszcze nic w porównaniu z tym co będzie jak reszta zacznie wychodzić. Mamy już wszystkie jedynki, czyli te łagodne wersje. Codzienne humorki jakoś przyjęłam na klatę, ale noce mnie dobijają. Jak słyszę, że jakieś matki się wysypiają, to mam ochotę im zapałką wydłubać oko. Każda marzy o dobrze śpiącym dziecku. No cóż, mi się nie udało, ale całe szczęście jest zdrowe i silne. Silne zwłaszcza jak ma ochotę mnie trzepnąć w łeb. To jest w ogóle normalne, że tak małe dzieci tak robią? Srogim tonem powiedziałam 'nie wolno', no i się Krzychu rozpłakał, no i musiałam go przytulić, bo tak rzewnie ryczał, że aż mi pękło serduszko. No i co on z tego zrozumiał?
Zaczęły się również wrzaski, kiedy mama nie chce czegoś dać. Ręka mnie świerzbi, bo to taki złośliwy, okropny krzyk. Póki co tylko stół oberwał i nawet zapanował spokój, ale tylko na 5 sekund. Na dłuższą metę, metoda nie wystarczy, bo ręka mi odpadnie. Muszę chyba wysłać syna na jakąś tresurę, gdzieś... gdziekolwiek, byle nie krzyczał, moja psychika podupada.

W sobotę byliśmy na basenie w Środzie Śląskiej, na grupowych zajęciach. Czułam się trochę jak w filmie amerykańskim, kręconym na przedmieściach. W poczekalni siedziałam ja i 3 inne matki, czekające na swoich kochanych mężów i słodkie, wspaniałe pociechy (córki). Rozmawiały głównie o szczepieniach, etapach rozwoju każdej dziewczynki, kupach i takich tam. Każda mama zadbana, ale w dresach. No i moment w przebieralni bezcenny. Tata oddaje dziecko mamie, stałe bywalczynie uskuteczniają bieg do przewijaków, bo ograniczona liczba. I zaczyna się pielęgnacja, oczywiście podczas ciągłych rozmów o wszystkim co związane z dziećmi. I tu właśnie wyszło na jaw jaka ze mnie zła matka. Wycieram, nakładam pieluchę, ubieram i wychodzimy do poczekalni, nie to co inne matki. Salon kosmetyczny pierwsza klasa. My nawet krem do pupy używamy dopiero przy odparzeniach, których notabene nie ma.
Dziwnie się tam czułam.

Wyglądam jak rasowa matka... sześcioraczków, muszę coś z tym zrobić, bo mchem porosnę. Wyprostowałam sobie dzisiaj włosy, lepiej mi na duszy.

środa, 8 kwietnia 2015

Baby Boom!

Byłam dzisiaj się spotkać z dziewczynami z liceum. Myślałam, że się trochę oderwę od tematyki dziecięcej, ale mój syn jest zawsze w centrum zainteresowania. Przez chwilę zazdrościłam im, że tak swobodnie mogą egzystować, niezależnie i bez obowiązków, a potem Krzychu się do mnie uśmiechnął, laski się rozkleiły i zrozumiałam, że bezgraniczna wolność to już nie moja bajka, a ta w której jestem obecnie jest całkiem fajna, chociaż nie raz męcząca.

Ciągle w okół nas pojawiają się dzieciaki. W samej rodzinie się ich nazbierało pięcioro. Teraz różnica w miesiącach jest dosyć znaczna w rozwoju, zachowaniu, w umiejętnościach. Za parę lat to wszystko się zleje i dopiero się zacznie: a czy twój robi tak, a twój gada to, a twój lubi tamto??? Mimo wszystko patrzy się na swoje dziecko przez pryzmat funkcjonowania innych dzieci. Ja tam lubię obserwować, czasem coś podpatrzeć nowego. Mimo ciągłej lektury mam wrażenie, że nic nie wiem. Jak to się ładnie mówi, człowiek całe życie się uczy, a i tak umrze głupi. Mam tylko nadzieję, że syn mój nie będzie się oglądać na innych, tylko robić swoje.

