środa, 30 listopada 2011

Bad day.

Pobudka, bieganie, energia i myślałam, ze jakoś to wszystko przetrwam. Informacje dzisiejszego dnia nie należały do najlepszych (co widać po tytule notki). Najpierw się okazało, ze Maniek jedzie w delegacje jutro. Jeszcze o tym tutaj nie pisałam więc teraz jest świetny moment: nienawidzę delegacji. Nie pamiętam, żeby wcześniej AŻ tak bardzo mi to przeszkadzało, ale teraz odczuwam wręcz dyskomfort psychiczny i jest mi najzwyczajniej źle. Inaczej kiedy jestem w pracy, ale akurat na złość mam teraz 3 dni wolnego. To pewnie wygląda jak zwierzenia zakochanej szesnastolatki, no bo przecież ludzie nie spędzają ze sobą każdej wolnej chwili. Inni ludzie bo u nas to normalne, przecież lepiej mi się robi cokolwiek kiedy kątem oka mogę patrzeć na Niego :)
Potem juz było tylko gorzej. Nie było komu mnie zmienić na kasie wiec zamiast do 14:00 stałam tam do 18:00. Wymyło mi to mózg doszczętnie. 80% klientów to banda debili i chamów, którzy nie potrafią się zachować. Pod koniec to ja już nie wiedziałam gdzie stoję i jak mam na imię i takim oto sposobem dorobiłam się braku w kasie 30 zł. Wszyscy do mnie mówią, ze to niewiele. No niewiele, ale kiedy przeliczam co ja bym za to mogła, to niestety ale akurat mi się wydaje dużo... plus zbiera mi się na płacz. Reasumując ten dzień jest do dupy.

Myślałam, ze coś kreatywnego zrobię po powrocie z pracy, ale jednak nie. Taka śmierdząca i zmęczona idę w kimono. Dobranoc!

wtorek, 29 listopada 2011

Niespodzianka.

Poranek niezbyt dobrze się zaczął. Prawie zaspałam no i okazało się w ogóle, że w pracy miałam być na 8:00 a nie na 8:45 ze względu na zebranie. Wiedziałam o tym, że ma się odbyć, ale nie dotarło do mnie, że mam być wcześniej w pracy. Czekając aż mi dziewczyny otworzą roletę myślałam sobie, ze to jest mój koniec. Nie dość, ze nie przyszła na zebranie, to na pewno zauważyły, że ostatnio się do niczego nie przykładam i jak ja dzisiaj wytrzymam w pracy z kolejnym negatywnym podejściem. Już mi się ciepło zrobiło na samą myśl jakie dziewczyny będą miały miny. Wchodzę i sytuacja się obróciła o 180 stopni. W pierwszej kolejności zobaczyłam jak wszystkie ze mnie polały, ze przegapiłam zebranie, na którym i tak nic się nie działo. Potem dowiedziałam się, że niepotrzebnie się przebrałam bo grafik został ostatnio zmieniony i nikt mi nie przekazał, ze dzisiaj mnie w pracy nie ma, a potem usłyszałam od kierowniczki, ze wszystkie (stare, w sensie stażem) dziewczyny są bardzo zadowolone z mojej pracy bo myślę i jak na świeżego pracownika ogarniam rzeczy których nie ogarnia nie jedna długo pracująca osoba. Zrobiło mi się cholernie miło i nie zaprzeczę, że wywołało to u mnie większą motywację do tej pracy.

W tym miesiącu na prawdę dziwnie przechodzę okres. Strasznie dużo płaczu. Jestem emocjonalnie rozklejona i nie wiem co jest tego przyczyną bo tabletki biorę takie jak zawsze. Zawsze tam coś się wyprawiało, ale bardziej ktoś mnie wkurzał a teraz płacze do piosenek, płacze do seriali, płacze jak Maniek wychodzi, płacze jak głaszcze Rubisia i nawet normalnie teraz płaczę grrrr.

czwartek, 24 listopada 2011

Moja wina.

