piątek, 31 października 2014

Halloween

Ponoć to dzisiaj. Opis tego święta robiłam chyba w tamtym roku i z tego co pamiętam to na prawdę mroczne święto, ale jak się ma dzieci to każde święto jest dobre, byle by jakoś rozerwać malucha. Nie wiadomo jak to rozgryźć z rozsądkiem, a i odrobiną dystansu. W Polsce tego nie obchodzimy, chociaż każde święta to w dzisiejszych czasach czysty biznes i komercja. Niby to niewinne przebieranki, ale jakoś zombie i wampiry nie idą w parze z dniem jutrzejszym i wspominaniem bliskich, którzy odeszli. Aczkolwiek, to już też nie Święto Zmarłych a tak zwany grobbing. Licytacja kto przyniesie najładniejszy znicz i największe kwiaty i niech cię ręka boska broni, żeby zaburzyć wysokiej rangi dizajn nagrobkowy. Jak nie umiesz postawić dobrze, to nie stawiaj wcale!

My jutro siedzimy w domu. Mam takie uczucie, że powinniśmy pojechać ze zniczami, ale te wszystkie tłumy, zamknięte ulice, odpicowane modelki na wybiegu alejek cmentarnych mnie odrzuca. Z drugiej strony wieczorny widok i klimat jest piękny, niestety nie z małym dzieckiem. Od jutra Marek ma urlop więc w tygodniu pojedziemy sobie na spokojnie.

wtorek, 21 października 2014

Zmiana czasu.

Moi drodzy, syn mój dzisiaj kończy 3 miesiące. Według planu powinny zakończyć się różnego rodzaju problemy jedzeniowe, zachowawcze i ogólnie wszystkie... Ha! bujda na resorach. W każdym razie przetrwaliśmy najtrudniejszy okres. Krzyś jest cały i zdrowy, ja nie wylądowałam w psychiatryku, z Markiem nie wzięliśmy rozwodu i chałupa nadal stoi (chociaż bardziej zagrzybiała), więc myślę, że ta misja zakończyła się sukcesem. Teraz z obawą czekamy na wprowadzanie pokarmów i ząbkowanie. Już mi słabo...

Przeglądam Gazetę Wrocławską i czytam, że w weekend będziemy przestawiać zegarki, co znaczy, że dłużej pośpimy. Zawsze się cieszyłam na tę wiadomość, a teraz pierwsze co mi przyszło do głowy, to o której się młody obudzi na nocne karmienie i czy to za bardzo nie namiesza w ogólnym funkcjonowaniu.

W tym całym chaosie, który potrwa jeszcze z jakieś 18 lat, bardzo zapomniałam o swojej osobie. Jak już wcześniej wspominałam, mój organizm cierpi fizycznie, psychicznie i kosmetycznie. Z jednej strony próbuje wykorzystywać każdą chwilę na sen, żeby się zregenerować, a z drugiej strony takie podsypianie chyba gorzej na mnie działa. W nocy niby bez dramatu, ale sam fakt, że trzeba się rozbudzić. Czasem nie mogę z powrotem zasnąć i muszę czytać np o 3 w nocy żeby zamulić oczy. W dzień Krzychu nie śpi 2 godziny bez przerwy tylko po 45 minut, maksymalnie godzinę, no więc jak już wejdę w dobrą fazę snu to trzeba wstawać. W dzień mogę porobić jakieś drobnostki, bo zanim się za coś zabiorę to młody zdąży się obudzić, więc jedyny czas dla mnie to po usypianiu, czyli po 19:00 (nie tak najgorzej). Ewentualnie przed obudzeniem, czyli przed 6:00 (już nie tak fajnie, bo to by jakaś 4:00 musiała być co najmniej). Jak by tego nie zrobić i tak wyjdzie zombie.

Wracając do tematu. Oprócz wyżej wymienionych braków, uświadomiłam sobie, że jedyne czym się zajmuję w poza dziecięcej dziedzinie jest przeglądniecie Pudelka i to tylko główne tytuły, bo kto by miał czas dokładniej. Nie znam nowości kinowych, nie znam nowości muzycznych, książkowych w ogóle kulturalnych, w ogóle żadnych. Dobrze, ze modą się nie interesuje, bo teraz u mnie przodują dresy i piżamy. Wpadłam na pomysł, że przy karmieniu mogę oglądać filmy (nawet na raty), ale przeważnie buforowanie zawodzi. Obejrzałam już pół Lejdis i nie było problemu, ale się okazało, że nie ma drugiej części. Wszystko przeciwko mnie. Teraz zauważyłam, ze pojawił się nowy sezon Grey's Anatomy, który ubóstwiam, ale siedzę nad nim ponad godzinę, a obejrzałam niecałe 5 minut, no i oglądanie na tablecie odpada niestety (nie rozumiem tego sprzętu). No ale jak nie oglądanie, to zostało mi jeszcze czytanie, a książek i e booków mi nie brakuje.

