wtorek, 24 września 2013

Turcja 3

Dalsza część moich tureckich przygód. Powiem szczerze, że już mam ich dosyć, no ale skoro już powstał ich zarys to je dokończę. Jedyne co mogę obiecać to nadmierne opisywanie.

Mówi się, że Turcy to brudasy. Poniekąd. Kiedy jechaliśmy na wycieczkę i kierowca wyrzucił na drogę pustą, plastikową butelkę, to aż mi się dziwnie zrobiło, ale co do higieny osobistej to myślę, że tak już musi być. Skąd to wiem? Śmierdziałam całe 8 dni, razem z nimi. Skończył mi się antyperspirant i to było najgorsze co mogło mi się przytrafić. Sama nie mogłam ze sobą wytrzymać, a ciągłe prysznice i moczenie w morzu nic nie dawało. Mimo tego, że nie jadałam specyfików tureckich to chyba jednak ich kuchnia sama w sobie taka jest, ze człowiek się poci i śmierdzi jak skunks.

Prawie wszyscy Turcy mają tatuaże, a że ja to lubię, to się im przyglądałam. Denis, nasz barman miał na przedramieniu wytatuowany podpis Ojca wszystkich Turków. Oni wszyscy są tak z niego dumni, że jego podobizny są wszędzie. Muszę sobie o nim poczytać, co takiego dobrego dla Turcji zrobił. W każdym razie śmiałam się bo jeden z kelnerów Ali, miał 4 gwiazdki, tak jak ja, tylko ja mam babskie, on ma bardziej męskie, no i jego miały znaczenie, moje nie bardzo. W sumie z nim najwięcej gadałam, bo był spokojny i nie mówił chaotycznie, więc poopowiadał mi trochę o życiu w Turcji i właśnie znaczeniu swoich tatuaży. Każda gwiazdka oznaczała członka rodziny i jak myślałam, że na pierwszym miejscu będzie tata, to jednak była mama. Miał jeszcze trzy kropki wytatuowane między kciukiem a palcem wskazującym i oznaczało to, że nie widzi, nie słyszy i nie mówi. Tam zresztą było pełno takich figurek trzech małp, które to pokazywały. No i na palcach pod kostkami miał wytatuowane swoje nazwisko. Tak z Markiem się zastanawialiśmy czy to nie są jakieś gangsterskie korzenie. No i oczywiście jako fanka tatuaży teraz choruję, żeby sobie coś zrobić. Pomysł już nawet wcześniej mi się zrodził, ale teraz odżył. Będzie to napis „All in your mind”, pozostaje tylko jedno pytanie, gdzie?

Bardzo fajnym widokiem były tam osoby na motorach. Jechał gość w kasku za nim kobieta w chuście gadająca przez telefon a pomiędzy nimi dwójka dzieci. Albo gostek który siedział na skuterze miał założoną nogę na nogę i pisał smsa. Na początku myślałam, ze to trochę gejowskie z tą nogą, ale to chyba taki kraj. Mężczyźni też się witają i żegnają nie tyle buzi w policzek co przyłożeniem policzka do policzka, albo czoła do czoła. U nas się to zdarza tylko w gronie rodzinnym, albo i nie.

Tureckie jedzenie zniszczyło moją gospodarkę żywieniową. Fakt, że jedzenie było o regularnych porach, ale to chyba nie wiele znaczy. Jedzenie było spokojne, podwieczorek też, gorzej z obiadem i kolacją. Mój posiłek wtedy wyglądał tak: talerz jedzenia, talerz różnych rodzajów ciasta, kawa, dwa piwa i czasem jakieś owoce. Nie miałam siły dojść do pokoju, dobrze, że tam windy były, klaustrofobicznie małe, ale jednak. Nie dość, że rozepchałam sobie żołądek, przytyłam 3,5 kg, to teraz czuję ciągły głód i odwieczną ochotę na coś słodkiego. No i muszę się nauczyć baklawy. Te ciasta to ósmy cud świata.

Czytelnia:
Książkę którą miałam wziąć na wyjazd w pierwszej kolejności to powieść Katarzyny Grocholi „Serce na temblaku”. Jest to kolejna część po „Ja wam pokażę” i „Nigdy w życiu”, których nie przeczytałam, ale obejrzałam. Nie byłam pewna czy chcę to brać na wyjazd, ale pierwszy cytat mnie przekonał. „Nawet mi się nie śniło, a może zapomniałam, że życie z mężczyzną może być tak wyczerpujące”. Jako osoba, która właśnie zamieszkała z mężczyzną 'na swoim', stwierdziłam, że to jest to czego potrzebuję. No i był to strzał w dziesiątkę. Tematycznie się wpasowała w moją sytuację. Skończyłam ją czytać zaraz po powrocie. Cytat który mówi sam za siebie:
„Ula mi powiedziała, że duszę leczy się w bardzo prosty sposób. Jeśli pomyślisz o kimś, że jest świnia (albo inaczej, bo świnia to zacny eufemizm), to natychmiast masz pomyśleć o siedmiu jego dobrych cechach, żeby nie zostawiać złej energii w kosmosie. Ula w ogóle nie wierzy w energię, ani w kosmos, ale mówi, ze to dobre ćwiczenie na przytępienie rozdętego ego, które każdy z nas hoduje sobie w samotności”.
Muszę przyznać, że system ten się sprawdza. No i wyczytałam z tej książki świetny przepis na szybki obiad, a to jest teraz to, czego bardzo potrzebuję.

