niedziela, 3 listopada 2013

Haloween.

Zaczął się ogromny okres świąteczny. I nie chodzi mi o jednorazowe wydarzenie, a o całe pasmo świętowania, modlenia, gotowania i porządków. Ta część roku jakoś mija szybciej, pewnie dlatego, że właśnie odmierza się czas od święta do święta, a potem, to już tylko urlop nas może zbawić. Tak więc zaczęło się... Haloween!
Nie wiem co dokładnie mogłabym tu zamieścić na ten temat, gdyż nie bardzo jestem za świętami, aczkolwiek marzy mi się odbębnianie każdej najmniejszej tradycji, jednak mam poczucie, że powinna się ona wiązać z wiarą w to co się robi i tu już są schodki. Nigdy się nie zagłębiałam w zasady świętowania haloween za wyjątkiem tego co się widziało w amerykańskich filmach, dlatego trzeba się czegoś dowiedzieć. A mianowicie, święto to miało powstać w związku z pożegnaniem lata. Czytam resztę i jest to głupie. Coś o zatarciu granic między zaświatami, poświęcaniu na ołtarzu plonów, zwierząt i ludzi, taniec śmierci. W ogóle, jest to ważne święto w kościele szatana, kto by pomyślał. Dla nas to wygląda bardzo niewinnie i pełno z podkreśleniem na mnóstwo katolików bawi się w te gierki, a tu psikus (bynajmniej nie cukierek), wyczytuję dalej, że dynia wydrążona i podświetlona w domu oznacza, że jego mieszkańcy czczą szatana, a sama dynia jest symbolem potępionych dusz. Może już wystarczy tych wiadomości, bo reszta wcale nie jest przyjemniejsza.
Z jednej strony jak widzę młodych ludzi, którzy coś organizują, są w stanie się przebrać, gdzieś pójść, udekorować, poświęcić, żeby się fajnie pobawić, to trochę im zazdroszczę, bo w sumie w moim towarzystwie nigdy tego nie było. Z drugiej jednak strony, tej bardziej religijnej, to jakoś mi to nie pasuje u zagorzałych katolików. Chociaż może mi nie pasuje fakt, ze mało kto zna znaczenie tego co robi, a nie tego, że w ogóle to robi, bo tak na prawdę, czy może to być aż tak straszne i godne potępienia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz