czwartek, 18 maja 2017

Peszek.

Myślę sobie, wezmę się do roboty, bo przecież jak się współlokator mojego ciała pośpieszy to za miesiąc już może się na mnie gapić pytająco 'matka, gdzie moje manele?'. Chciałam poprać, poprasować... zepsuła się pralka, ale jednak chciałam. Chciałam i chcę, ale głównie co mogę, to dyrygować palcem. W innym przypadku dostaję nogą w żebra, albo zgagi od zginania i noszenia. Matka natura nakazuje odpoczywać.
Będąc w niedołęstwie obserwuję profil Ewy Chodakowskiej i tak sobie wyobrażam, jak ja to się nie wezmę za siebie. Hahahaha dobrze, że za marzenia nie karają ale mogłabym w końcu zrobić trochę więcej niż tylko gadać. Teraz mnie wielki brzuch motywuje, ale zrzucę go tak szybko, że żadna dieta tego nie dokona, a ze mnie zejdą chęci na fitnessy.

Jutro maja przyjść naprawić pralkę i trzeba pełną parą się szykować na powitanie drugorodnego.

niedziela, 14 maja 2017

Kalectwo

Chciałabym powiedzieć, że jestem mistrzynią wyciągania z żebra nogi mojego dziecięcia, niestety byłoby to wierutne kłamstwo. Jedyna pozycja w jakiej może mi ulżyć to leżenie. Paradoks, że zawsze chciałam sobie tak odpoczywać, a teraz mnie szlag trafia, bo bym coś podziałała. Pewnie jak mi sprawności wrócą to znowu zacznę marzyć o leżeniu.
W każdej wolnej chwili próbuję nadrobić jakieś zaległości. Ktoś mógłby pomyśleć, że chcę zdążyć przed porodem, bo jak drugie się pojawi to w ogóle na nic czasu nie będzie, ale powodem jest tylko moja natura. Jestem z tych co zawsze mają co robić, niekoniecznie to co trzeba, ale to już inna bajka. Patrzę na moją listę rzeczy do zrobienia i jakoś tam piąte przez dziesiąte odhaczam co mam już z głowy, ale rubryka pod tytułem CIĄŻA/DZIECKO raczej mało używana. W ostatnim czasie motywem przewodnim tej ciąży jest ból żeber i pleców i nic poza tym. Rzecz jest to jednak dziwna, że znajomi spodziewają się dzidziusia, początki pierwszej ciąży, a ja doznałam uczucia delikatnej zazdrości. WTF? Nie rozumiem samej siebie, może to na wspomnienie jak to było u nas kiedy były początki naszej pierwszej ciąży. Teraz już nie jest tak kolorowo. Mam nadzieję, że Zenek to wynagrodzi poza granicami mego brzucha.

środa, 10 maja 2017

O snach.

Myśląc co mam tu napisać, zaraz przypalę drugie śniadanie. Jadę na dwóch patelniach a z moją koncentracją to jednak wyzwanie. Ogólnie to piszę, żeby się pochwalić, że w końcu nauczyłam się podrzucać naleśniki na patelni.

Zadziwiający jest fakt, że w ciąży tak często się coś śni. Bez lokatora nie miewam snów prawie w ogóle, a teraz to nagminnie. Nie byłoby to jakieś uciążliwe gdyby nie fakt, że są to istne dramaty i potrafią ryć beret na resztę dnia albo i dłużej. Póki co, to widzę związek z oglądaniem CSI przed spaniem. Raz mi się śniło, że miałam dwie siostry, gdzieś po trawie chodziłyśmy jak w "Domku na Prerii". Przez to, że schowałam przed ojcem jakieś klucze, to bił mnie aż ich nie oddałam, a wyglądał on jak Gerard Depardieu, więc lekko nie było.
Teraz mi się śniło, że byliśmy z Markiem w domu moim rodzinnym i przyszedł do nas gostek, który miał nas zabić. Całkiem sympatyczny dryblas o imieniu Tadeusz, nawet pogadał, ale ostatecznie zrobił co musiał. W sumie gdyby przyszło mi umierać, to Tadziu zrobił to bez zarzutu, bezboleśnie, na spokojnie. Tylko ta świadomość, że umierasz, co tracisz. Dostałam jakiegoś uderzenia ciepła, jakby w danym momencie mnie życie opuściło. Uczucie tak realistyczne, że się budzisz ze łzami w oczach i masz wrażenie, że to się właśnie wydarzyło na prawdę, tylko cudem zmartwychwstałaś.

ps. Nie łączcie daty i godziny z wpisem, ponieważ nie mam zielonego pojęcia jak dodawać te notki z telefonu i nawet z tableta już nie umiem... nienawidzę technologii.