niedziela, 26 sierpnia 2018

Festyn

Wczoraj byliśmy na festynie pszczelarskim i miałam możliwość sprawdzić się sportowo. No i wyszło jaka jestem słaba. Myślałam, że mi ręce w nadgarstkach strzelą przy siatkówce. Pff... zwykłym odbijaniu, nie to, żeby jakiś mecz to był. Przypomniały mi się piękne czasy liceum, kiedy to nauczyciel wf-u wysyłał mnie na zawody. Smutno mi się zrobiło.

Nie lubię tłoku, jakieś wewnętrzne głosy nakazują mi sprawdzić szybko kolorowe stragany i wiać w ciche, ustronne miejsce. Wkurzają mnie ludzie, nie mam jak przejść z wózkiem, dzieci ciągle marudzą, coś chcą, Marek wszystko ogląda tak długo, że mnie szlak jasny trafia. Ogólnie to lubię się tam tylko najeść. Jeśli w końcu zacznę się trzymać mojej diety zdrowotnej, to już nie będę miała argumentu który pozwoli mi przetrwać na festynie. No... chyba że maślane oczy moich dzieci.

Wielkimi krokami zbliżamy się do powrotu do przedszkola. Posiadam duże plany co do nadchodzącego czasu. Czuję się zmobilizowana do jakichś zmian i mówię tu głównie o sobie. Jeśli siebie na nogi nie postawię, to wiecznie wszystko będzie kuleć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz