czwartek, 23 lutego 2012

21 lutego 2012

Ja chyba mam dużo do napisania, cały dzień mi się rodziły w głowie różne pomysły i na końcu każdego mówiłam sobie: to jest temat na notkę. Moja pamięć jest bardzo dobra, ale krótka, w każdym razie postaram się odtworzyć moje myśli.
W pierwszej kolejności rzecz bardzo mnie irytująca. Znowu muszę pisać na kartce i nie z powodu braku internetu, ale z braku ogólnego funkcjonowania mojego laptopa. Menda nie chce się nawet włączyć. Paradoks w tym jest taki, że doszłam do tego jak nagrać muzykę na płyty audio, żeby móc słuchać bez włączania komputera i marnowania na nim czasu, ale zdążyłam tylko jeden album nagrać i tyle razy go dzisiaj przewałkowałam, że już mi się znudził. Nadeszła pora na radio. Dowiem się co tam za nowości w tym roku.

Zostałam mamą po raz pierwszy! Na razie tylko chrzestną, ale jednak.Moja przyszła rola, to nie taka prosta sprawa zwłaszcza kiedy moja wiara trochę kuleje. Postanowiłam się troszkę zainteresować różnymi aspektami religijnymi i szczerze powiem, nie do końca to do mnie przemawia. Doszłam do wniosku, że postaram się być na bieżąco i trochę więcej z siebie dać, jednak w niektórych sprawach zdania nie zmienię, nikomutym przecież krzywdy nie robię.

3 dni wolnego, bez komputera z cieknącymi gilami. Nawet nie wiem kiedy wirusy miały okazje mnie dorwać. Czuje się jakby osiedlowy żul mnie wyrzygał. Katar jest na prawdę uciążliwy, co najmniej jak wrzód na tyłku dla rowerzysty.

Mimo różnych bóli, łamania w kościach i ogólnego zmęczenia zmusiłam się do czynów porządkowych. Nawet! naszło mnie na zmiany. Tak, przemeblowanie. Mogę o tym bez ogródek napisać bez obaw, że ktoś mi to wyperswaduje, bo zanim zdążę to pismo wydać na światło dzienne to już będzie po wszystkim. Wiecie o czym to wszystko świadczy? Nawet głośno zaczyna się o tym mówić. Powraca wiosna, a wraz z nią odrodzenie mej porośniętej mchem osoby. Hell Yeah!

"Może nam się to nie podobać, ale to na prawdę ważne żeby zatrzymać się raz na jakiś czas, wyjść z własnej głowy i zobaczyć większy obraz. Właściwie, dowiedzenie się, ze patrzyłeś na wszystko źle, może być rodzajem wyzwolenia. I nagle dostrzegasz nowy potencjał, nowe możliwości tam, gdzie wcześniej ich nie widziałeś. I wszystko jest w porządku, gdy beznadziejna sytuacja nagle wygląda dobrze. Niestety, czasem działa to w drugą stronę."
- Grey's Anatomy -

piątek, 17 lutego 2012

Fotoreportaż. Wycieczka krajoznawcza.

