sobota, 30 kwietnia 2011

Majówka czas start!

Mam humorki jak baba w ciąży (bez obrazy :P). Jestem przewrażliwiona i wszystko mnie denerwuje. Nie wiem co jest tego przyczyną. Myślę, że odporność mi spadła, dlatego te wszystkie choróbska wyszły, zimna i brak chęci.
Mamy dzisiaj jechać na noc... nawet nie wiem gdzie. Zapowiada się fajny wyjazd. Tylko mnie wszystko wkurwia, więc odpuszczam sobie.  Wiem, że będą się na mnie krzywo patrzeć, ale po co mam komuś psuć humor moją skwaszoną paszczą. Majówkę 2011 spisuję na straty.

Rozjaśnianie nie wyszło. Mam 3 kolory na łbie. Żółtko na czubku, rudy, a na końcówkach ciemne. Wyglądam jak pół dupy zza krzaka. Nie jestem zadowolona ale o dziwo mnie to nie doprowadza do płaczu, kiedyś bym się nie odkleiła od poduszki. Jednym słowem mam delikatnie spierdolony ach jakże majowy weekend ...

piątek, 29 kwietnia 2011

Żółte ciżemki.

Tak właśnie. Moje fantastyczne cichobiegi które nabyłam w tamtym roku w Londynie. Dobrze, że przypomniałam sobie, ze takie posiadam, bo normalnie pojechałam dziś kupić sobie coś lżejszego na girę i w pierwszej kolejności miały to być jakieś baletki. Nie wspomniałam o tym, że znalazłam moje okulary. Niestety dzień po tym jak zdążyłam sobie kupić nowe, ale nic to. Druga para zapewne też się w końcu przyda. W każdym razie nie omieszkam napisać, ze znalazłam moje cudeńka w jakiejś dziwnej torbie na balkonie, w której były części i kable samochodowe. Super, co?

Pojechałam dziś na miasto. Konkretnie w celu odebrania recepty na antybiotyk (żeby było śmieszniej, załatwiłam wszystko ale zapomniałam antybiotyk kupić). Miałam dzień zakupowy. Jako świeża konsultantka Avonu zaczęłam wydawać więcej pieniążka na kosmetyki, mimo tego, że nie zawsze coś potrzebowałam to robiłam zapasy promocyjnych produktów, jakby je miało zmieść z ziemi za miesiąc. W kwietniu odpuściłam sobie kosmetyki, na rzecz kupna tenisówek. Uwielbiam adidasy, ale są tak toporne, że nogi mi odpadają. Przy okazji znalazłam cudowny sklep Happy Budda. Nie dość że jest okrutnie tani, to jeszcze towar który zawiera powala na łopatki (przynajmniej mnie). Nie jest to mój styl funkcjonowania, ale na pewno wiele rzeczy mi się tam podoba. Po wielu latach poszukiwań znalazłam pierścień który zmienia kolory pod wpływem emocji :D szkoda tylko, ze mojego rozmiaru nie było, ale po długim weekendzie ma być, więc ja tam się pojawię i go zdobędę.

Paskudna rzecz mnie dzisiaj zaskoczyła. Dawno nie wychodziłam poza mury Gądowa, Popowic i Kozanowa i teraz jestem w stanie stwierdzić że to są magiczne twierdze normalnego otoczenia. To jakich odmieńców dzisiaj widziałam na mieście to ciężko ogarnąć. Porażka co ludzie z siebie robią.

Właśnie słyszę jak w drugim pokoju mama ogląda wiadomości. Stwierdziłam, ze dla potomnych, gdyby moje wypociny stały się historycznym bestselerem, to będzie można mnie osadzić w epoce po fakcie jaki za chwilę napiszę. Dziś jest ślub Księcia Williama i Kate Middleton. Aaaa żeby nie było że mnie światowe wydarzenia nie interesują. Nawet widziałam fragment uroczystości na żywo (w tv). Ładny miała przód kiecki. Taki skromny jak na księżną.

Idę... po farbę do włosów. Rozjaśnianie kłaków część druga :)

środa, 27 kwietnia 2011

Zdycham.

Nawet bym się skusiła na lekarza gdyby było ubezpieczenie. Wiem! Sama jestem sobie winna, nie trzeba tego tematu bardziej rozwijać, ani komentować. Skończmy na tym, że sobie zdycham.