poniedziałek, 16 września 2013

Turcja 2

Przed wyjazdem na wakacje, próbowałam znaleźć w księgarni rozmówki tureckie, ale okazało się, że tylko na zamówienie można je dostać. W sumie potem żałowałam, że trochę byłam nieprzygotowana z tematu. Jak jechaliśmy autokarami to rezydentki trochę opowiadały historii i ciekawostek, ale zawsze to fajnie już coś wiedzieć. Ludzie w Turcji są bardzo sympatyczni i przyjaźni, nawet niektórzy coś nie coś po polsku powiedzieli. Fakt, że mylili nas z Ruskami, których tam było zatrzęsienie, ale jak tylko się dowiedzieli skąd jesteśmy to od razu byli lepiej nastawieni. Nie licząc szefa całej kuchni, który był złośliwym człowiekiem, cała reszta była bardzo miła.
Byliśmy na dwóch wycieczkach. Jedna była organizowana przez nasze biuro podróży. Najpierw zwiedzaliśmy sklepy. Kopary nam opdły widząc ceny. To były ekskluzywne futra, potem biżuteria, a na końcu tekstylia. Nuda, pewnie dlatego, że nikogo nawet nie było na to stać. Ale później nas zabrano na oglądanie panoramy Alanyi i obiad. Przepiękne są to rejony, niestety w zakątkach jest to bieda z nędzą. Straszne to jest w jakich czasach przyszło nam żyć, chociaż ostatnio jedna pani mi powiedziała "to nie czasy się zmieniły, tylko ludzie". So true!
Drugą wycieczkę wybraliśmy sobie sami. Wyruszyliśmy w rejs statkiem i była to świetna sprawa, chociaż musiałam połknąć tabletkę na chorobę morską, bo bujanie doprowadzało mnie do szału. Życie takiego kapitana statku to jest dopiero frajda. Wyrusza codziennie w rejs, poskacze sobie do wody, zrobi piana party na pokładzie i posteruje troche, sam przy tym wszysykim się dobrze bawiąc.

poniedziałek, 9 września 2013

Turcja 1

Gdyby nie moje notatki, które zrobiłam już na wyjeździe, to nie wiedziałabym teraz co napisać. Chodzi mi po głowie sprzęt przenośny, na którym bym mogła pisać. Pisać, oraz robić różne inne pożyteczne rzeczy. Będzie tego dużo, a nie ma stałego dostępu do internetu, więc proszę uzbroić się w cierpliwość.

Czytelnia:
Miałam oczywiście pełno książek na ebooku, ale z wielką niespodzianką wyskoczył Emil, który miał najnowszą opowieść Harlana Cobena "Zostań przy mnie". Miałam misję, żeby przeczytać ją na samym wyjeździe, żeby nie musieć pożyczać, co nie okazało się żadnym problemem, bo jak zawsze piszę, napiszę to jeszcze raz: te książki się połyka w całości. Na ogół nie opowiadam fabuły, bo to raczej nie ma sensu, ale w tej części pojawił się motyw trochę mi znany. Kobieta, z przedmieścia, dobra żona i matka ukrywa swoją przeszłość tancerki w klubie. To w sumie nie jest ważne, chodzi o to, że człowiek jest młody, wolny, robi co chce a tu nagle trzeba dorosnąć, wychować dzieci, prowadzić dom i wszyscy to po prostu robią bez zająknięcia. Przecież to nie jest takie hop siup. I jak samemu sobie z tym poradzić? Dlaczego człowiek nie może się rozdwoić i prowadzić dwóch stylów życia?
"- W czym kryje się sekret szczęścia?
- Wdrobiazgach.
- Jakich?
- Takich jak zmiana zasłon. Nie uwierzysz, jak to uszczęśliwia (...) Walczymy o wolność, prawda? I co potem robimy z tą wolnością? Przywiązujemy się do różnych dóbr, długów i... no cóż, innych ludzi. Jeśli wyglądam na szczęśliwą, to dlatego, że robię co chcę i kiedy chcę."
Stwierdziłam, że muszę się odwiązać od dóbr chociażby. Minimalizm przede wszystkim, po co więcej? Ponieważ chciałam połączyć przyjemne z pożytecznym to czytałam tą lekturę na plaży, wynikiem tego są białe pachy. Ale kto by się przejmował.