Wolne. W końcu mogę na spokojnie wypić poranną kawę bez pośpiechu i zachłyśnięć. Może i bym mogła tak mieć w dzień pracujący ale musiałabym wstawać co najmniej pół godziny wcześniej, a ostatnio ciężko jest się zwlec z łóżka. Minął okres bezsenności i braku apetytu - niedobrze. Te trzy dni w pracy były dla mnie koszmarem. Zapewne z powodu nadchodzącego okresu. Pewne rzeczy działały mi na nerwy a kiedy nie mogę się wyładować to chce mi się płakać. Tylko raz zaszkliły mi się oczy, resztę przykrych sytuacji załatwiłam wyklinaniem pod nosem. Normalnie człowiek by machną ręką i po kłopocie, ale z hormonami nie wygrasz. Przyznaję się bez bicia, że rozpaliłam się trochę z czego nie jestem zbyt dumna, ponieważ zaakceptowałam w sobie chęć plenia przy piwie, a w pracy jak to w pracy, zaczyna się od jednego a potem wiadomo jak się kończy. Kiedy wczoraj szłam zapalić 'szczęściarza' (ostatni papieros w paczce), pomyślałam sobie, że chciałabym nie wrócić do tego nałogu i wtedy... wszechświat dał mi znak. Popatrzyłam na ciemne niebo i zobaczyłam gwiazdkę. Jedna, tak sobie na mnie świeciła. W Mikołaja z workiem nie wierzę, ale skoro natura mi chce pomóc no to przecież, że skorzystam z szansy.

Dostałam gazetkę z Avonu. Długo się zastanawiałam czy w ogóle ją otworzyć, ale jednak. Ku memu zdziwieniu, nie pojawiło się nic ciekawego, więc moja duma nie została ugodzona faktem chcieć a nie móc. Przewąchałam wszystkie próbki. Mój najbardziej sprawny zmysł został mile połechtany. Mówię o węchu oczywiście, wszystko inne jest już na starczym etapie. Cynamon, pomarańcza, wanilia, oliwa z oliwek, śliwka, mleko, miód, nawet zapach grzańca się pojawił. Może kiedyś i od serduszka poczuję święta.

Mam dzisiaj trochę rzeczy do zrobienia i myślę, że jeszcze nie najgorzej mi idzie, aczkolwiek ta kawa mnie trochę rozleniwiła. Główne rzeczy które muszę dzisiaj zrobić to ćwiczenia, porządki, prysznic, ksero, bank no i w głównej mierze obciąć resztę paznokci, żebym nie wyglądała jak dziwadło. Myślę, ze jak zepnę pośladki to zdążę do 16:00.

wtorek, 22 listopada 2011

Do celu.

Zaczyna się robić poważnie chłodno. Specjalnie mi to nie wadzi, ponieważ mam styczność z mrozem tylko po drodze do pracy, czyli na rowerze. Fakt! Dzisiaj doszło do tego, że musiałam 'skrobać' siodełko. (Poczułam niesamowitą więź z kierowcami), ale ludziom się wydaje, że wszystkie wiatry skupiają się na mnie, ale prawda jest taka, ze jak się tak pedałuje to krew mi nawet włosy rozgrzewa. Jedyne ale... dłonie. Zakładam podwójne rękawiczki, ale niestety to nic nie daje. Wyglądają jak papier ścierny. Dodatkowo w pracy jest ciężko utrzymać dobry stan rąk. średnio raz dziennie łamie mi się któryś z paznokci, siniaki, zatarcia, skaleczenia, no i jakoś nie mam w nawyku używania kremiku, jednym słowem jestem niewyjściowa.

Muszę jeszcze raz napisać jak bardzo rajcuje mnie jedzenie czosnku. Jeszcze chyba nie mogę powiedzieć, że to dzięki niemu jeszcze nie jestem chora, ale pewnie już swoje robi. Dlaczego o tym czosnku w ogóle wspominam? Bo dzisiaj zauważyłam, że jak się trafi taki mocny ząbek który wypala język, to spożycie wtedy jakiegokolwiek napoju, jeszcze bardziej to pieczenie wzmaga. To Ci niespodzianka. Niestety tyle co wyczytałam to czego się napić aby zneutralizować przykry zapach. Jest to nie mniej ciekawe, bo czerwone wino, mleko, albo jogurt. Kto by w ogóle pomyślał. Znajomość takich rzeczy ogólnie uznanych za pierdoły jest przydatna, ale nie wiem czy którakolwiek babcia z prawdziwego zdarzenia to wszystko ogarnia. Nie zdziwiłabym się gdyby moja mama miała książkę tego pokroju, ale tak na prawdę w danej sytuacji się o tym nie pamięta, a książka się kurzy.