A raczej miastoznawcza. Ciężki dzień wymagający dużo rozmawiania z obcymi. Zbyt wiele nie załatwiłam, ale to zacznę od początku. Zacznijmy od tego że obchodziliśmy wczoraj Tłusty Czwartek, więc cały dzień odbijało mi się porannymi faworkami. Jako że był to mój ostatni dzień wolny przed wyjazdem do Warszawy, trzeba było wszystko zapiąć na ostatni guzik. Moja znajomość terenu centralnego Wrocławia jest na niskim poziomie do tego dochodzi kiepska orientacja środków docelowych zwanych inaczej MPK i tak powstaje problem. Nie byłabym sobą gdybym nie rozwiązała go w jakiś głupi sposób. Wsiądę w pierwszy lepszy tramwaj, na pwno gdzieś mnie dowiezie. Ogólnie teraz wiem, że to było najlepsze rozwiązanie. Jadę już jakiś czas, nagle niespodziewanie (chyba tylko dla mnie, bo reszta ludzi, wraz z panem tramwajarzem nie dali po sobie tego poznać) skręcamy w prawo. Co się okazało, nie dość, że szybciej dotarłam na miejsce to jeszcze w ładnej atmosferze...
Dotarłam na miejsce, ale pan nie miał tego co chciałam żeby miał. Za to wysłał mnie do Katedry, więc pełna motywacji ruszyłam dalej. No to idę i myślę czym z mojego punktu położenia dotrę do wskazanego mi miejsca. Wiedziałam tylko tyle, że chyba muszę się przedostać na drugą stronę Rynku. No i wsiadłam w pierwszy lepszy, nawet nie wiem w co, myśląc że gdzieś tu muszę zobaczyć dwie wieże. Dojeżdżamy do Hali Targowej i napływa do mnie myśl, że byłam tam raz kiedyś i zawsze chciałam tam jeszcze wrócić, więc wysiadłam i poszłam. Poczułam się jak na jakimś wiosennym targowisku. Większość to kwiaty, owoce, warzywa, ale kolory cudownie nakarmiły moje oczy w taką białą, bezpłciową (aczkolwiek bardzo piękną) zimę. Wychodzę i postanawiam się przejść kawałek obadać teren i ku memu zdziwieniu wyłaniają mi się zza ściany Hali dwie stojące w białej aurze wieżyczki. Cudownie. Teraz nie będę wiele opisywać bo po prostu zdjęcia robiłam :)

Kłudkowy most. Zakochani przychodzą i razem zamykają tak swoją miłość. Z kluczykiem nie wiem co robią, mam nadzieję, że nie połykają. Bardzo symboliczna i jeszcze chyba oryginalna rzecz.
Proszę popatrzeć na tą kłudę... to się nazywa miłość!
Mówi się, że zimą życie umiera i budzi się dopiero na wiosnę. Dlatego więc mówię, wręcz krzyczę wszem i wobec, że kaczki żyją, co więcej... są wśród nas!
Niestety nic nie załatwiłam, ani w Katedrze, ani nigdzie indziej. Jestem zawiedziona. Tak po prostu.

wtorek, 14 lutego 2012

Walentynki.

Pamiętam kiedy byłam singlem to święto to, mnie strasznie irytowało, teraz kiedy jestem w stałym związku irytuje mnie dalej. Może nie dokładnie ten dzień, a ludzie chociażby dziwnie reagujący na czerwony kolor. Wszyscy lubią obchodzić święta, ale nie ograniczajmy się tylko do nich. Serduszka tylko w Walentynki, kwiatki na Dzień Kobiet, prezenty w urodziny, groby tylko na Dzień Zmarłych. Chociaż jak sobie teraz myślę, to z drugiej strony może te święta jeszcze do czegoś ludzi mobilizują. Może bez nich już w ogóle nie byłoby uprzejmości na tym świecie. Ludziom jest coraz ciężej sprawić komuś przyjemność bezinteresownie. W każdym razie ja mam Walentynki codziennie więc dzisiejszy dzień jak każdy inny.

"Są w życiu takie chwile, kiedy miłość pokonuje na prawdę wszystko. Wyczerpanie, brak snu, wszystko. A później nadchodzą takie chwile, kiedy wydaje się, że miłość nie przynosi nam nic poza bólem. Czasem ból możemy załagodzić wykorzystując to co mamy. A czasem zatracając się w chwili. A czasem wszystko co trzeba zrobić aby załagodzić ból to zawrzeć rozejm."
- Grey's Anatomy

