piątek, 29 maja 2015

Gdzie ja jestem?

Głównym punktem programu są spacery po parkach. Uwielbiam londyńskie parki. Są duże, trawa jest czysta, pełno miejsca żeby się rozłożyć,  kawiarnia żeby sobie coś kupić,  poza tym dizajn jest jak we wrocławskim Ogrodzie Botanicznym. Jednym slowem rewelacyjny relaks... hmm dwoma słowami. Place zabaw dla dzieci to jest coś pięknego. Bezpieczne, przemyślane i w ogóle nasze to się chowają przy tych. Ale nie o tym chciałam pisać, a o ludziach tu występujących. Gdyby nie Żydzi, to powiedziałabym, że najwięcej tu Polaków.  Na każdym kroku słyszę ojczysty język i już tak się mieszam że nie moge się wysłowić ani po polsku, ani po angielsku.

26 maja obchodziłam pierwszy raz Dzień Matki. Fajnie kiedy tata pomyśli za dziecko, ale jednak to nie jest to samo, co laurka, albo wierszyk, (jednak jest mile widziana ich pomoc). Byłam na przedstawieniu Antka. Dzieci śpiewały "Dziękuję,  całuję,  kocham Cię nad życie". Aż się łezka w oku kręci. Ja jeszcze trochę muszę poczekać na prawdziwe świętowanie.

niedziela, 24 maja 2015

Chaos.

Jesteśmy w Londynie, ja i mój syn. Główne pytanie jakie nam ludzie zadają,  to jak Krzysiu zniósł lot. No więc nie było najgorzej. Startowanie, lądowanie, wszystkie te ciśnienia to pikuś w porównaniu z brakiem klimatu i wygodnego miejsca do spania, także nie obyło się bez płaczu. W każdym razie jest już po wszystkim i na jakiś czas mamy spokój.

Kolejne pytanie zaraz po locie to na jak długo przylecieliśmy? Powinnam nagrywać reakcje na moją odpowiedź, że kupiłam bilet w jedną stronę. I nie dlatego, że uciekam z własnego kraju, chociaż to co się w nim dzieje to parodia. Bardziej brałam pod uwagę swojego syna. Nie wiem jak sie przystosuje. Jest malutki, a do tego nie może żyć bez mamusi. Jesteśmy tu 3 dni i póki co jest średnio. Dziecię moje nie jest przyzwyczjone do tak bliskiego i częstego obcowania z innymi łobuzami. Jest przyzwyczajony do swoich rytuałów,  a ja tu nie mogę się zorganizować. Do tego nigdy nie wiem która jest godzina i czy teraz jest czas na spanie czy karmienie, przez to jest troche marudzenia, ale od jutra się poprawię. Najgorzej, że nic nie moge w domu zrobić,  bo u nogi mam uwiązanego dziada małego,  a żeby było weselej to nawet noga mu nie wystarcza, tylko chce na ręce.  Do grobu mnie wpędzi własny syn. Dzisiaj już było widać poprawę,  wiec jest jakieś światełko w tunelu.

Nawet dzisiaj poszliśmy do kościoła.  Dla mnie to rzadkość,  więc dlatego wspominam. Klimat taki jaki powinien być, a do tego toalety z przebierakiem, no w PL to można tylko pomarzyć.  Aczkolwiek na tace nie dałam.  Miałam,  chciałam,  nawet przygotowałam,  ale najdrobniejsze co miałam to 5 funtow, a tyle dać to mnie serduszko by bolało. Daleko mi do dobrego chrześcijanina...


środa, 20 maja 2015

Ma-ma

Syn mój wypowiada już to piękne słowo. Jeszcze jest to nic nieznaczące memlanie, ale jak wspaniale brzmi. Obecnie przechodzimy okres pod tytułem 'bez matki ani rusz'. Jest ciężko. Nie idzie do nikogo na ręce (oprócz taty i babci), nie mogę go zostawić i wyjść nawet na sekundę z pomieszczenia, BA!, nie mogę na krok odejść, bo już robi podkowę i zabiera się do płaczu. Nawet jak jest czymś zainteresowany, to sprawdza ręką czy na pewno za nim siedzę. Niektórzy mówią, że to taki okres, inni, że już będę miała przechlapane przez długi czas, ja tam się łudzę, że jednak chwila ta minie. Ponoć odstawienie od cycka ma duże znaczenie, zobaczymy.
Niby to dziecko moje jest tak za matką, ale jak mama woła, to ucieka. I tak sobie szybko dzisiaj uciekł, że spadł z wyra, między łóżko a komodę, a tyle razy powtarzałam, żeby uważał gdzie się rzuca.

Potrzebuję o siebie trochę zadbać. I nie to, że jakiś tam fryzjer, czy paznokcie (chociaż przydałoby się, coby ludzi nie odstraszać), ale takie przyziemne sprawy, jak posiedzieć i obejrzeć głupi serial w spokoju, zjeść bez pośpiechu, wysrać się bez widza, wyjść na imprezę i zalać się w trupa, albo chociaż tylko wyjść.
Syn ma urozmaicone i zdrowe jedzonko.
Tata ma wyszukane i mozolne obiadki.
A matka? Matka żyje miłością...