Moje wielkie plany legły w gruzach. Tablica korkowa jest dla mnie zbyt mało czytelna, więc z niej zrezygnowałam. Otworzyłam notesik w którym powinnam wszystko notować, ale też jest mało czytelny. Nie wiem co zrobić z tym fantem, demotywuje mnie to do działania. Misja 'bądź piękna w Sylwestra' chyba mi nie wyjdzie. Jest to jedna z najgorszych rzeczy za którą mam się zabrać. Odkładam ćwiczenia z dnia na dzień aż w końcu się ocknę w Wigilię, że nie mieszczę się przy stole. Z innymi wielkimi planami też niespecjalnie. Słaba silna wola, słomiany zapał i takie tam...

środa, 16 listopada 2011

Umarłam!

Czyli dzień jak co dzień kiedy wracam z pracy. Trochę dzisiaj wymarzłam wracając na rowerze więc postanowiłam zaaplikować dawkę czosnku na kanapkach. Przypomniały mi się czasy jak to codziennie jadłam takie kolacyjki. Jaki skutek? Jako że czosnek się wypaca całym ciałem  śmierdziałam strasznie aż do porannego prysznica ale! byłam wyśmienitym okazem zdrowia. Przynajmniej tego od odporności na choróbska.Nie wiem dlaczego ten nawyk mi zanikł, ale z racji na jego zalety chyba go przywrócę na stałe w okresy mroźne. Zjadłam już i teraz zawiesiłam się w jednej pozycji, trochę pogarbionej i bezsilnej. Pierwszy dzień pracy po wolnym jest dla mnie jak szkoła przetrwania. Ciężko mi się rozkręcić do roboty, wytrzymać do końca, a kiedy już wracam to czuję każdy, dosłownie każdy milimetr mojego obolałego ciała. Muszę iść się umyć, ale boję się, ze jak już stanę pod ciepłym prysznicem to zostanę tam do rana.

Zostało 6 tygodni do sylwestra. Przeważnie jest to hasło kolorowych pisemek, które przypominają, ze to (prawie) ostatni dzwonek na wzięcie się za siebie i że w ten dzień każda kobieta powinna wyglądać olśniewająco, szczupło, zdrowo i w ogóle jak ta lala. Może to nie jest głupie, żeby zrobić sobie jakiś konkretny program poprawiający moje 'fizyczne ja', tylko u mnie założenie nie brzmi "muszę być najładniejsza na imprezie". W tym roku stawiam na dresy lub piżamę.

Czuję na sobie presję oszczędzania każdego grosza. Mimo, ze sama sobie ją narzucam, to jednak wynika ona z zaistniałych sytuacji. Wydatki tylko dochodzą coraz to nowsze, a stare nie znikają. Jak sobie pomyślę o mojej wypłacie, to przez głowę przechodzi mi myśl, że ledwo ją dostanę a chwile później już jej nie będzie. No bo co można za 1000 zł. Wiem, ze można, ale tylko okrojone życie bez przyjemności. Najbardziej irytuje mnie kiedy ktoś narzeka na brak pieniędzy, a żyje ponad stan. To jest po prostu nie fair.
Zagrałabym w lotto ale już nie mam za co...

poniedziałek, 14 listopada 2011

Seriale.

Nieskończony. Najczęściej jest to coś zbyt trudnego, lub zbyt drogiego, lub zbyt strasznego i jak tylko się zatrzymasz uświadamiasz sobie jak ciężko jest zacząć od nowa, więc się zmuszasz by tego nie chcieć, ale to zawsze tam jest i dopóki tego nie ukończysz, zawsze tam będzie.

To był cytat z 'Jak poznałem waszą matkę'. Zapewne teraz wyglądam jak wielka fanka seriali, no cóż, tak chyba jest w rzeczywistości. Zaletą może to nie jest, ale uważam, że w życiu codziennym czasem potrafi być przydatne. Wszystko zależy od tego co wybierzemy. Oglądając 'Jasia Fasole' pewnie wiele się nie nauczymy, ale kiedy są to historie zwykłych ludzi, to bardzo często możemy się wkomponować w to ze swoimi problemami i przeżyciami. Tak jak dzisiaj oglądałam o niezakończonych sprawach, marzeniach, zadaniach i to w chwile po tym jak napisałam swój plan dnia, a raczej przepisałam większość rzeczy z poprzedniego, bo nie został on w całości wykonany. Dzisiaj było dokładnie tak jak zawsze, zrobię pierdoły mało ważne po to żeby ciągle przepisywać ważne zadania na kolejny plan. Jest obecnie 11:09 więc może nic straconego. Zapodziałam gdzieś resztki energii, wiec idę jej poszukać...