Osobiście uważam że w kwestii miłości jak i w każdej innej trzeba się cofnąć rozumem do bycia dzieckiem. Jak się trochę maluszków posłucha to wszystko jest takie szczere i czyste (jeszcze). Nie mogę znaleźć tych wypowiedzi, ale pamiętam jedną "miłość jest wtedy kiedy mama daje tacie najlepszy kawałek kurczaka". Jeśli ktoś chciałby się skusić na obejrzenie walentynkowego odcinka Grey's Anatomy to tam również była fajna scenka gdzie dwie matki się kłóciły obwiniając się nawzajem o wszy które miały ich dzieci. Chłopiec napisał do dziewczynki, że nie ważne kto, kogo zaraził wszami, ważne ze mieli je oboje. Ładne, prawda?

Muszę dzisiaj zakończyć chrzcinowe sprawy, bo inaczej moja psychika wysiądzie, już mi się po nocach śni. A głowa nadal boli nie wiedzieć czemu...

poniedziałek, 13 lutego 2012

Okropności.

Dawno nie miałam tak paskudnego dnia. W sensie samopoczucia fizycznego. Zatrułam się czymś wczoraj do tego doszły 3 piwa i noc miałam z głowy. Mama powiedziała że taty choroba jest genetyczna, więc żebym sobie uważała. No to sobie uważam, i często mówię do mojego żołądka że ma wszystko ładnie trawić, ale on chyba nie bardzo chce. Miałam dzisiaj trochę spraw do załatwienia, ale nie mam mocy żeby się ubrać i przebierać nogami po śniegu. Otacza mnie bałagan i to taki, ze Rubika w nim nie widać, a gdzieś tu leży. Muszę się zarejestrować do ginekologa. Na samą myśl o oficjalnej rozmowie mam dreszcze, ale muszę. Nikt nie odbiera i denerwuje mnie to bardziej, chce to mieć za sobą. Muszę też iść do kościoła po zaświadczenie i to też mnie denerwuje, bo ja nawet nie wiem gdzie znaleźć kogoś od takich spraw. A co jak mnie ksiądz o coś zapyta? a ja taka niereligijna już.

Pełno wokół mnie karteczek i jakoś nie mogę się ich pozbyć. Miałam wszystko notować w kalendarzu, ale coś mi nie wychodzi. Nie jest dla mnie to zbyt przejrzyste. Zaczęłam czytać mojego bloga od początku, tak o po prostu. Jest to okropnie nudne. W ogóle problemy zaprzątające moją głowę były co najmniej śmieszne. Odwieczna dieta i jakieś dziwne spinanie się ze zrobieniem wszystkiego na raz. Co jest jeszcze bardziej śmieszniejsze, że nadal tak mam... no może bez tej diety. Jaką ja jestem bezbarwną osobą.

Pamiętam jak kiedyś opiekowałam się Natalią i chciała żebym jej pokazała jakiej muzyki słucham. Mnóstwo pytań, kto jest kim i w ogóle. Na koniec stwierdziła "ciocia chyba wszystkich których słuchasz to już nie żyją". Niestety niedługo chyba tak będzie.

sobota, 11 lutego 2012

Mądrości

"Złapać męża to sztuka, utrzymać to praca". Po prostu tekst usłyszany w jakimś filmie oglądanym przez rodziców. Za dużo do dodania nie mam na ten temat oprócz tego, ze uważam to za prawdę.

Sobotni wieczór. Trochę to przykre, że zamulam sama w domu, z drugiej strony wcale nie mam ochoty nigdzie wychodzić. Mrozy nie wpływają na mnie korzystnie. Mam na sobie klątwę weekendowego lenistwa. Coś bym mogła, ale nie chce mi się. Nawet godzina już nie jest dobra na rozpoczynanie jakiegoś przedsięwzięcia. Jutro niedziela. Podejrzewam, ze też nie będzie kreatywna więc chyba dzisiejszy stan umysłu potrwa trochę dłużej.