Postanowiłam! a jeśli już tu o tym piszę, to znaczy, że jest to bardziej poważne niż zwykłe postanowienie, aczkolwiek nie obiecujące zamierzonego rezultatu. Zaczęłam ćwiczyć, tak, z Chodakowską. Dziś był mój pierwszy raz i było strasznie, ale jednak na koniec ma się to fajne uczucie. Szkoda tylko, że ciężko się zabrać. Mam nadzieję, że to nie słomiany zapał z którego słynę. Mogłabym chociaż raz coś zrobić porządnie.

poniedziałek, 20 października 2014

Zimna herbata.

Czasem sobie myślę,  że moje dziecię specjalnie zaczyna marudzić kiedy właśnie zalewam sobie herbatę lub kawę. Wypiciu czegoś ciepłego dochodzi do skutku dopiero po 19:00 kiedy młody już śpi. W inym przypadku masz po prostu przechlapane. Nie zjesz kiedy jesteś głodna,  nie podumasz w toalecie w spokoju, naczynia umyjesz w dziesięciu ratach itp, itd.

Dzisiaj zobaczyłam pierwsze oznaki rozpusty. Próbowaliśmy z Markiem zjeść obiad, ale Krzysiu miał chwile marudzenia. Z racji, że jest coraz większy odłożyłam go do fotelika, bo już mi ręce odpadały. Zaczął pojękiwać patrząc mi w oczy jakby mi groził, że mam go wziąć z powrotem. Poszłam zjeść ten obiad, ale młody nie dawał o sobie zapomnieć. Patrzył sie ciągle na mnie i chyba czekał na reakcje, jak długo nic sie nie działo to jęczał ciszej patrząc się w półki,  tak jakby mu się znudziło to marudzenie, ale duma nie pozwalała przestać całkiem.

Organizm mój został zmasakrowany najpierw przez ciąże,  teraz przez macierzyństwo.  Nadwyrężenie kręgosłupa i rąk, zwłaszcza nadgarstków, wypadanie włosów w liczbie ogromnej, problemy z cerą, chrosty, uczulenia, spłaszczony tyłek, rozstępy na cyckach, łupież,  zmęczenie, niewyspanie, drażniąca blizna, brak energii przez ograniczenie jedzenia,  złe samopoczucie przez brak czasu na zadbanie o siebie, chociażby porządne wymoczenie w wannie. Mogłabym to robić kiedy chłopaki śpią,  ale wtedy to ja wolę spać razem z nimi. Cóż mogę rzec, w swoich bólach matczynych chyba nie jestem sama.

niedziela, 19 października 2014

Dylematy.

Macierzyństwo to ciężki orzech do zgryzienia, pasmo przemyśleń,  kombinacji i frustracji.  Codziennie mam wrażenie, że z moim synem jest coś nie tak, a właśnie tak to jest z niemowlakami i jest to chyba całkiem normalne. Chodzę i marudzę, ale (teraz już), jestem w stanie spojrzeć na problem z dystansem. Gorzej z babcią, dla niej każdy grymas wymaga konsultacji z lekarzem.

W rodzinie pojawiło sie kolejne maleństwo. Parę dni temu bratu Marka urodziła się córa. Dzisiaj pojechaliśmy zobaczyć małą Ize. Teraz mam wrażenie,  że mój syn zaraz pójdzie do szkoły. Czas tak szybko leci, że już mi smutno, że zaraz Krzysiu bedzie dużym Krzychem i wyprowadzi się z jakąś dziewczyną, zapłacze się wtedy na śmierć.

Ostatnio przyjechała do mnie mama, zapewne żeby nacieszyć się wnukiem,  ale przy okazji z odsieczą likwidacji narastającego bałaganu, (nie wiem, czy poprawnie to zdanie napisałam). W każdym razie, wzięła młodego na spacer,  co było cudownym uzdrowieniem dla mojej kuchni, jednak matczyne serducho zostało ukłute.  Nie minęło 5 minut, a ja już sięgałam po telefon, żeby sprawdzić czy sobie dają radę. Straszne to jest. Ja nie wiem jak ja wrócę do pracy.

poniedziałek, 6 października 2014

Śpieszmy się kochać ludzi...