Plecki już tak nie dokuczają. Niewiele zostało Marka urlopu, a robota nie zając, niestety. Chyba będzie tak jak przewidziałam... a może jest tak, bo tak się nastawiłam? Zapewne. Pozytywne myślenie przede wszystkim. Musze wyluzować. Im mniej będę od siebie wymagać, tym większe będą postępy.

sobota, 4 kwietnia 2015

Jajca

Posiadanie dziecka sprawia, że człowiek ma ochotę na celebrowanie różnych tradycji. Dzisiaj więc wyruszyliśmy z Krzychem na poświęcenie koszyków. Całe przygotowania odwaliła babcia, my się tylko pojawiliśmy. Jak na ostatnie śniegi to przynajmniej nam pogoda dopisała.
Stałam w tym kościele i myślałam, jak to czasy się zmieniły, jak to kiedyś za małolata wszystko inaczej wyglądało. Co mnie skłoniło do takich refleksji, ano pewna dziewczynka, a dokładniej jej koszyczek, w szczególności jego zawartość. Koszyczek nie był pleciony tylko taki materiałowy zajączek, ale to pół biedy, bo wiadomo, że maleństwo to woli kolorowe akcesoria, a nie jakieś tam plecione barachło. W końcu to wszystko się wzięło i wysypało, a tam głównie królowały czekoladowe króliczki Milki i jajka niespodzianki. Ja się przyznaję bez bicia, że w pierwszej kolejności jem baranka, ale bez przesady, tam nawet kawałka chlebka nie było. Załamałam się... do czego ten świat zmierza?!?!?!

Po wizycie na pogotowiu dowiedziałam się, że mam zespół bóli kręgosłupa lędźwiowego. Jedyne co sobie mogę, to przeciwbólowe. Jest troszkę lepiej, ale jak się zastanę to nie jest ciekawie, a już najgorzej ogarniać młodego. Panie pogotowianki kazały mi koniecznie iść do neurologa. Zastanawiam się, ile internista moze wypisać skierowań na jednej wizycie. Trochę by mi się ich przydało, a nie widzi mi się łazić tam co chwilę. Podejrzewam, że jak zacznę falę spotkań medycznych to szybko się one nie skończą.

Jutro niedziela. Mija pierwszy tydzień urlopu Marka, a ja nadal w polu i teraz to nawet mi się już niczego nie chce robić. Sprawdzałam pogodę i dopiero w piątek ma być ładnie. Ech, biednemu ciągle wiatr w oczy...
Miałam nie marudzić, wiem, ale poczekam, aż chociaż słońce wyjdzie.

środa, 1 kwietnia 2015

Może być jeszcze gorzej?

Może! i już nic mnie nie zdziwi. To miał być piękny dzień. Na początku nawet taki był. Wstałam o 10:00, wyspałam się. Na spokojnie zjadłam śniadanko oglądając Zbuntowanego Anioła. Z piżamy wyskoczyłam bardzo późno, jednym słowem dzień lenia, a raczej pół dnia. To było miłe zakończenie świętowania moich wczorajszych urodzin. Później miałam się ogarnąć i zabrać za porządki. Nie zdążyłam, podnosząc gondole coś mi chrupło w plecach. Myślałam, że mnie zegnie w pół, ale z ciężkim wysiłkiem tylko się osunęłam. Dobrze, że moje dziecię porusza się samo, bo nie dałabym rady go nawet przeturlać gdziekolwiek. Podążyło na czworaka za matką do drugiego pokoju, gdzie stacjonowały telefony. Dobrze, że Marek był na działce, bo zastygliśmy w przyziemnej pozie do Jego powrotu. Wypadł mi dysk? złamał mi się kręg? Kości mi się rozpłynęły? Nie wiem, ale boli! Nie mogę normalnie funkcjonować. Przypomniały mi się pierwsze dni po cesarce, jak nie mogłam dziecka przytulić. Chce mi się płakać.
Jak do jutra nie przejdzie, to chyba czeka mnie jakaś droga wizyta u specjalisty. No i w ogóle ten kręgosłup muszę ogarnąć, bo mam jeden kręg lędźwiowy niezrośnięty, wypadałoby umocnić to miejsce. Kolejny lekarz do odwiedzenia na mojej szanownej liście. Jestem załamana.

Gdyby ktoś myślała, że to prima aprilis, to niestety z wielkim smutkiem muszę go rozczarować.