17:43 a na moim planie całkiem dużo wykreślonych rzeczy. Jest okej, ale mogłoby być lepiej.

niedziela, 13 listopada 2011

Za marzenia nie karają.

Gdyby nie fakt, że pracuję w sklepie sezonowym, to nie miałabym kompletnego wyczucia czasu. Wszelakiego rodzaju święta omijają mnie dopóki ktoś głośno o nich nie wspomni. Ponieważ przyszła wielka dostawa związana już ze świętami to zaczęłam odkładać rzeczy, żeby przypadkiem mi ich nikt nie wykupił. Oczywiście ozdoby świąteczne zostają póki co tylko w mojej głowie. Widzę je wszystkie ale nie w moim pokoju u rodziców. Naszła mnie teraz myśl, żeby posiadać w domu imitacje kominka. Cudownie to wygląda.


Do czego dążę... w niedzielę zawsze jest mało ludzi więc postanowiłam już dzisiaj poodkładać prezenty dla dzieciaków. Zapragnęłam być znowu dzieckiem. Książki, wydzieranki, baśnie, kolorowanki, kredki same w ręce wskakują. Lalka śpiewająca 'Kosi kosi łapki' w momencie kiedy się klaśnie jej rączkami. No i przede wszystkim znalazłam gierkę którą wręcz uwielbiałam kiedy zostawałam w półinternacie po szkole. Wtedy nazywała się Latające Sombrero, dzisiaj Buziaki Śmieszaki. Nawet nie pamiętam jakie były zasady..

Jutro wolne. Mam mnóstwo rzeczy do zrobienia i wieczorną motywacje która różnie może się przekształcić do rana. Natomiast brak mi planu działania i niespecjalnie mam ochotę go robić teraz. Boję się, że jutro zanim coś się ze mnie spłodzi to połowa dnia minie i chociaż są to pierdoły do zrobienia w chwilę, to będą się ciągnęły jak nudny film.

Kulturalnie sobie obejrzałam Grey's Anatomy na dobranoc. Rzecz którą uwielbiam w tym serialu jest wprowadzenie na początku do jakiegoś problemu i jego skomentowanie, czasem rozwiązanie na końcu, oczywiście podparte wydarzeniami z odcinka. Żałuję, ze dopiero teraz zwracam taką uwagę na te słowa bo są na prawdę głębokie a ja jestem już na 9 sezonie. Mam nadzieję, ze nie strzeli mi nic głupiego do głowy żeby wszystko oglądać jeszcze raz, a jestem do tego zdolna. W każdym razie na dziś....

"Miałem okropny dzień. Mówimy tak cały czas. Kłótnia z szefem, z grypą jelitową, na drodze. To własnie opisujemy jako straszne, kiedy nic strasznego się nie dzieje. (...) To są rzeczy o które błagamy: leczenie kanałowe, kontrola urzędu skarbowego, kawa wylana na ubranie. Kiedy na prawdę dzieją się okropne rzeczy zaczynamy prosić Boga w którego nie wierzymy aby oddał nam małe dramaty i zabrał to".

Wyciska ze mnie płacz ta produkcja. Nie lubię mokrej twarzy (nawet pod prysznicem dostaje szału) ale tłumacze to sobie pozytywnym oczyszczaniem oczu z bakterii. Właśnie postawiłam sobie kolejny cel do osiągnięcia. Opanowanie płaczu! Muszę to gdzieś zapisać...

Wiadomości z ostatniej chwili. Mama chce wziąć jutro wolne. Tata wolne jeszcze cały tydzień. Trzeba sobie strzelić w łeb. Jestem na etapie 'skąd ja wezmę spluwę?' hehe dobranoc...

piątek, 11 listopada 2011

11.11.11

Z samego faktu, że to niepowtarzalna data, stwierdziłam, ze coś dzisiaj z siebie wycisnę, niestety jej wyjątkowość to tylko ładny wygląd. Oczywiście Dzień Niepodległości to bardzo ważne święto dla Polaków, zastanawiam się tylko co z tym moim patriotyzmem. Nie czuję tego, kompletnie. Ludzie chodzą i z dumą gadają, że są Polakami. Oczywiście patrząc się na wydarzenia sprzed lat jest to imponujące, ale teraz? Może mało się interesuje polityką, historią (w szkole niezachęcająco ją wykładali), ogólnie rzecz biorąc swoim krajem, ale nie wiem czy ta wiedza spowodowałaby większe przywiązanie do niego. Widziałam dzisiaj w wiadomościach co się działo podczas demonstracji w Warszawie. Wszystko fajnie, pięknie, tylko co demonstrantom da spalenie wozu TVN24? Kibicom potrafili zakazać uczestnictwa w meczach, to niech idiotom zabronią demonstrować.