Jeszcze trochę leniuchuje. Nabieram mocy urzędowej do działania. Nawet mam motywacje. Czekam aż z grubsza miną wszystkie niepotrzebne dolegliwości. Poprawiam sobie humor innymi przyziemnymi bajerami. Między innymi bawieniem się włosami. Troszkę porudziałam ;) Pozdrowienia dla szwagra :D Chciałam też sobie kupić coś w lumpie, ale pozamieniali dni i dzisiaj nie było obniżki 70% tylko 50%. Szkoda mi było kasy i stwierdziłam, ze to znak, ze nie powinnam wydawać pieniążków już na szmaty :)

Czytam tego Alchemika. Dobrze przyswajalna książka. Podejrzewam, że ma ona na celu pokazanie czytelnikowi jakiejś ważnej rzeczy w życiu. Zobaczymy jak skończę. Bardzo lubię krótkie opowiadanka które moralnie kształcą ludzi. Przydałoby się troszkę ponaprawiać to bydło. W tej książce aż się roi od mądrych tekstów... (przeczytałam już ponad połowę, ale postaram się jakieś ładne wybrać słówko :)

"To możliwość spełniania marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące"

"Wszystkie dni stają się takie same wtedy, kiedy ludzie przestają dostrzegać to wszystko , czym obdarowuje ich los"

"Jeśli szczęście się do nas uśmiecha, to trzeba z tego korzystać i starać się mu dopomóc, tak jak ono pomaga nam"

"Jeśli kiedyś uda ci się trwać w teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem"

Tego ostatniego cytatu kiedyś nie rozumiałam, a jest on chyba jednym z ważniejszych. Jako chaotyczna osoba bardzo muszę się starać, żeby skupić się na tym co się dzieje w chwili obecnej. Często mam z tym jeszcze problemy, ale idę do przodu. Na przykład Maniek nauczył mnie skupiać się na myciu zębów... a zawsze bezwiednie majtałam tą szczoteczką :)

wtorek, 26 kwietnia 2011

Święta, święta i po świętach.

Zleciał ten czas, nawet nie wiem kiedy. Teraz powinno się odpoczywać po świętach. I właśnie to robię, zamiast energicznie i pożytecznie spędzić ten dzień. Ból gardła mi jeszcze nie przeszedł, wręcz potrafi doskwierać coraz gorzej, zwłaszcza w nocy. Przy kaszlu muszę się tak spinać, że odczuwam już zakwasy na brzuchu. Swego rodzaju brzuszkowanie... może chociaż trochę zastąpi to zwykłe ćwiczenia których nie mam siły robić. Do tego odczuwam mały katarek, ale to chyba niegroźne. Przyznaję się bez bicia, że leczenie gardła to była ostatnia rzecz o której myślałam w te święta, no ale cóż. Mam w planie teraz się nim zaopiekować.
Pogoda się strasznie zepsuła. Standardowo kiedy pada deszcze, coś gdzieś trzeba załatwić. Złośliwość matki natury. Przy okazji chęci opadają. Dobry motyw na herbatkę, książkę, fotelik i kocyk. Walenie w parapet uspokaja. Powinnam chyba kupić sobie jakąś fajną kolorową parasolkę i kalosze. Będzie frajda z deszczu. (Właśnie widzę hardkora w krótkim rękawku na spacerze - debilizm).



Skończyłam czytać "Weronika postanawia umrzeć". Na początku nie miałam dobrego zdania o tej książce, ale z czasem lepiej wchodzi i koniec nawet zaskakuje. Duży jej plus, że nie jest gruba, bo wtedy by chyba nie dało się rady. Czas na "Alchemika".

sobota, 23 kwietnia 2011

Wielkanoc.

Tak na prawdę to nawet nie chce mi się tutaj nic pisać. Akurat na święta musiałam się rozchorować. Czas gdzie jest świetna pogoda wszyscy robią grilla, a ja nie mam siły chociażby pierdnąć. Smutno mi się zrobiło. Czuję się jak kupa gówna i nie wiem co z tym dalej zrobić. Moja odporność jest na poziomie minusowym. Może pójdę się umyć i to mi da jakiejś energii. Nawet nie mam ochotę na  żarcie, główną rzecz za którą lubię święta (zaraz po fakcie, że jest wolne od pracy).
Powinno być dzisiaj pozytywnie, ale nie będzie! No cóż...

środa, 20 kwietnia 2011

Czasami.

