wtorek, 25 lipca 2017

Na miejsca, gotowi, START!

Jeśli kiedykolwiek mówiłam, że dziecko wywraca życie do góry nogami, to tylko dlatego, że nie miałam jeszcze dwójki. Przy tej małej karuzeli ogarnianie jeszcze jednego klona to totalny rollercoaster.
Jakby ktoś się nie zorientował po wstępie, oznajmię wprost: ZACZĘŁO SIĘ! porodziłam drugiego syna, całe 3 tygodnie temu, ale dopiero teraz znalazłam chwilę na oznajmienie tego tutaj. Jestem rozbita, zmęczona, śpiąca i do pakietu głodna. Dobrze, że większość poporodowych dolegliwości ustąpiło, bo to straszne kalectwo. Pamiętam jak na spacerze sprintem mijała nas babeczka. Zrobiło mi się przykro, chciałam pobiec za nią.
Mam teraz krainę mlekiem i miodem płynącą. Prawie, w miejsce miodu należy wstawić kupę, siku lub rzyg. Pierwszy tydzień był dramatyczny. Byłam bliska załamania nerwowego i to tylko z powodu zazdrości pierworodnego. Spodziewałam się, że jego zachowanie ulegnie zmianie, bo to taki wrażliwy synuś mamusi, ale sytuacja mnie przerosła, a kiedy trzasnął mi drzwiami przed nosem to się poczułam jakbym dostała liścia w twarz. Byłam zdeterminowana coś z tym zrobić i muszę przyznać, że się poprawiło, ale muszę dać z siebie o 200% więcej. To wykańcza, ale przynajmniej już nie płaczemy jak bobry.
Teraz znowu będę pisać raz na dłuższy czas, bo nie ma kiedy zjeść i się wysrać w spokoju, a co dopiero pisać. Poza tym mój telefon nie współpracuje w trybie offline, zresztą w online też nie, a na dodatek nic nadzwyczajnego się nie zapowiada.
Teraz czekam głównie aż mój drugi syn skończy 3 lata, żebym mogła odżyć.
... a tak bardziej przyziemnie, to czekam na koniec połogu czyli za jakieś 3 tygodnie. Może w końcu wymienię te babcine pantalony na normalne gacie.