Jutro znowu do pracy. Jeszcze nie weszłam w trans. Zaczęło się oczekiwanie do następnego wolnego.

Nie chce mi się nawet nic pisać. Mam dziwny nastrój i zastanawiam się czym jest spowodowany. W sumie to podejrzewam, tylko muszę sobie to w głowie wytłumaczyć dlaczego niektórzy powodują, ze schodzi z nas powietrze. Czasami żałuję, ze nie jestem wyrafinowaną, zimną osobą. Wydawałoby się, że lepiej sobie radzą w życiu, z drugiej strony w większości przypadkach kamienna twarz to tylko przykrywka. Całkiem przypadkiem uświadomiłam sobie mój podziw do osób z mocnym charakterem, a dokładniej podczas rozmowy kwalifikacyjnej kiedy to mój niedoszły szef orientując się, że lubimy te same książki zapytał mnie o mojego ulubionego bohatera. Teraz jak to wszystko piszę uświadamiam sobie, jak bardzo nie akceptuję siebie takiej jaką jestem. Ludzie zamiast przyjąć to co jest, takim jakim jest, to próbują na siłę wszystko zmienić. I czy to że tak wiecznie filozofuje jest normalne? No bo kto tak na prawdę tyle analizuje. Dla mnie wszystko musi mieć swoją przyczynę i skutek. No i w rzeczywistości tak jest, ale po co się tyle nad tym zastanawiać. Mam za dużo czasu na myślenie i dlatego tak się dzieje...

Poleciała piosenka. Jedna z moich ulubionych z serii 'świąteczne'. Tak bardzo uwielbiam święta i jednocześnie cholernie ich nienawidzę. Brakuje mi stabilizacji... ale teraz to nie czas na wywody tego typu.

środa, 9 listopada 2011

Nowa praca.

Nie wiem od czego zacząć. Ostatnie 4 dni spędziłam w pracy i śmiało mogę powiedzieć, że zostały one wyciągnięte z mojego życiorysu. Staram się wszystko utrzymywać na poziomie człowieka zorganizowanego, który w takiej sytuacji znajdzie czas dla siebie i innych i nawet mi to wychodzi. Ogólnie wygląda to tak, że z pracy jadę do Mańka, rano wstaję jadę do domku, mam czas na serial przy kawie i prysznic, jadę do pracy i tak w kółko. Żeby nie było zbyt mało aktywnie, to poruszam się rowerem. Muszę go trochę usprawnić, bo coś mi opony szwankują, a przecie jak śnieg spadnie to może się zrobić niebezpiecznie, a w tramwaj się nie przesiądę. Co do pracy, to jestem naprawdę zadowolona. Dziewczyny są w porządku i nie ma dziwnych spięć. Jest trochę ciężko, bo jak na osiedlowy sklep to na prawdę dużo ludzi go odwiedza i wiecznie jest coś do roboty. Czas szybko mija chociaż koło 17 zawsze mam kryzys i najchętniej bym wybiegła i zatrzymała się dopiero w domu. Z racji, że jest to taki pomniejszony polski (w sumie to chiński) Primark, to chodząc między półkami tylko myślę co by ładnie w moim domu wyglądało, albo na mnie, albo jaką zabawkę, bądź ciuszka kupić któremuś z maluchów. To jest straszne, z drugiej strony milej się tam spędza czas jak Cię otaczają ładne rzeczy.

Plan na dzisiaj? Na pewno odpocząć. Po takim maratonie, moje zastygłe mięśnie padły jak kawka.  Powinnam wcielić w życie jakąś jogę czy coś innego, ale to jest rzecz za którą na prawdę ciężko mi się zabrać. Mogłabym się skusić na basen, chociaż chyba bardziej na jacuzzi, tylko drogie takie rarytasy, a ja tu etap oszczędności teraz prowadzę. Najpierw zacznę od relaksu, potem może ogarnę otaczające mnie środowisko martwe i już brudne, a potem postaram się chociaż ogolić nogi.

Muszę wspomnieć tutaj o mojej nowej pasji, która narodziła się w kiblu. Rozwiązywanie krzyżówek. Kto by pomyślał. Nieważne, ze na całą stronę jestem w stanie wypełnić z 5 haseł, ale frajda jest.

