niedziela, 30 czerwca 2019

Bleh

Ze skrajności w skrajność. Po ostatnim relaksie przyszedł czas na dramat i to całotygodniowy.
Marka prawie w ogóle nie było w domu. Chłopaki chorzy, ja przemęczona, do tego te upały. Nakręcaliśmy się nawzajem. Już dawno nie miałam tak ciężkiego okresu.
Całe szczęście już po wszystkim, chociaż zapowiada się znowu pracowity czas ze względu na remont dużego pokoju. Pewnie też będę się irytować, ale mam nadzieję że po skończeniu poczuje się o wiele lepiej na o wiele dłużej.
Muszę wyjść z tego dołka psychicznego. Kolejny miesiąc się kończy, a ja nie odczuwam w swoim życiu niczego. Nic się nie zrobiło, nic nie zmieniło, żaden szczególny punkt na mojej liście nie został odhaczony. Bleh.

środa, 19 czerwca 2019

Relaks.

Marek dzisiaj się widzi z kolegami. Dzieci śpią. Jest 22:00. Chata względnie posprzątana, nawet umyłam klatkę schodową.
Siora zostawiła jakieś chipsy, nawet piwo się znalazło. Zgrałam sobie film "Masz wiadomość" i teraz będę ucztować. Zostało mi powieszenie prania, ale w takich warunkach to wręcz przyjemność.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam taki wieczór.

I tylko jedna rzecz irytuje: chrupiące chipsy zagłuszające mi film, ale co to za błahy problem... już się kończą.

wtorek, 18 czerwca 2019

Deszcz meteorytów.

Czekam na niego już tyle lat, bo według jakiejś dziwnej przepowiedni, która zaistniała w mojej bogato rozwiniętej wyobraźni tylko wtedy się ogarnę. Nie wiem na co ja czekam? Może jak to Tata zawsze powtarzał na oklaski, co chyba miało by ziarenko prawdy.

Wstaje pewnego dnia uradowana, że w końcu Krzyś pójdzie do przedszkola po ospie i co? No nic, Igor obudził się wysypany, więc siedzenia ciąg dalszy. Biedny przeszedł to o wiele gorzej niż starszy brat, ale teraz już mogę się napawać faktem, że już nigdy więcej ospy w moim domu. Ufff! Jestem wykończona tym choróbskiem. I tak miałam łagodny moment, kiedy pojechałam do Babci nocować z chłopakami, akurat Siora była w mieście, to trochę mogłam poszaleć. Byłyśmy w kinie na Rocketman. Jestem bardzo zadowolona, że w końcu film o jakimś artyście co żyje, jest to o wiele bardziej pozytywne, niż pustka co pozostaje po wielkim talencie.

Święto piwa. Kompletnie nie dla mnie do celebrowania i nie dlatego, że mam jakiś problem do piwa. Nie dość, że dziadostwo tam drogie, to jeszcze ciągle inny rodzaj. Po takiej mieszance miałam nieciekawy dzień następny. Smakosze na prawdę się tam odnajdą. Znajomi się pytają jakie lubię piwo, a ja nie mam zbyt dużej wiedzy w tym temacie, więc wybierałam browary ze względu na oryginalność ich nazwy. Plus był taki, że z kumplem znaleźliśmy stówę, więc suma sumarum piłam za darmo. Niestety, zauważam, że mój organizm chyba nie przepada za alkoholem. Jestem zrozpaczona, bo ostatnio po jednym piwie miałam ciężki poranek :/

niedziela, 2 czerwca 2019

Analizy.

Byłam z moimi ludziami na piwku. Takim spontanicznym, w parku, luźnym spotkaniu. Cofnęłam się o 10 lat. Byłam podjarana jakbym piła pierwsze w życiu piwo i na dodatek nie została przyłapana (faktycznie nie miałam tyle szczęścia 19 lat temu).
Nastepny dzień nie należał do łaskawych ze względu na kaca, ale był ogólnie do dupy bo zaczęłam sobie zdawać przykrą sprawę z wielu rzeczy. Miałam wręcz żałobny humor. Dlaczego? A no bo w międzyczasie, ciężko powiedzieć kiedy dokładnie, pochowałam, chyba już na zawsze, moje stare 'ja'.
Lubiłam siebie z dawnych czasów, chociaż paradoks jest taki, że dopiero chyba teraz tak czuję. Dawniej za sobą nie przepadałam, ale teraz o sobie w chwili obecnej myślę podobnie.
W każdym razie, albo coś się zmieni albo moje życie mogę spisać na straty i dalej myśleć o wszystkich tylko nie o sobie.
W pierwszej kolejności zwiększe częstotliwość spotykania się z moimi znajomymi. Oni mnie uskrzydlają i odrywają od codziennej rutyny rodzinnej, którą notabene uwielbiam ale z zachowaniem pewnych granic.
W tym tygodniu są zaplanowane 2 wyjścia a na dodatek w niedzielę przylatuje Siora. No będę fruwać jak ptak. Jest tylko jedno ale! Dzieci średnio chcą zasypiać bez mamy co się niekoniecznie podoba Markowi. Bądźmy jednak dobrej myśli.