Byliśmy dzisiaj u Agnieszki w Polanicy. Jestem załamana tym miejscem, tymi ludźmi i w ogóle chce mi się płakać na samą myśl. Takie ośrodki dla starców w ogóle nie powinny mieć miejsca na tym świecie, chociaż jest ich miliony i pewnie w jeszcze gorszym stanie. Gdzie ta ludzkość w ogóle zajdzie?

Uwielbiam kiedy coś wywołuje u mnie refleksje. Jest mnóstwo takich rzeczy bo nawet mucha potrafi mnie zaintrygować, ale nawykiem się stało żeby wpisać tu ostatni w odcinku cytat z Grey's Anatomy.

"Twoje życie jest darem. Doceń to. Nieważne jak nawalisz i jak bolesne się to wydaje. Niektóre rzeczy są do rozpracowania. Jak gdyby były przeznaczone. Tak, jak miały być"

Wymyśliłam, że pójdę spać. Zmęczę oko książką. Nie przyznałam się że w międzyczasie czytania "Monopol na zbawienie" obracam autobiografię Audrey Hepburn. Sympatyczne dzieło, ale nie powala. Ja to lubię, jak coś mnie porwie, zmobilizuje, zmotywuje czy chociażby wkurzy.

piątek, 10 lutego 2012

Matka Ziemia.

Dzisiaj powinien być piękny dzień. Za oknem słońce świeci i uprzyjemnia widok na łyse drzewa. Chociaż chwilowo mnie lenistwo dopadło, ale to przez wzgląd na świeżo zjedzone śniadanie. Mam 5 dni wolnego i postawiłam sobie za cel doprowadzić moje sprawy do porządku. Skąd ta ziemia w tapecie? A no właśnie stąd. Może troszkę ponuro wygląda, ale to jest dla mnie symbol natury, nie tego co jest, tylko tego co powinno być. Takim oto sposobem ustanawiam Tydzień Sprzątania Środowiska. Oczywiście każde światowe przedsięwzięcie trzeba rozpocząć od siebie.

środa, 8 lutego 2012

Najpierw był haos.

Trwa on po dziś dzień. Mimo wielkich chęci nie jestem w stanie w tydzień zbudować mojego świata i do tego jeszcze odpocząć. Mam dziwne uczucie jakbym o czymś zapomniała, jakby coś ważnego mi przeciekało przez palce. Ostatni raz tak miałam kiedy chodziłam jeszcze do liceum i miało to całkowity związek z moimi zaburzeniami osobowości, nie wiesz kim jesteś, kim chcesz być i dokąd zmierzasz. Nie mam pojęcia skąd w tej chwili taki niepokój. Nie śpię dobrze i odbija się to na moim samopoczuciu w ciągu dnia. A przecież nic się nie stało...

Próbuję ogarniać. Wszystko, dokładnie, na czas. Może to mnie przerasta, może sobie stawiam za wysoko poprzeczkę. To się wydaje być śmieszne dla kogoś kto mnie zna, bo z boku widać, ze nic specjalnego nie robię w swoim życiu, ale w głowie rodzi się mnóstwo rzeczy i ten brak ich realizacji mnie dołuje. Znalazłam fantastyczną stronkę z e-bookami. Dostaję nawet wiadomości z nowymi dostawami. Byłoby cudownie mieć czas to wszystko przeczytać i wiedzieć... tylko kiedy to wszystko przeżyć? Powinnam przyswoić sobie mądre słowa 'Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz'.

Nie chce mi się dalej pisać... chyba jakiś niekorzystny biomet mnie ogarną.

No cóż, nie jest mi dane mieć fajną wymówkę.
Właśnie znalazłam ciekawostkę dnia:

Niekorzystny biomet NIE ISTNIEJE!

Najłatwiej jest zrzucić złe samopoczucie na coś lub kogoś. Jednym z popularniejszych usprawiedliwień lenistwa jest tzw. niekorzystny biomet:
- Pewnie jest niskie ciśnienie, bo okropnie się czuję.
Zazwyczaj ciśnienie jest za wysokie albo za niskie. Jest za ciepło, za mokro, za zimno, za sucho. Do pewnego czasu sama uważałam, że to normalne tak narzekać na pogodę.