Zastanawiacie się pewnie, dlaczego wcześniej został podkreślony zwrot paść jak kawka, otóż nie wiedząc skąd to mi się w głowie zrodziło, stwierdziłam, że sprawdzę. Pomyślałam, że jako blog rozrywkowo-nudno-czasem edukacyjny wyjaśnię tę ciekawostkę. Jeżeli ktoś się bardzo śpieszy, a chce znać rozwiązanie zagadki to może przejść do ostatniej linijki wiersza, osobiście jednak polecam przeczytanie całości.

Julian Tuwim - Rzepka


Zasadził dziadek rzepkę w ogrodzie,
Chodził te rzepkę oglądać co dzień.
Wyrosła rzepka jędrna i krzepka,
Schrupać by rzepkę z kawałkiem chlebka!
Więc ciągnie rzepkę dziadek niebożę,
Ciągnie i ciągnie, wyciągnąć nie może!

Zawołał dziadek na pomoc babcię:
"Ja złapię rzepkę, ty za mnie złap się!"
I biedny dziadek z babcią niebogą
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!

Przyleciał wnuczek, babci się złapał,
Poci się, stęka, aż się zasapał!
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

Zawołał wnuczek szczeniaczka Mruczka,
Przyleciał Mruczek i ciągnie wnuczka!
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

Na kurkę czyhał kotek w ukryciu,
Zaszczekał Mruczek: "Pomóż nam, Kiciu!"
Kicia za Mruczka,
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

Więc woła Kicia kurkę z podwórka,
Wnet przyleciała usłużna kurka.
Kurka za Kicię,
Kicia za Mruczka,
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

Szła sobie gąska ścieżynką wąską,
Krzyknęła kurka: "Chodź no tu gąsko!"
Gąska za kurkę,
Kurka za Kicię,
Kicia za Mruczka,
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

Leciał wysoko bocian-długonos,
"Fruńże tu, boćku, do nas na pomoc!"
Bociek za gąskę,
Gąska za kurkę,
Kurka za Kicię,
Kicia za Mruczka,
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą!

Skakała drogą zielona żabka,
Złapała boćka - rzadka to gradka!
Żabka za boćka,
Bociek za gąskę,
Gąska za kurkę,
Kurka za Kicię,
Kicia za Mruczka,
Mruczek za wnuczka,
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
A na przyczepkę
Kawka za żabkę
Bo na tę rzepkę
Też miała chrapkę.

Tak się zawzięli,
Tak się nadęli,
Ze nagle rzepkę
Trrrach!! - wyciągnęli!
Aż wstyd powiedzieć,
Co było dalej!
Wszyscy na siebie
Poupadali:
Rzepka na dziadka,
Dziadek na babcię,
Babcia na wnuczka,
Wnuczek na Mruczka,
Mruczek na Kicię,
Kicia na kurkę,
Kurka na gąskę,
Gąska na boćka,
Bociek na żabkę,
Żabka na kawkę
I na ostatku
Kawka na trawkę.

piątek, 4 listopada 2011

Ostatni raz.

Podobno jak się ma dużo rzeczy do zrobienia i mało czasu na wykonanie, to jest się w stanie zrobić wszystko i jeszcze zdążyć odpocząć. Inna sprawa jest jak się ma za dużo czasu i cokolwiek do zrobienia. Dzień się kończy a 'cokolwiek' zamienia się w 'jutro'. Tak oto z dniem dzisiejszym chciałabym zakończyć beztroskie czasy nr 1. Kolejne numery pojawią się w przyszłości a wiązać się będą z wyprowadzeniem od mamusi, posiadaniem dzieci i różnymi takimi innymi odpowiedzialnymi sprawami. Zastanawiam się tylko czy to jest dobry czas, czy nie za wcześnie. W sumie pójście do pracy nie wyklucza wszystkiego innego co robiłam, jedynie trochę rzadziej będę się, że tak powiem, bawić w pierdoły. Chciałabym po prostu żyć na większych obrotach niż to do tej pory się zdarzało.

Jest wieczór (w sumie nie aż tak późno, ale całkiem ciemno), a mnie roznosi energia. Tworzą mi się w głowie pomysły, jak spędzić jutrzejszy dzień, czego to ja nie dokonam, a wstanę rano i szlak to wszystko trafi. Choruję na poważną przypadłość zwaną 'odjutryzm' i z tego co mi wiadomo nie ja jedna. Dziwne, że żaden ambitny naukowiec, nie pokwapił się, żeby znaleźć na to lekarstwo. Muszę zajrzeć do ostatniej kartki mojego kalendarzyka. Tam zapisałam sposoby na uzyskanie energii. Myślę, że od tego trzeba zacząć.

