wtorek, 28 sierpnia 2018

Obowiązki

Wieczór. Chciałabym jakiś film obejrzeć, kolację normalnie zjeść, książkę poczytać, coś porobić ciekawego. Hahaha Nie! Absolutnie żadne przyjemności. Gary zmyć, ugotować zupę, zmyć po tym gotowaniu, przygotować coś na jutrzejszy obiad, posprzątać po tym przygotowywaniu.
KU*WAAA Kuchnia... ciągle ta zasrana kuchnia. Nienawidzę jej. Lubię, bo jest ładna i taka przytulna, ale wiecznie zasyfiona i ciągle muszę w niej być i coś robić.

Muszę też być z dziećmi, bo one bez matki nie umieją żyć, ale średnio lubią kuchnię, więc średnio chcą w niej być, ale dobrze lubią zjeść, więc ja dużo muszę się rozdwajać.
JAK ŻYĆ ja się pytam?!?!?!

Czasem popatrzę sobie na moje dłonie (do lustra już nie mogę) i myślę sobie, że mogłabym paznokcie zrobić i wyglądać trochę jak człowiek. Zaraz potem uświadamiam sobie, że te pazury wytrzymają tylko tyle, co do następnego sprzątania, nawet nie zdążę się nimi nacieszyć.
Życie kury domowej jest okrutne.
Kurtyna.

niedziela, 26 sierpnia 2018

Festyn

Wczoraj byliśmy na festynie pszczelarskim i miałam możliwość sprawdzić się sportowo. No i wyszło jaka jestem słaba. Myślałam, że mi ręce w nadgarstkach strzelą przy siatkówce. Pff... zwykłym odbijaniu, nie to, żeby jakiś mecz to był. Przypomniały mi się piękne czasy liceum, kiedy to nauczyciel wf-u wysyłał mnie na zawody. Smutno mi się zrobiło.

Nie lubię tłoku, jakieś wewnętrzne głosy nakazują mi sprawdzić szybko kolorowe stragany i wiać w ciche, ustronne miejsce. Wkurzają mnie ludzie, nie mam jak przejść z wózkiem, dzieci ciągle marudzą, coś chcą, Marek wszystko ogląda tak długo, że mnie szlak jasny trafia. Ogólnie to lubię się tam tylko najeść. Jeśli w końcu zacznę się trzymać mojej diety zdrowotnej, to już nie będę miała argumentu który pozwoli mi przetrwać na festynie. No... chyba że maślane oczy moich dzieci.

Wielkimi krokami zbliżamy się do powrotu do przedszkola. Posiadam duże plany co do nadchodzącego czasu. Czuję się zmobilizowana do jakichś zmian i mówię tu głównie o sobie. Jeśli siebie na nogi nie postawię, to wiecznie wszystko będzie kuleć.

czwartek, 9 sierpnia 2018

No jak?

Jestem skołowana. Chętnie bym z tego bloga zrobiła pamiętnik, ale chyba w dzisiejszych czasach trzeba uważać, bo wszystko może zostać użyte przeciwko Tobie. Ja i tak nie mam możliwości pisać na tym blogu bo jak tylko moje dzieci widzą otwartego laptopa, albo gdy grzebie coś w telefonie, to coś dziwnego w nich wstępuje. Jakbym pisała pod wpływem emocji to zapewne było by tu ciekawiej, a tak to tylko marudzenie, te same od lat.

Czytam książkę. Jedyna rzecz jaka mi się została z moich przyjemności. W każdym razie zawsze jak czytam poradnik, to mam nadzieję, że ktoś jak krowie na rowie mi napisze co począć z tym życiem. I... o dziwo w tej książce tak jest. Wykonałam różne testy i z wyników wyszło,że powinnam się udać do terapeuty. Bez specjalisty nie wyjdę z moich zaburzeń. Muszę się pozbyć stresu i niestety sama zaczynam wątpić że ogarnę to o własnych siłach.

Próbuje ograniczyć zakres obowiązków, nie wymagać od siebie zbyt wiele, ale podstawy mnie przytłaczają. Na dodatki nie mam ani siły, ani czasu, ani już nawet chęci. Ostatnio olałam wszystko bo leciał jakiś film z Meg Ryan, więc postanowiłam odpocząć i się zrelaksować, to potem miałam tylko wyrzuty sumienia. Na ten miesiąc sobie zaplanowałam zająć się tylko wysprzątaniem domu i zorganizowanie wakacji dzieciom. Dobrze, że jedziemy nad jezioro, bo inaczej te wakacje nie byłyby udane. Organizacja coraz gorsza,dzieci coraz bardziej rozpieszczone, a syfią tak, że zamiast sprzątania czegokolwiek,to ciągle sprzątam po nich. Z domu też ciężko wyjść, bo takie upały są, że cieknie pot po dupie, aż się żyć nie chce.

Zmarła Kora. Chyba ze względu na Tatę mam sentyment do ludzi chorujących na raka. Miałam do niej obojętny stosunek, muzykę lubiłam, ale wielką fanką nie byłam, od jej śmierci ledwo oczy rano otworzę, a tu mi w głowie same piosenki Maanamu. Nie przypuszczałam, że ja tyle tego znam. W każdym razie trzeba przyznać, że była to unikatowa postać, powiedziałabym nawet że lubię takie osoby, chociaż w rzeczywistym starciu czuję się przy nich malutka jak robaczek. Coś Kora ma takiego w sobie, że mogę słuchać co mówi o swojej twórczości, życiu,poglądach. Nawet zapragnęłam mieć jej tomik z wierszami. Zadziwia mnie jak bardzo chciała żyć i jak o tym mówiła wszem i wobec. I czasem się wstyd robi, kiedy człowiek by tym wszystkim piznął zamiast się cieszyć tym co ma, bo wcale tak mało nie ma. Paradoks.