N i e s t e t y takie wykręty wynikają jedynie z lenistwa i są usprawiedliwieniem bierności. 

niedziela, 5 lutego 2012

Plan - część praktyczna.

Ponieważ teorię mamy za sobą, nadszedł czas aby to wcielić w życie. Porwałam się z motyką na słonce i zajęłam się aż czterema celami. Wypisałam wszystko co trzeba było. Prawie wszystko. Moje dążenia do doskonałości nie obejmują podziału na mniejsze etapy. Wymagają one codziennej pracy nad sobą, i jedyna rzecz jaka może mi pomóc jest samodyscyplina, czyli to co my tygryski uwielbiamy najbardziej (o ironio!). Ewentualnie, co mogę zrobić, to wyznaczyć dzienny i tygodniowy czas jaki powinnam na to poświęcić. Fajnie jest przeczytać o planowaniu, aby dowiedzieć się, ze u nas to nie podziała. Nieważne, książka i tak bardzo dużo wniosła do mej bambusowej głowy.
"Zawsze wybieraj takie lektury, które wyglądałyby dobrze gdybyś zmarł czytając"

Rozwiązałam jeden z moich problemów porannych. Ponieważ jedząc śniadanie samemu, kiepsko jest się patrzeć w sufit, postanowiłam puszczać sobie jakiś krótki serial, wyznaczający od razu czas na kawę i śniadanko. A po nim MYK i komputer wyłączony. Bo jak zaczynam coś robić od rzeczy to, wynajduje coś ciekawego, a czas ucieka.

Tak sobie myślę, ile rzeczy bym chciała zrobić, ile mam w planach, ile nie zdążam, o ilu zapominam. Porównuję się do osób które prowadzą życie na pełnych obrotach i dochodzę do wniosku ze moja egzystencja jest beznadziejna. Wtedy myślę sobie o tych wszystkich ludziach, którzy od paru lat żyją według jednego schematu i wtedy mi się robi cieplej na serduszku, bo mimo tego, ze złotych gór nie osiągnęłam, to jednak coś, nie coś zrobiłam...
... niestety zawsze się porównuje do tych lepszych więc trzeba wziąć dupę w troki!

Jestem w fizycznej rozsypce. Są to na prawdę pierdoły, ale paradoks w tym jest taki, ze te najmniejsze rzeczy najbardziej wkurzają. Wysuszone usta, aż rybom się zazdrości, chropowate ręce, zadziory przy paznokciach, boli cholernie gdziekolwiek się łap nie wsadzi, skóra mnie cała swędzi i nie wiem już czy to uczulenie czy obsesja jakaś. Całe szczęście, że nie chwytają się mnie wewnętrzne wirusy, bo jakby mnie w kościach łamało to mogłabym popaść w stan depresyjny. Jeszcze jutro idę do pracy i resztę lutego zejdzie na pojedynczych, nieczęstych zmianach. Mam w planie się zregenerować i ogarnąć wszystkie niezakończone sprawy, a jest ich trochę więc powiem to jeszcze raz (ale już na pewno ostatni), trza dupę w troki wziąć! HEJ!
Dobranoc.

sobota, 4 lutego 2012

Plan na dobry rok.

W sumie po przeczytaniu ponownie moich notatek z "To będzie najlepszy rok twojego życia" nie emocjonowałam się już tak bardzo jak przy samej książce, ale w pierwotnym założeniu miałam tu ładnie wszystko opisać, więc właśnie zamierzam to zrobić. Jeśli kogoś nie interesuje naprawianie swojego żałosnego życia to może sobie odpuścić resztę czytania.