 Moja fascynacja wczoraj ściągniętymi książkami uległa zniszczeniu po fakcie kiedy dowiedziałam się, że znaczna ich większość to tylko fragmenty pełnej wersji. No tak to się nie robi.

Jutro idę pierwszy dzień do pracy. Poznałam dzisiaj moją kierowniczkę. Wygląda na równą babeczkę, wiec spodziewam się czegoś lepszego niż na moim dniu próbnym w sklepie zabawkowym. Jestem nawet pozytywnie nastawiona na tą prace mimo małych zarobków.

Etap pracy zawodowej oraz pracy nad sobą uroczyście uznaję za otwarty! (już od jutra ;)

czwartek, 3 listopada 2011

Poszalałam.

Pomyślałam sobie, że wezmę się poważnie za tą prokrastynację. Przeczytałam chyba wszystko co ma do zaoferowania internet. Odniosłam jednak wrażenie, że materiały te są napisane dla dzieciaków ze szkół, które mają problemy z motywacją. Problem opisany dosyć poważne, ale jak przychodzi do jego rozwiązania, to wskazówek za dużo nie ma. Pozbądź się nawyków, skup się na jednym zadaniu na raz, wynagradzaj się za wysiłek itp. Tylko, ze to mi nie wystarcza. Nie muszę zrobić godzinnego projektu do szkoły, tylko muszę się ścierać z codziennymi rzeczami, które mnie przerażają. Jak mam to przeskoczyć?!?!
Nie znam niestety lepszego i tańszego sposobu jak lektura. Biblioteka mi się wydaje trochę uszczuplona, a w księgarni książka nie należy do tanich więc pościągałam z internetu e-booki. Niestety mam zbyt ciężki laptop, żeby łazić z nim wszędzie i czytać gdziekolwiek, ale nigdzie się nie pali. Dorobiłam się 91 książek i tak szczerze mówiąc to nawet nie wiem od czego zacząć. Nie wszystkie tak bardzo dotyczą prokrastynacji, gdyż nie mogłam się powstrzymać przed innymi ciekawymi tytułami. Że mi nikt za czytanie nie zapłaci... peszek.

środa, 2 listopada 2011

Ruch...

... jednostajny, prostoliniowy, jeszcze nie przyśpieszony. Głównie chodzi o to, że jednak ruch. Ponieważ moje kontakty z ludźmi od rekrutacji, a również z pracownikami  którzy się akuratnie nawinęli, były straszne, zaczynałam powoli panikować, głównie po mojej wizycie w niedziele w sklepie zabawkowym. Byłam tam całe 6 godzin na dniu próbnym, wyszłam bardzo zniesmaczona. Moja rola polegała na chodzeniu między półkami, zapoznawaniem się z towarem i obsługa klienta. Poćwiczyłam pamięć co do wystawionych zabawek w niemałym sklepie, na chwilę obecną mam do nich uraz. Co do klientów, to mogę powiedzieć, ze jak nie na pracownika (nie wyglądałam, bo nie miałam ubioru sklepowego) to liczba ludzi z którymi rozmawiałam, bardzo przewyższała klientów współpracownicy. No i co z tego, jak musiałam do niej iść za każdym razem bo nie znam się na śwince jakiejś tam, monster coś tam i wielu innych hitach dla naszych pociech. Niech mnie ktoś zabije jak moje dzieci będą się tym bawić! Nieważne. Bite 6 godzin stania, i nikt z pracowników nawet słowa ze mną nie zamienił, nawet jak sama zagadywałam. Jakieś drętwe to towarzystwo było i nawet po 3 godzinach chciałam zabrać swoje rzeczy i wyjść, ale mój terapeuta od prokastrynacji (czyt. Pan Internet) nakazał dokańczać rozpoczęte przedsięwzięcia. Tak więc zostałam. Pan kierownik Adam miał zadzwonić w poniedziałek, ale do tej pory nie dano mi żadnej wiadomości. No cóż. Przejechałabym się tam i powiedziała, co myślę o takim zachowaniu, ale daruje sobie. Martwię się o swoje szczęście a w tym czasie karma zrobi swoje... na chwilę obecną nawet mi się podoba jak zadziałała w innych przypadkach. What goes around, comes all the way back around. HELL YEAH!

