sobota, 27 października 2012

Brrr

Dopiero co zmieniłam tapetę na jesienną. Skusiła mnie do tego piękna kolorystyka tej pory roku, jednak dzisiaj już mi na niej nieswojo, bo za oknem biało. Święta mnie atakują z każdej strony i póki co mam mieszane  uczucia co do nich. Ale, zacznę od początku. Wspominałam w ostatniej notce, że robiłam porządki w muzyce i właśnie głównie zajęłam się świątecznymi rytmami, chyba ze względu na to, że łatwo to można poukładać na jakieś kategorie. W każdym razie pomyślałam sobie, że mogłyby być już święta. Pochopne to było życzenie, ale zaczęło się szybko spełniać. Przychodzę wczoraj do pracy i co widzę? Bombki i choinki. A kto ma je wyłożyć na sklep? No, zgadnijcie. Nie było to łatwe zadanie, nawet musiałam jeszcze dzisiaj kończyć. W każdym razie zostałam ochrzczona brokatem w ryj. Z jednej strony mam absolutnie dosyć myślenia o świętach w pracy, czyli gdzie wcisnąć tę choinkę, a czy to jest przecenione. Z drugiej jednak strony mogę myśleć o swojej choince i lampeczkach i aniołkach.
Jak to się mówi, do trzech razy sztuka, tak więc nie mogło dziś zabraknąć białego puszku. no i tu również muszę z dystansem podejść do tematu. Na dworze jest pięknie i nawet nie koniecznie zimno. Jak podeszłam po pracy do mojego rowerka to nie było go widać bo był przysypany śniegiem razem z krzakami i całym słupem. Bardzo chciałam zrobić zdjęcie, ale złośliwość rzeczy martwych nie zna granic. Jeden telefon zostawiłam w pracy, a drugi się wyładował. Niestety, ale oprócz śnieżkiem, mój LUKAS został pokryty również lodem. Już się bałam, ze będę musiała nasikać na zamek, ale całe szczęście się obeszło.

Ps. Zośku, Twoja czapka zimowa jest w moim posiadaniu, a nawet i użyciu :)

czwartek, 25 października 2012

Niemoc

Jestem troszeczkę rozdarta pomiędzy działaniem, a nic nierobieniem, niestety skłaniam się bardziej ku drugiej opcji. Standardowo próbuję coś poukładać. Przez 2 dni wolnego siedziałam przed kompem i zajmowałam się swoją muzyką i książkami, po czym trzeciego dnia wirus odebrał mi to ułożenie i jestem znowu w punkcie wyjścia, zostały mi tylko bolące plecy. Z racji tego, ze potrzebowałam dzisiaj coś koniecznie ułożyć, wparowałam w szuflady z bielizną. Jak wiadomo wszystko się zużywa, więc powywalałam co trzeba. Byłam twarda, bo niestety (ale to fakt), po prostu mam sentyment do gaci, byłam z nimi dosyć blisko.
Co do wirusa, to już temu przeciwdziałam. Zaopatrzyłam się w dysk przenośny i właśnie za 9 minut wszystko co ważne, znajdzie się na nim. Nie będę się denerwować, że moje wielkie kolekcje może gdzieś wsiorbać w kosmos.

Trapią mnie różnego rodzaju myśli życiowe, jednak nie czuję chęci w tej chwili o tym opowiadać. Może jak zbiorę jakieś notatki z głowy, to łatwiej mi to pójdzie...

czwartek, 18 października 2012

Lenistwo.

Jest całkiem ładny dzień, jeden z takich, który mija się z hasłem jesienna depresja. Cóż mogę rzec, do depresji mi bardzo daleko, ale zagrzybiona jestem okrutnie i nie zmieni tego nawet taki całkiem ładny dzień. Zamieszanie w pracy zwiazane z inwentaryzacją się skończyło. Choroba też mi prawie odpusciła, ale jeszcze nie czuję motywacji do większego działania. Miałam odkurzyć i mimo tego że nie padło słowo 'obiecuję', to jednak powiedziałam mamie, ze to zrobię (w sensie ze zahaczę o inne pomieszczenia niż mój pokój).
Usiłuje wyglądać jak człowiek, ale przez te wirusy i w pracy i w powietrzu podupadła moja odporność. Nie mogę się pozbyć łupieżu, wszystko mnie swędzi, drażni i denerwuje. Coby odwrócić uwagę od mojego paskudnego wygladu, pomalowałam sobie paznokcie na różowo, mam nadzieję, że to coś pomoże.