MARZENIE
  1) Wyznacz sobie konkretny cel. Codziennie rano i wieczorem poświęć 3 minuty na to, żeby z zamkniętymi oczami potwierdzić "To jest najlepszy rok mojego życia"
  2) Rozpoznaj swoją fantazję. Opisz życie jakie "pewnego dnia" masz nadzieję wieść.
  3) Odkryj własną wielkość.  Wyobraź sobie swój ideał. Wypisz dwie cechy, jakie musisz w sobie wykształcić, żeby się zbliżyć do celu. Co możesz robić każdego dnia, tygodnia, miesiąca, aby pobudzić te dwie wybrane cechy.

PLAN
  1) Czyste konto. Zrób listę niedokończonych projektów i zadań.
  2) Unikaj obszarów niepremiowanych czyli:
     a) wymówki. Zrób listę wymówek którymi uzasadniasz swoją obecną sytuację, zrezygnuj z nich!
     b) negatywny dialog wewnętrzny. Negatywne oczekiwania zastępuj pozytywnymi.
     c) obwinianie. Rozpoznaj w których dziedzinach życia obwiniasz innych o to co ci się przydarza, weź stuprocentową odpowiedzialność za swój najlepszy rok.
     d) sztywne przekonania. (np. mężczyznom jest łatwiej, Kobiety muszą być bierne, Telewizja to strata czasu, Ja mam rację, a ty nie). Sporządź listę swoich sztywnych przekonań, zastanów się, czego boisz się odkryć, jakie nowe zapatrywania lepiej posłużą w dążeniu do celu.
     e) Zachowania przynoszące skutek odwrotny do zamierzonego. (np. odwiedzanie McDonalda na diecie). Sporządź listę zachowań, wyborów i nawyków, którym ulegasz, a które przeszkadzają Ci stać się człowiekiem jakim chcesz być. Jakie nowe zachowania, pozwolą Ci ulepszyć ten rok.
  3) Zaplanuj swój rok. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytania:
     a) Co chcę osiągnąć? Jaka jest moja wizja czy tez ostateczne dążenie?
     b) Jaki jest konkretny cel, który przybliży mnie do mojej wizji. Do kiedy chcę go ukończyć?
     c) Jaki jest dokładny zakres tego przedsięwzięcia?
     d) Jakie są ważne etapy po drodze?
     e) Jakie umiejętności, które pomogą mi w dotarciu do celu już posiadam?
     f) Jakie zdolności będę musiała rozwinąć?
     g) Jakiej pomocy lub wsparcia potrzebuję?
     h) Ile czasu dziennie i w tygodniu będę na to potrzebować?
     i) W jaki sposób właczę to do swojego rozkładu zajęć?
     j) Jakich obszarów niepremiowanych muszę się wystrzegać?
     k) kogo poproszę aby pilnował, czy dotrzymuję słowa?
     l) jakie mogą być konsekwencje nietrzymania się planu.
     m) Co zyskam osiągając swój cel.
UWAGA: Cel musi być wyraźnie zdefiniowany, realistyczny, wymierny (musimy umieć obiektywnie go ocenić, aby nie było wątpliwości, ze go osiągnęliśmy), trzeba ustalić datę jego rozpoczęcia i zakończenia. W planie ustal dni na chandrę.
  4) Dyscyplina!!! (Tu chyba niczego nie trzeba dopisywać).
  5) Podejmowanie działania dodaje motywację i energię.

SPEŁNIENIE:
  1) Bądź uczciwym wobec siebie.
  2) Uwierz w siebie.
  3) Smakuj chwilę. "Życie to nie film, lecz raczej seria zdjęć polaroidowych". 1 tydzień = ponad 10 tysięcy minut. Planuj niezapomniane dni, wykrocz poza zwyczajność.
  4) Jeśli nie dla siebie to dla kogoś kto potrzebuje wzorca.
  5) Dąż do doskonałości. Przypomnij sobie czas kiedy coś cię pasjonowało.