Moje malutkie serduszko zostało dzisiaj bardzo uradowane telefonem na który czekałam. Mam już skierowanie na badania, więc nie będę się bawić w jakąś ściemę. Poza tym jak dzisiaj chwilę tam posiedziałam, to czułam się jakbym te dziewczyny znała od lat. Wrażenie zupełnie odwrotne od tego co miałam w innych miejscach pracy. Jestem zadowolona, poza małym defektem jakim jest wynagrodzenie, ale wszędzie takie dają, a przynajmniej mam blisko i przez dojazdy oszczędzam stówkę miesięcznie.

Zaniedbałam ostatnio moją tablicę korkową z zadaniami. Straszny chaos się na niej zrobił. Jak się patrze w lustro to też niezbyt ciekawie. Sodoma i Gomora! Książki na temat prokastrynacji nie znalazłam, ale wydaje mi się, że próby leczenia tej choroby należy szukać pod innymi hasłami, np jak gospodarować czasem, albo jak działać skutecznie, albo chociażby odnośnie tych zasad Getting Things Done. Mam straszne parcie na rozwijanie się na różnych płaszczyznach, ale to nic nie ma wspólnego z pracą i to mnie martwi.

Mam ostatnio problemy ze spaniem i jedzeniem. Że niby taki podświadomy stresik, z którego tak na prawdę sobie nie zdaję sprawy. Wydaje mi się jednak, że spokojnie podchodzę do tematu praca i nawet jeśli się specjalnie nie udawało, to bardziej ogarniało mnie chwilowe zdenerwowanie a nie zamartwianie się. Poza tym, byłam w o wiele gorszych sytuacjach i nigdy nie zdarzyła mi się bezsenność, bądź brak apetytu. Może to głupio zabrzmi, ale nawet mi to na rękę. Moja waga może chociaż troszkę spadnie (i też z innych części ciała a nie tylko z cycków), a skrócenie snu daje mi czas na inne zajęcia, chociażby czytanie książek które muszę oddać za niecałe 3 tygodnie.

Główny cel nr 1 został odhaczony - znaleźć pracę. Teraz przyjdzie czas zająć się innymi rzeczami. Jestem zdeterminowana, chociaż wiem, ze mogłabym bardziej, ale pracuję nad sobą.

wtorek, 1 listopada 2011

Jak się sprawy mają.

Czasami mi brakuje szybkiego przelania informacji z głowy na bloga, albo chociażby na papier, bo wiele na prawdę (rzecz jasna dla mnie), ciekawych tematów ulatuje niestety już bezpowrotnie. Czasami nie jestem w stanie usiąść i napisać notki, bo zwyczajnie czas na to nie pozwala, a zajmuje go co najmniej tyle ile poważny projekt. Ostatni tydzień nakręcałam się biznesowo. Rozmowa kwalifikacyjna za rozmową. Stwierdzam nawet, ze przez chwilę się poczułam jakbym podbijała świat. Do czasu... Ludzie się odzywali, przez chwilę, a teraz znowu ustało. Będąc w niedziele na dniu próbnym w sklepie zabawkowym stwierdziłam, że zaczyna się kolejny obsrany etap, wyścig szczurów, przebywanie z ludźmi z którymi nie chcesz przebywać, dobra mina do złej gry, tylko i wyłącznie za parę groszy. To jest bardzo przykre, ale tak na prawdę, cóż mogę na to poradzić? Oczywiście, że mogę na to wiele rzeczy poradzić. W tym celu przeczytałam książkę którą mi mama kupiła. Na prawdę byłam nastawiona na życie pełne zmian, pełne biznesu i obrotności, ale... zawsze jest jakieś ale. To do cholery nie jest to czego chcę! Nie chcę siedzieć w wielkiej firmie i być chodzącą w garsonce panią poważną. Ja w ogóle nie wiem czego chcę. Nadaje na innych falach niż ludzie w dzisiejszych czasach. Niestety teraz trzeba zrobić wszystko, żeby zdobyć jakikolwiek dochód. Nie będzie łatwo.

Peszek ostatnio mnie nie opuszcza. Mandat za jazdę bez biletów = 100 zł mniej w portfelu. Gra w Lotto zaczyła przynosić zyski, ale gdyby nie przypadek zamiast 24 wygrałabym 250 zł. Dlaczego? A dlatego, ze zamiast 6 liczb skreśliłam 7 i musiałam z jednej rezygnować, padło na tą która się pojawiłam w losowaniu, aaaj.

Nie dzieje się tak, jak być powinno. Zaczął się listopad, a wszystko stoi w miejscu jak stało.