sobota, 30 listopada 2013

Czytelnia

Trzeba nadrobić zaległości.

Weronika R. - Cichodajka. Ponieważ kiedyś było o tym głośno, nie ukrywam, że do przeczytania tejże lektury skłoniła mnie czysta ciekawość o co tyle szumu. Siedemnastoletnia, bogata dziewczyna zakłada bloga, żeby na nim pisać swoje przygody ze starszymi (nie mylić ze starymi) panami. Jedynym mankamentem był fakt, że w e-booku tym, nie było zamieszczonych komentarzy do notek. Z kolejnych wpisów można było się domyśleć, że nie były zbyt pochlebne. Osobiście nie potrafię zająć stanowiska czy robiła źle czy dobrze. Laski się prują za darmo i to jeszcze bez rozsądku, a w tej sytuacji co mnie mile zaskoczyło, od małoletniej dziewuchy biła ogromna klasa, nawet broniąc się przed komentarzami pustaków. Do tego, była mądra i oczytana, coś czego brakuje dzisiejszej młodzieży, a nawet i dorosłym w tym i mi. Gdybym nie była zbyt leniwa, to czytając to użyłabym słownika nie raz i nie dwa, żeby zrozumieć niektóre słowa.
Cięta riposta, umiejętność jaką zawsze chciałam posiadać.

Harlan Coben - Bez pożegnania. Rewelacyjna fabuła, zagmatwana, nie ma szans, żeby się zorientować, kto sieje zło. Fajnie jest słuchać opowieści dziadków i rodziców, ale jeśli w rodzinie są tajemnice trochę bardziej mroczne, to poznanie ich nie zawsze jest korzystne dla naszego umysłu. U mnie w rodzinie można by było napisać historyje grubości Pisma Świętego, ale mniejsza z tym. To co było zaskakujące w tej powieści to fakt, ze na ostatecznym końcu najgorszy i najbardziej przerażający bohater okazał się być tym, który walczył o sprawiedliwość.
Dobrzy ludzie czyniący dobro to piękna sprawa, ale łobuzy z moralnymi zasadami to dopiero fenomen ludzkości.

Charles Bukowski - Kobiety. Książka została mi polecona przez kolegę. Sam autor pisał trochę na podstawie własnego życia. Jakiego? Doskonale opisze to ten cytat:
Jest we mnie coś, co nie do końca odpowiada ogólnie przyjętym normom, zasadzie „w zdrowym ciele zdrowy duch”. Pociągają mnie nie te rzeczy, co trzeba: lubię pić, jestem leniwy, nie mam boga, polityki, idei ani zasad. Jestem mocno osadzony w nicości, w swego rodzaju niebycie, i akceptuję to w pełni. Nie czyni to ze mnie osoby zbyt interesującej. Nie chcę być interesujący, to zbyt trudne. Pragnę jedynie miękkiej, mglistej przestrzeni, w której mogę żyć, i jeszcze żeby zostawiono mnie w spokoju. Z drugiej strony, kiedy się upijam, krzyczę, wariuję, tracę panowanie nad sobą. Jeden rodzaj zachowania nie pasuje do drugiego. Mniejsza z tym.
Nie zakochałam się w twórczości Bukowskiego, ale styl nie męczy, wręcz jest całkiem lekki. Pewnie kiedyś jeszcze sięgnę po lektury z tej półki.

Obecnie czytam Cobena. Wiem, znowu, ale to już ostatnia zaległa, po tym zostanie mi tylko na bieżąco. No i teraz będę musiała czytać książki trochę innego rodzaju, ale o tym już niedługo.

niedziela, 17 listopada 2013

Wymenczon.

 Czytelnia:
 Alcott Louisa May - Małe kobietki. Usłyszałam o tej książce w serialu 'Przyjaciele'. Inaczej się czyta kiedy coś jest polecone, lub zasłyszane. Spodziewałam się, że to będzie jakieś romansidło, a jednak nie. Jest to stara książka, zaliczana do klasyki. Opowiada o czterech siostrach: Meg, Jo, Beth i Amy, które pracują nad sobą, aby stać się dobrymi kobietami i gospodyniami. Czytając to człowiek ma wrażenie, że jest śmierdzącym leniem. Chciałabym mieć taki spokój i opanowanie w wychowaniu dzieci, jak ich matka, w ogóle teraz nie ma już takich rodzin jak ta, z zasadami, ale też i z sercem. Powieść ta może być dobrym przykładem na wychowanie dzieci, czasem nawet i dorosłych. Sama miałam wenę, żeby walczyć ze swoimi słabościami, bo głównie to było celem dziewczynek, ale trochę odpuściłam, co właśnie należy do jednej z moich słabości.
"Nie popadnijcie tylko w odwrotną skrajność i nie harujcie jak niewolnice. Ustalcie sobie stałe godziny pracy i zabawy, sprawcie by każdy dzień był zarazem użyteczny i przyjemny i udowodnijcie, że rozumiecie wartość czasu poprzez dobre wykorzystywanie go. A wtedy młodość będzie cudowna, starość przyniesie niewiele żalu, a życie mimo biedy okaże się pięknym sukcesem"
To była wypowiedź ich matki na eksperyment, który zrobiła dziewczynkom, żeby nauczyć ich trochę życia. Eksperyment był dobry, ale nie napiszę jaki. Może ktoś kiedyś to przeczyta i będzie wolał dowiedzieć się sam.

