poniedziałek, 24 listopada 2014

Kiedy?

Minął prawie miesiąc od ostatniego wpisu. O tym, że czas leci orientuję się patrząc na coraz większego syna. Byku się zrobił, a matkę bolą wszystkie kości i mięśnie. Żałuję, że nie notowałam różnych sytuacji, teraz nie pamiętam prawie nic. Samych sposobów usypiania było milion, a pewnie jeszcze kolejne milion trzeba będzie wymyślić, żeby młodego uśpić.

Musiałam dać tableta do reklamacji i przez to nie miałam zbyt wielkiej styczności ze światem 'on line' w ostatnim czasie. Jedyne rzeczy jakie sprawdzam to wiadomości na facebook'u i oczywiście pudelka, którego sobie nigdy nie odmówię. Czuję się trochę głupia, ale póki co mi to nie przeszkadza. Jestem zbyt zmęczona, żeby wymagać od siebie zbyt wiele. Nawet moje postanowienie ćwiczeń legło w gruzach, ale staram się pilnować, żeby wciągać brzuch i nie po to, żeby dobrze wyglądać, tylko po to żeby się wytrenował. Również przed młodym stosuję różne wygibasy mające go rozśmieszyć, żeby nie było, że tak całkiem odpuściłam aktywność.

W międzyczasie przytrafiła nam się pierwsza dalsza podróż Krzycha. Bez większej przesady bo tylko do Gliwic, czyli jakieś 2 godzinki jazdy, ale troszkę ekstremalnie było. Teraz każdy dzień to niespodzianka, nie można przewidzieć jaki będzie humor panował. Dobrze, że w drodze powrotnej spał, bo było ciemno, a nasze auto nie posiada oświetlenia.

Próbowałam trochę coś z sobą zrobić. Młody zaczął mi wyrywać włosy, więc postanowiłam ściąć i przy okazji zafarbować. Niestety, żeby całkiem było wygodnie musiałabym się zgolić na jeżyka. Ale trochę ozdrowiały, bo po ostatnich blondach miałam siano, a nie włosy. Nadal wypadają, w tonowych ilościach, ale to już wina braku witamin. Od włosów zaczęłam i na razie na tym kończę.

Miałam jeszcze mnóstwo rzeczy do opisania, ale z pamięcią coraz gorzej. Może teraz jak tablet działa, coś uda się częściej naskrobać.