Widzę za oknem słońce i jest to fakt dość motywujący do działania. Nawet mam w planie iść z Agą na spacer, może trochę ryjka poopalam. Mam nadzieję, że się wyrobię, bo troszkę dzisiaj mam ślimacze tempo za czym idzie marnotrawienie czasu, którego wiecznie mi za mało. Tak sobie myślę, że gdybym miała normalną pracę, to nie mogłabym sobie pozwolić na wiele rzeczy. Może dlatego tak usilnie próbuje wszystko zrobić na raz. Teraz dużo mogę bo jestem u wujka. Kiedy to będę robić jak już nie będę tu przychodzić? Będę znowu zadżumionym człowieczkiem który bardziej (niż teraz) się z niczym nie wyrabia. Tutaj robię wszystko to, co normalnie robiłabym po pracy. I gdzie ja później znajdę czas na życie?

Relaks? Na pewno przydatna rzecz. Można by było rzec, że doświadczam go nawet nie aż tak rzadko. Z tym, że nie jest to prawdziwe zrelaksowanie ciała, ani oczyszczenie umysłu... raczej chwila odpoczynku po wkurwiającym dniu. Nie byłby to głupi pomysł, żeby się nauczyć jakiejś formy medytacji. Kolejny punkt do listy? eh...

Humor? Czasem wystarcza wyjść na słońce, bo witaminka D dodaje energii. Jak trzeba siedzieć w murach to słyszałam, że trzeba ołówek wsadzić do buzi ale w sposób taki, jak psy noszą kość. Takie ułożenie mięśni daje ponoć informacje do mózgu że się cieszysz i wytwarza to hormon szczęścia (endorfiny chyba) i zaczynasz się radować. W sytuacji kiedy to na Ciebie jednak nie działa polecam z tym ołówkiem w gębie przejść się do lustra i zobaczyć odbicie. Myślę, ze wtedy będą rezultaty.

Właśnie zrobiłam sobie Kompleksowy Test Zdrowia. Na 5 możliwych odpowiedzi (b.często, często, czasami, rzadko, nigdy) prawie wszystkie u mnie to 'czasami'. Jaka ja jestem wypośrodkowana! A chyba raczej nie powinnam. Lepiej jest być bliżej tej najlepszej odpowiedzi. Oczywiście nie wyślę tego testu i nie będę wiedzieć nic o moim stanie zdrowia bo przecież sms kosztuje 9 zł z vat. Pogięło!

Czytam o twórczym podejmowaniu decyzji (Dr H.B. Gelatt) i powiem, że ma to jakiś sens. Wszystko polega na wykorzystywaniu pozytywnej niepewności. Na początku nie rozumiałam za bardzo o co chodzi, ale dali dosyć obrazowy przykład. Zadano pytania na temat kawy. Czy się ją pije, i dlaczego, czy szkodzi zdrowiu i czy ma zamiar się ją pić w przyszłości. Następnie podano pozytywne i negatywne wpływy kawy na zdrowie. I znowu trzeba było odpowiedzieć na pytanie, czy kawa jest szkodliwa, czy będzie się ją piło dalej. Przeważnie, ludzie odpowiadali tak samo jak za pierwszym razem bo... całkowita wiedza nie jest podstawą do podjęcia decyzji. W grę wchodzą też nasze pragnienia i wierzenia. I dlatego taka niepewność czeka nas do końca życia.

 "Zamiast przewidywać przyszłość, powinniśmy ją tworzyć - uznając, że za naszą przyszłość odpowiadamy już dzisiaj".

wtorek, 19 kwietnia 2011

Gwóźdź do trumny.

Bo nie mogło być tylko źle. Kiedy kończy mi się okres i nabieram fizycznej chęci do działań to zawsze coś musi to zepsuć. Tym razem jest to zimno na ustach. Niby nic ale wkurza, no i ma swoją przyczynę którą odczuwam i według wujka Gugl jest to zmęczenie, stres, osłabiona odporność organizmu, która może być wynikiem przebytej choroby. No i nie chce mi się nic, chociaż nadal próbuję.