Jestem niezorganizowana i doskwiera mi ta wada. Pojawia się coraz więcej rzeczy do ogarnięcia, a czasu nikt nie rozdaje. Oprócz zwykłych obowiązków domowych, które są czasochłonne, dochodzi dosyć ciężki okres w pracy, gdzie jest okropnie dużo roboty. Nie wolno zapomnieć o rodzinie i znajomych i o tym, że muszę w tygodniu wykorzystać dwie wejściówki na coś baseno-fitneso podobne. Przytłacza mnie ta sytuacja. Ostatnio dziewczyny w pracy powiedziały, że wyglądam na smutną. Powiedziałam, że to zmęczenie, bo szczerze tak myślałam. Potem sobie pomyślałam, że w sumie to nie mam ostatnio się z czego cieszyć i może to być całkiem prawdą, chociaż taką, którą świadomie nie dopuszczam do siebie.

piątek, 8 listopada 2013

City of Angels

Trochę po czasie, ale lecimy dalej ze świętami, a dokładniej Świętymi. Odkryłam na czym polega mój problem świąteczny, a mianowicie chodzi o to, że jest to czysto powiązane z wiarą, a tej u mnie brak, nie całkowicie, ale jednak brak. Mogłabym to sobie wytłumaczyć w jakiś inny sposób. Mam deja vu...

Moje świętowanie polega na tym, że przychodzę na gotowe. Groby posprzątane, kolacja ugotowana, jaja pomalowane, no i co dalej? Jakiś czas temu, rodzice oboje nie wstawali z łóżek (włącznie z psem), dotarło do mnie, że jestem jedyną osobą, która będzie musiała przejąć wszystkie obowiązki i odpowiedzialność, a ja nawet nie mogę szybko dotrzeć, bo przecież do tramwaju i tramwajem i z tramwaju, to wcale nie tak szybko. Przymus zrobienia prawa jazdy zbliża się nieuchronnie, tylko to, że o tym wspomniałam nie upoważnia nikogo, żeby poruszał przy mnie ten temat, chyba, że sama go zacznę!

Zawsze przed 1 listopada rodzice jeździli do Biskupic na groby, tam leży ojciec i prababcia mojej mamy. Teraz to jest niemożliwe, bo tata już nie ma siły na taką długa trasę. Najlepiej by było przenieść Ich do Wrocławia, ale to jest bardzo trudna sprawa i nie mniej kosztowna. Z dziadkiem nie było by tyle problemu bo jest pochowany w dwóch trumnach, jednej żelaznej. Tak, mamie zebrało się na opowieści, powinnam wszystko notować dla potomnych o ile coś ich jeszcze będzie interesowało.

Standardowo co roku pojawiły się cmentarne problemy dizajnerskie, wybieg mody między alejkami oraz dyskusje, kto, gdzie i jak chce być pochowany i w jakim kolorze trumna ma być!
Ludzie mają różne pomysły, ale Tupac przeszedł samego siebie. Chciał, żeby najpierw go spalono, a potem wypalono jak skręta przez swoich 'homie'.
Na mój temat wypowiadałam się chyba rok temu. Nie pamiętam co to było, ale chyba się nie zmieniło.

niedziela, 3 listopada 2013

Haloween.

Zaczął się ogromny okres świąteczny. I nie chodzi mi o jednorazowe wydarzenie, a o całe pasmo świętowania, modlenia, gotowania i porządków. Ta część roku jakoś mija szybciej, pewnie dlatego, że właśnie odmierza się czas od święta do święta, a potem, to już tylko urlop nas może zbawić. Tak więc zaczęło się... Haloween!
Nie wiem co dokładnie mogłabym tu zamieścić na ten temat, gdyż nie bardzo jestem za świętami, aczkolwiek marzy mi się odbębnianie każdej najmniejszej tradycji, jednak mam poczucie, że powinna się ona wiązać z wiarą w to co się robi i tu już są schodki. Nigdy się nie zagłębiałam w zasady świętowania haloween za wyjątkiem tego co się widziało w amerykańskich filmach, dlatego trzeba się czegoś dowiedzieć. A mianowicie, święto to miało powstać w związku z pożegnaniem lata. Czytam resztę i jest to głupie. Coś o zatarciu granic między zaświatami, poświęcaniu na ołtarzu plonów, zwierząt i ludzi, taniec śmierci. W ogóle, jest to ważne święto w kościele szatana, kto by pomyślał. Dla nas to wygląda bardzo niewinnie i pełno z podkreśleniem na mnóstwo katolików bawi się w te gierki, a tu psikus (bynajmniej nie cukierek), wyczytuję dalej, że dynia wydrążona i podświetlona w domu oznacza, że jego mieszkańcy czczą szatana, a sama dynia jest symbolem potępionych dusz. Może już wystarczy tych wiadomości, bo reszta wcale nie jest przyjemniejsza.
Z jednej strony jak widzę młodych ludzi, którzy coś organizują, są w stanie się przebrać, gdzieś pójść, udekorować, poświęcić, żeby się fajnie pobawić, to trochę im zazdroszczę, bo w sumie w moim towarzystwie nigdy tego nie było. Z drugiej jednak strony, tej bardziej religijnej, to jakoś mi to nie pasuje u zagorzałych katolików. Chociaż może mi nie pasuje fakt, ze mało kto zna znaczenie tego co robi, a nie tego, że w ogóle to robi, bo tak na prawdę, czy może to być aż tak straszne i godne potępienia?