To by było na tyle. Zapewne byłoby weselej gdybym od razu wypisywała te wszystkie zadania, ale to chyba grubsza sprawa wymagająca więcej czasu, kreatywności i chyba jednak prywatności. Może spróbuję tej drogi, skoro inne zawiodły. Tylko ta dyscyplina... :/

środa, 1 lutego 2012

"Szukam słowa"

Nadanie notce tytułu to na prawdę uciążliwa dla mnie sprawa. Czasem coś samo się nasuwa, ale muszę  mieć dzień nad wyraz kreatywny, czyli odwrotny do dzisiejszego. Na szczęście zawsze może pojawić się cudowny przypadek i jednym z nich jest 'Szukam słowa'.
Cały dzień w pracy przygrywa nam radio stworzone przez moją firmę. Oprócz piosenek na prawdę dziwnych jedynymi informacjami jest kto ma dzisiaj imieniny, jaka jest temperatura na daną część dnia, przysłowie powtarzane co godzinę i inne takie duperele. Człowiek przychodzi do domu, włącza internet i musi zastosować małe śledztwo typu kto z kim i po co, oraz jak, gdzie i dlaczego. Dziś mnie poruszył fakt, że co druga osoba na facebook'u ma wpisany wiersz Wisławy Szymborskiej. Tak! Nadmierne zainteresowanie czyjąś twórczością może świadczyć tylko o jednym... niestety. Całe szczęście była doceniana także za życia i to jest piękne, choć już rzadkie. Otóż, kiedy tak dumałam na temat tematu, leciały wiadomości właśnie o śmierci Szymborskiej i padło zdanie: Jej pierwszy wiersz nosi tytuł 'Szukam słowa'. Ciekawość bywa okrutna ale tylko wtedy kiedy nie można jej zaspokoić (przynajmniej od razu). Nie mogę nigdzie znaleźć tego wiersza, a powiem szczerze, zaintrygował mnie chociażby sam tytuł.

Tak się skupiłam na dzisiejszym wstępie, ze niemal zapomniałam całkowicie co chciałam tu napisać. Skończył się styczeń - miesiąc, który utożsamiam ze złymi wiadomościami, brakiem pieniędzy i cholernym mrozem. Zapewne luty będzie tylko przedłużeniem tego okresu, ale mam w planie ten czas przeżyć urodziwiej. Ostatnio się troszkę zaniedbałam i trzeba wyrobić w sobie nowe, lepsze nawyki. Najpierw muszę sama sobie poukładać jak na tło obowiązków mam wkomponować przyjemności. Póki co znalazłam sposób na pozytywny i efektywny poranek z dobrym wpływem na resztę dnia, a mianowicie: energetyczna muzyka i zakaz podchodzenia komputera. Z kawy nie potrafię zrezygnować, bo uskrzydla moje samopoczucie, jest ewentualność przerzucenia się na cappuccino, ale to sprawa do dogadania.

Nowa książka? No to jednak nie jest to co chciałam żeby było. Myślałam, że pozwoli mi się bardziej określić i zrozumieć. Na razie są to różne opowiastki jak to Kościół lub jego przedstawiciele łamali 10 przykazań. Na przykład czy wiedzieliście, że Maksymilian Maria Kolbe, który znany jest z tego, że oddał życie za Wędrowniczka (czy jak tam on się nazywał), nienawidził Żydów?
Czy jeżeli Bóg na prawdę istnieje, to kto ma pierwszeństwo na górę, zły katolik, czy dobry ateista? Ostatnio oglądaliśmy Constantine. Świetny film, z podkładem religijnym (ostatnio się wszystko kręci wokół jednego). Mam ochotę się przejść do kościoła zobaczyć, czy tam jest coś w stanie mnie przekabacić na jaśniejszą stronę światła (tą ciemniejszą odbywam w tym momencie, ale jest to nadal światło, więc nie narzekam).