Kofeina jest mi dzisiaj potrzebna z racji, że za oknem leje jak z cebra, a ja właśnie zdecydowałam spędzić dzień w domu i nadrobić zaległości. Zaraz po umyciu naczyń na liście widnieje napisanie tej notki. Do czego to doszło, że muszę to wpisywać sobie w dzienny plan. Niestety. Moja głowa dalej spuchnięta od nadmiaru spraw, dlatego dzisiaj spontanicznie stwierdziłam, że trochę spuszczę powietrze.
Uczę się sztuki planowania, więc teraz powinnam wykonać to zadanie w skupieniu i nałożyć sobie na to jakiś czas realizacji. Początkowo dałam sobie na to godzinę, jednak, chciałabym wyczerpująco w końcu wszystko napisać, dlatego jak skończę to skończę, natomiast wyłączyłam muzykę, bo to może mi faktycznie pomóc. 10:31 jadę z koksem, ciekawe jak długo.
Zdałam sobie sprawę, że kiedyś opisywałam różne sytuacje, a potem uciekły one z głowy i nie zostały one wyjaśnione. Wszyscy obecni czytelnicy znają mnie osobiście, więc nikt się nie domaga zakończenia danej historii, bo ją najnormalniej w świecie znają, ale może kiedyś coś mi upadnie na głowę i pójdzie to w eter i ktoś będzie się biedny zastanawiał nad sekretnymi wątkami, a ciekawość bywa zabójcza moi drodzy. Jednak nie teraz będę się tym zajmować bo to bardzo czasochłonna praca, wymagająca poświęcenia czasu, a co gorsze mojego już obolałego kręgosłupa. Zapiszę sobie to jednak do mojej listy rzeczy do zrobienia (TO-DO LIST - o tak, szkolenie mi się wchłania w komórki).
Lać jak z cebra. Tak mnie to zawsze zastanawiało, a teraz się napatoczyło, więc musiałam znaleźć coś o tym stwierdzeniu, a dokładniej co to jest cebr lub ceber. Tekst jest długi, co mnie raczej nie zadowala, ale uznajmy to za pogłębianie wiadomości, a nie marnotrawstwo czasu na wiedzę bezużyteczną. Więc, słowo to jest bardzo przestarzałe i uchodzi za pierwsze zapisane polskie słowo pospolite. Nie będę pisać jak zmieniało swoje formy, w każdym razie na początku było czebri, czyli naczynie z drewna używane do noszenia wody. Nawet jest tu wymieniony inne hasło frazeologiczne w starej polszczyźnie: kto ma umrzeć, i w cebrze wody utonie. Takie to niepotrzebne, a ile radości daje.
Pisałam ostatnio o wizycie w taniej księgarni, a chwile temu o szkoleniu z planowania. Ogółem rzecz biorąc, książka jest o organizacji czasu, a wiadomo lepiej to rozpisać, niż ogarniać w głowie. Cudowne dzieło, konkretne, krótkie i sensowne przede wszystkim, ale nie byłby to mój życiorys, gdyby coś tu się nie zawaliło. No więc czytam i zakreślam, analizuje i przetwarzam, a tu strona 32 a po niej strona 65. Załamana, no bo jak to tak? Ominęłam co wycieli i czytam dalej, bo to nie książka fabularna, ale muszę znowu tam wyruszyć i to nie ze względu na sprawiedliwość, czy koszta, ale że to fajny fragment wycieli i ja chcę go mieć, albo chociaż notatki zrobić. Ciekawe co mi powiedzą, czy dadzą poczytać?
Uroki ciąży.