Co do plaży. Jestem zachwycona turecką plażą, chyba jak każdą. Wpadłam w nawyk siadywania trochę przy brzegu co miało bardzo pozytywne skutki na mój organizm. Fale były tak duże, że wymaczałam się w słonej, zdrowej wodzie. Masowanko kamyczkami mojej szanownej pupy, oraz innych części ciała, kamyki miałam dosłownie wszędzie. Muszę przyznać, że nigdy w życiu nie miałam tak gładziutkiej skóry. Myślę nad kupnem jakiegoś żwirku do posiedzeń w misce, choć może nie będzie tak zdrowotny jak turecka plaża, ale coś nie coś pomoże. No i jak tak człowiek siedzi i się patrzy na fale to wycisza się i inaczej na świat patrzy. No i wyglądowo te kamienie same w sobie. Były bardzo ładne, kolorowe i różne wielkościowo. Na górze były drobne, a jak kopałam dół, to były większe i znowu mniejsze. No i zrobiłam sobie małą tradycję, czyli nazbierałam kamyczków i teraz będą to moje nadbrzeżne pamiątki, trochę plaży w butelce. Mam już z Francji, teraz będzie druga do kolekcji.

Już niedługo będzie internet w domu. Całe szczęście, bo u mamy nie idzie nic napisać, ciągle zagaduje...

niedziela, 1 września 2013

Wtorek, 20 sierpnia 2013 Raz, dwa, trzy...

Ciężka to sprawa, kiedy brak internetu w domu i kiedy jakieś dojście się znajdzie to napisanie tu czegoś jest na ostatnim miejscu, ale! jutro lecę się wakacjować do Turcji, więc nie będę taka i nadrobię w końcu zaległości.

Czytelnia:
Bernhard Shlink - Lektor. Jest to bardzo dziwna historia. Zaczęło się od tego, że młody chłopak opowiada o swojej chorobie na białaczkę i romansie ze starszą kobietą. Nie wiedziałam czego się spodziewać i miałam racje, bo to w ogóle bardzo zaskakująca fabuła jest. Nie mam zbytnio czasu, żeby Wam opowiadać, ale że sama bym chciała to pamiętać to bezczelnie skopiuje z internetu :/

Hanna jest piękna, pociągająca i znacznie starsza od piętnastoletniego Michaela, który zakochuje się w niej bez pamięci. Chłopak zaczyna bywać w jej domu. Ich romans szybko przeradza się w namiętność, a częścią miłosnego rytuału staje się czytanie książek - on zostaje jej lektorem, ona dzięki niemu mniej dotkliwie odczuwa samotność. Pewnego dnia znika bez śladu. Mija kilka lat. Michael, już student prawa, spotyka Hannę na sali sądowej. W trakcie procesu poznaje mroczną przeszłość swojej ukochanej. Stopniowo uświadamia sobie, że Hanna, strażniczka w obozie koncentracyjnym, ukrywa prawdę, której wstydzi się bardziej niż popełnionych zbrodni. 

Muszę skończyć, bo te recenzje mają zachęcić do czytania, ja wykładam kawe na ławe. Okazało się, że Hanna nie potrafiła czytać, dlatego nie potrafiła bronić się w sądzie. Trafiła do więzienia i dzięki temu, że Michał nagrywał jej na kasety książki, ona nauczyła się czytać. Historia kończy się smutno, bo dzień przed wyjściem Hanna popełnia samobójstwo. Piękna historia. Pewien cytat pozwolił mi inaczej spojrzeć na forme odejścia. "Uciec nie znaczy tylko skądś odejść, lecz również dokądś dotrzeć".

Nie mogę się skupić przez mamy seriale i jeszcze mnie zagaduje od czasu do czasu.

Czytelnia 2:
Dzięki mojemu fajnemu sąsiadowi mogę się pochwalić kolejną czytelnią. Harlan Coben - Najczarniejszy strach. Otóż, taka mnie dopadła przypadłość, że na sen muszę coś poczytać i pomęczyć oko. Niestety na impreze nie pomoże żadna książka i zmęczenie. Panowie nad nami z radości posiadania mieszkania aż śpiewali niemieckie pieśni na balkonie. Po trzech godzinach udało się ich kulturalnie uspokoić, ale następnego dnia chciałam ich zlinczować. Nie wyglądałam i nie czułam się. Jedyny dla mnie plus był taki, że skończyłam czytać tą książkę. Już dawno nie przeczytałam 100 stron na raz. Fakt, że książki Cobena są wyśmienite i w szczególności uwielbiam serie z Myronem. Jak się przez 10 książek poznaje bohaterów, to potem chce się z nimi przeżyć resztę życia, a tu koniec. Skończyłam ostatnią część i troszkę mi smutno. Teraz jak pan Harlan niczego nie napisze, to będę je czytać od początku. Chociaż jest iskierka nadziei, powstała seria z siostrzeńcem Myrona. 

cdn.