Czytelnia:
Zakończyłam książkę Karen Blumenthal "Steve Jobs. Człowiek, który myślał inaczej". Autorka głównie opisuje jak Steve dochodził do kolejnych wynalazków i lekko przeplata jakieś wątki bardziej prywatne. Zdanie moje jest takie, ze jako młody człowiek pan geniusz był cholernym wrzodem na dupie dla wielu ludzi. Zachowywał się inaczej, czasem nawet nieracjonalnie. Moim ulubionym dziwactwem jest sposób w którym się relaksował, a mianowicie wkładanie gołych nóg do ubikacji i spuszczanie wody. Oczywiście wraz z wiekiem ludzie zmieniają swoje zachowania, poglądy i całkiem inaczej patrzą na świat. Cała ta historia pięknie pokazuje, jak człowiek mimo niepowodzeń i tak może dojść do tego czego pragnie.



Francois Voltaire "Prostaczek". Jest to bardzo stare dzieło, dlatego się dziwie jak doskonale oddaje obraz dzisiejszego podejscia do religii. Tytułowy bohater to wiadomo z samej nazwy kim jest. Dla większego zrozumienia dodam tylko, że to człowieczek kierujący się czystymi prawami natury. Odnajduje swojego wuja i ciotkę, którzy są bardzo cywilizowani i uczeni i chcą go ochrzcić i przemaglować na katolika i oto prosty rozum zagina mądrali. Historyja nie kończy się zbyt dobrze dla Prostaczka, jak dla mnie to jest ona nawet świetnym przykładem na to, że życie to jeden wielki syf. Fart, albo peszek i na ogół nie masz na to wpływu.

piątek, 5 października 2012

Długi dzień.

Z rana pomyślałam sobie, że będzie to kolejny zmarnowany czas, ale w tym całym desperackim nicnierobieniu, miałam czasem wolę walki, więc w całokształcie nie wyszło tak źle. Co chciałam zrobić to zrobiłam, a co miałam zrobić muszę niestety znowu przełożyć na dogodniejszy termin. Pogoda nie służyła naprawianiu ciuchów, ani myciu butów... pogoda, ani nic inne mi dziś nie służyło.

Żeby nie było, że znowu tylko chodzę zadżumiona to może troszkę o pozytywach dnia dzisiejszego. Zrobiłam dogłębny porządek w swoim pokoju. Zapewne nadal nie wiem gdzie co mam, ale przynajmniej o nic się nie potykam. Brzuszki też idą pełną parą. Na razie tylko po 5 minut, ale ważne ze zakwasy są. Jak boli, znaczy, ze działa. Do tego odgrzybiłam swoje szanowne cztery litery. Przez ostatni tydzień moja osoba musiała się pojawić w pracy i mimo tego, ze nie w pełnym wymiarze godzin, to jednak sam fakt, ze muszę tam być działa na mnie destrukcyjnie, tak więc spa było konieczne. Nie to, żebym się nie myła przez cały ten czas, ale czułam się jakbym zgarniała z siebie zaschnięte błoto. Nawet objęło to balsamowanie. Po babci mam jedną cechę: niemarnotractwo. Wszystkie kremy już okresowo zakończyły swoją przydatność, ale przecież nie wyrzucę bo mi szkoda. Ważne, ze nadal pachną.

Ważnym, wyczerpującym i trochę nawet zadziwiającym akcentem dnia dzisiejszego było uporządkowanie (po raz kolejny) muzyki. Nawet nie wiedziałam, z jednego rodzaju można utworzyć tyle odłamów. 20 lat temu były podstawy, rock, pop, rap no i takie tam troszkę mniejsze różności. Teraz wyliczyłam ich aż 40 i to jest bardzo okrojona wersja. Wszystko spada na psy, nie tylko rodzaje muzyczne, sama muzyka też.

Mama mnie zachęciła, do zważenia się. To mój rekord w ostatnich latach - 52 kilo. Kiedy człowiek się nie stara to waga sama gdzieś zleci, a jak biega, mało je i tere fere to bebech rośnie. Muszę przyznać, że całkiem dobrze się ostatnio czuję. Do antylopy mi daleko, ale nie zataczam się jak słoń.

Wokół mnie ostatnio dużo mebli, kolorów, domowych pierdółek. Wyprowadzka zbliża się dużymi krokami. Mogłaby większymi, ale jeszcze trochę zniese ten stan. Fajnie się patrzy na te wszystkie rzeczy wyobrażając je w swoim domu, tylko ich jest ogrom a pokoi tylko 2. Gdzie to wszystko ulokować?
Miałam nic nie kupować do domu, ale to jest silniejsze ode mnie... ładne rzeczy przejęły kontrolę nad moimi oczami i mówią rozumowi, że muszę je mieć. Te piękne kieliszki na czarnej nóżce mnie wołają...