Teraz nastąpi pasmo narzekań. Jestem sama zmartwiona tym zjawiskiem, ale pozytywizm czasem ciężko utrzymać, kiedy nie ma go czym nasycać. Bolą plecy, okropnie. Zwłaszcza rano kiedy się budzę, jak próbuje oddychać to jakby mi balon miał pęknąć w środku. Cała skóra się napina i ciągnie jakby się ktoś na brzuchu uwiesił i bujał. Wszystko co widzę pochylając głowę, żyje własnym życiem a reszty już nie widzę, lub bardzo słabo. Jeszcze jakiś rozmiar temu byłam pewna, że cycki powrócą do normy, ale coraz bardziej się obawiam, czy nie będą się plątać między kolanami. Również moja skóra pozostawia wiele do życzenia. Z pyska wyglądam na pryszczatą gimnazjalistkę, jestem biała jak ściana, do tego basen 2 razy w tygodniu nakazuje mi utrzymywać nieskazitelnie gładką skórę w okolicach bikini, co jest jakąś abstrakcją. Mama mi znalazła fajne galoty, w których mogę pływać i nie martwić się o golenie, niestety są to tylko pełniejsze majtki, a nie getry. Od ponad dwóch tygodni posiadam ciśnienie w granicach 85/55 i nie wyskoczyłam nawet ponad 100/61. Nie mogę powiedzieć, żebym chodziła jak w półśnie, ale to trochę martwiące. Kończą mi się dolne ciuchy. Wszystkie spodnie, a nawet i getry już tak się wpijają pod brzuchem, że najlepiej to chodzić na golasa, tylko potem strach kichnąć, żeby się po nogach nie obszczać.
Teraz coś bardziej zadowalającego. Zaczęły się obroty w brzuchu, co pozwala mi się uspokoić, że mam mało ruchliwą pociechę, a 28 marca mam wizytę u ginekologa na USG. Zobaczymy co tam temu mojemu dziecięciu się znajduje między nogami, oby mi się tylko dupskiem nie obróciło, bo matkę zżera ciekawość... zabójcza zresztą.
Czytelnia:
Aleksander Łamek - Sens życia. Po pierwsze, to nie jest rasowy poradnik, ani książka psychologiczna, a najzwyklejsza opowieść o bezrobotnym uczniu i jego bezdomnym mistrzu. Troszkę bajkowy, natomiast bardzo przystępny sposób pokazania ludziom, w czym tkwi sedno funkcjonowania na tym świecie, do tego pokazana w realiach polskich. Często banalne sytuacje, mające dać nam coś do myślenia, umykają między wierszami, tylko dlatego, że ludzie nawet chwili nie poświęcą aby zastanowić się nad swoim życiem. Myślę, że więcej komentarza to nie potrzebuje. Dodam tylko, że forma tej lektury to prawie proste pytania i proste odpowiedzi składające się na główne zagadnienie: jak tu do cholery żyć?!?!
Co zrobić aby stać się wolnym człowiekiem?
"Wystarczy, że zdecydujesz się być szczęśliwy (...) Znasz zagadnienie z napełnioną do połowy szklanką? (...) To my decydujemy o tym, jak interpretujemy różne wydarzenia, jakie wywołują w nas emocje. Zauważ, że i optymista i pesymista mają racje ze swojego punktu widzenia. Czy zatem nie lepiej wybierać taki punkt widzenia, który będzie nas uszczęśliwiał? (...) to jest kwestia odpowiedniej praktyki - mówienia sobie, że mogę zdecydować się być szczęśliwym, gdyż szczęście jest stanem umysłu."
Głównie chodzi o naszą gospodarkę emocjonalną, aby nauczyć się ją kontrolować i dobrze ją wykorzystywać.
Co to jest sens życia?
"- Sens swojego życia znajdziesz wtedy, gdy pewnego dnia usiądziesz sobie spokojnie, pomyślisz o swoim życiu i dojdziesz do wniosku, że to jest właśnie to. Że znajdujesz się we właściwym miejscu i właściwym czasie i że twoje życie jest dokładnie takie, jakie chcesz, aby było. I wtedy będziesz wiedział co stanowi dla ciebie sens życia.
- A czy każdy jest w stanie odkryć ten sens?
- Każdy ma taką możliwość, ale nie każdy z niej korzysta.
- A czy sens życia może zmienić się w trakcie życia?
- Sam się o tym kiedyś przekonasz."
12:05 powinnam się teraz wziąć za naczynia, to priorytetowo najważniejsza czynność z mojej listy. Okropnie mi się nie chce, ale muszę iść i to wykonać. Złe podejście mam, o czym czytałam wczoraj w cudownej książce, ale szkolenie planowania legło w gruzach z chwilą uświadomienia sobie braku kawałka tekstu.
Pozostaje mi zaśpiewać rytualną pieśń: Gaaaaaary, gary losu....