Od wczoraj cała Polska mowi o odejściu sławnej i lubianej aktorki Anny Przybylskiej. Jest to dramat poszerzony na wskroś. Odszedł człowiek, ale co gorsze, matka, osoba bardzo młoda i dobra. To jest dopiero niesprawiedliwość natury, z ktorą nie wygra nic, nawet pieniądze. Rak trzustki jest praktycznie nieuleczalny. Żal jest dzieci, na prawdę to jest niewyobrażalna krzywda. Ciekawa jestem czy w jakiś sposób próbowała je przygotować na swoje odejście. A zresztą próbować można. Ja stara dupa nie ogarnłam się po śmierci taty, a to przecież malutkie dzieciątka. Teraz jako matka mam inne wyobrażenie o tym. Boje sie Krzycha zostawić w pokoju obok, gdziekolwiek na chwile, a co dopiero na zawsze. My, patrzący się z boku powinniśmy wyciągnąć wnioski. Jak bardzo małe radości uciekają przez palce niemal niezauważone,  a jak bardzo małe problemy przysłaniają nam świat. Trzeba żyć tu i teraz ciesząc sie życiem. Trzeba by było jeszcze o tym pamiętać zawsze, nie tylko w przypływie refleksji wywołanej takimi zdarzeniami.

niedziela, 5 października 2014

Eureka!

Po wielu bitwach między mną a mną, wysnułam w końcu wnioski. Ponieważ dziecko moje chce w tej chwili mieć mnie na wyłączność, należy się do tego dostosować. Zdałam sobie sprawę, że muszę teraz całkowicie się poświęcić, żeby móc lepiej poukładać sobie funkcjonowanie z tym małym łobuzem. Jest konkretny bałagan na około, ale nie przejmuje się tym, nie wypisuje na kartce co muszę zrobić, do kiedy muszę to zrobić, po prostu nic mnie teraz nie interesuje. Zajmuje się znajdywaniem informacji na temat zachowań małych dzieci, tudzież szukaniem promocji ciuszków, ewentualnie dzwonieniem po przychodniach. Póki co każdy dzień jest inny. Przedwczoraj płakał przy jedzeniu, wczoraj był idealnym bobasem, a dzisiaj nie jada z lewego cycka. Jak znowu nie zje z niego, to będę musiała ściągnąć, bo mi pierś eksploduje. Ciekawe czy w tym wszystkim znajdę laktator.

No ale, ponoć najgorsze wybryki trwają do trzeciego miesiąca, więc już niedługo. Marzę o jakiejś chociaż niewielkiej stabilizacji. Dopiero teraz zaczynam powoli się odnajdywać w roli matki, jak to opanuję w granicach możliwości to dopiero się zabiorę za inne sfery życiowe. Niestety inni muszą to zaakceptować i ustawić się w kolejce. Na pierwszym miejscu stawiam się razem z moim synem, bo tak funkcjonuje nasza symbioza, ze jeśli jednemu coś złego się dzieje, to drugie na tym cierpi.

Niestety trzeba znaleźć laktator. Jestem cała zalana mlekiem.

Zastanawiałam się ostatnio nad sensem istnienia na mym blogu czytelni. Przez całą ciążę czytałam książki i prasę tylko w tej tematyce. Teraz owszem "mam czas" czytać książki, podczas karmienia, ale nie bardzo mam czas (i chyba wenę) do opisywania tutaj wyników. Albo nic wartego opisania jeszcze w tej chwili nie przeczytałam. Jak coś mi się bardzo spodoba, albo bardzo zbulwersuje, to zapewne nie omieszkam o tym wspomnieć. W każdym razie muszę po prostu przestać czytać za wszelką cenę. Mam pełno książek i e booków i założyłam sobie, że chciałabym je wszystkie przeczytać, ale w sumie po co? Jak mi coś nie wchodzi to powinnam to ominąć, a nie próbować polubić na siłę.

Systematyczność - cecha której mi brakuje, a którą koniecznie potrzebuje posiadać, żeby funkcjonowanie miało ręce i nogi. Póki co borykam się z samymi zaległościami, ale miejmy nadzieję, ze powoli to wszystko wyjdzie na prostą. Trzeba ustalić priorytety i przestać zajmować się pierdołami. No cóż, życzę sobie powodzenia w tej nierównej walce...