Przyszły moje magiczne tabletki docyckowe, więc za jakieś 20 dni powinnam być ładna tam poniżej szyi. Próbuję też coś zrobić w kwestii mojej nadwagi, ale doszłam do wniosku, że ekstra diety odpadają. Drastyczne środki w moim przypadku przynoszą odwrotne rezultaty. Staram się lecieć na nabiale, warzywach i owocach, ale jak mnie mocno przyciśnie to skubnę jakąś kromkę. Lepiej raz na jakiś czas niż w akcie desperacji wchłonąć cały bochenek. No i kulturalnie zero słodyczy. Z tym jest najgorzej kiedy dookoła same łasuchy, które na dodatek lubią się dzielić. Można by było pomyśleć że dobrze mi z tym idzie... ale zaczęłam dopiero od wczoraj ha ha ha :) dlatego wsparcie mile widziane :) Z jedzeniem nie jest najgorzej. Ciężko jest ruszyć dupkę do jakiś ćwiczeń. Jak już zacznę, to mogę robić, tylko w zaczynaniu jest ten ból.

Moja lista rzeczy do wykonania troszkę mnie przeraża. Wiele trzeba robić na raz, a wtedy najgorzej się skupić. Inaczej nie da rady bo bym do usranej śmierci z tej listy nic nie zrobiła. Rozplanowałam sobie co poniektóre podpunkty, oczywiście te bardziej przyziemne do zrobienia. Te które wymagają wkładu finansowego muszą poczekać, zapewne długi okres. Nic mi nie pozostaje jak brać się w końcu do roboty...

Lucky Number Slevin (Zabójczy numer) - mistrzowski film. Niepozorny a zaskakujący. Coś w stylu, najpierw myślisz, ze nie kumasz a potem wszystko jest takie oczywiste. No i dobra obsada też punktuje. Podziwiam za wymyślenie takiej historyji :) Polecam!

Dokształciłam się w temacie mojej dolegliwości i teraz mogłabym wykładać o cellulicie. Całkiem sympatycznych rzeczy się dowiedziałam (chociażby, że cellulit i cellulitis to nie to samo). Jest taka możliwość, że pozbędę się tego cholerstwa. Rozstępami zajmę się jutro bo dzisiaj już mnie kręgosłup boli od siedzenia przy kompie.

sobota, 16 kwietnia 2011

Brrrrum

Ale dużo motorów. Z Mańkiem byliśmy na zlocie. Fantastyczna sprawa. Nie da się ukryć, że to warczenie robi wrażenie. Najbardziej podobały mi się dzieciaczki w skórzanych kurtkach. Całymi rodzinami przyjeżdżali. Na pewno było by o wiele lepiej gdyby się przyjechało na własnym motorku, albo chociaż nie miałoby się obcasów :/ Nogi bolą niesamowicie. I tak w całokształcie było bardzo fajnie :)



Przy takich imprezach są organizowane różne atrakcje, między innymi takie z ratownictwa medycznego. Dałam się ukłuć w paluszka. Cukier w krwi mam w normie. Gorzej z moją tkanką tłuszczową. Mam NADWAG Ę!!!!!!!! 23% mojego organizmu, czyli aż 13,3 kg to tłuszcz. Chciało mi się nawet łezkę uronić, ale (jak nigdy nie mogę) dzisiaj opanowałam płacz perfekcyjnie. Źle mi z tym okropnie....

piątek, 15 kwietnia 2011

Breaking point

Znowu dylemat wymyślenia tytułu tego wpisu. Jest taki, bo właśnie ta piosenka mi brzęczy nad uchem... Keri Hilson - Breaking Point. Strzeliło w dziesiątkę, mimo tego, że nie taki "punkt załamania" mi się uwydatnia jak w tej piosence. Moja silna wola poszła wczoraj na spacer i do tej pory nie wraca. Myślę nawet, ze ona mnie wcale nie lubi i nie chce ze mną przebywać. Złamałam się wczoraj dietetycznie i to w sposób naprawdę bezczelny. Tak więc, dietę sobie odpuściłam. Nie chce mi się nawet wmawiać samej sobie, że to teraz jest nieodpowiedni czas. Nigdy nie będzie odpowiedni, bo ja lubię jeść, więc każdego rodzaju dieta będzie dla mnie męczarnią. Trzeba po prostu żreć z głową na karku i raczej w mniejszych ilościach. Ciężko kiedy pod nosem ciągle przelatują czekolady, czipsy, ciasta, fast foody, i inne jedzeniowe śmieci. Wcale nie mam na nie ochoty zawsze, one po prostu mnie wołają. Dobrze, ze to nie mi się trafił kucharz bo by źle się to skończyło ;)

Ogólnie przez to, że w tym roku zostanę wielodzietną ciocią zaczynam mieć manie czytania o ciążach. Dziś trafiło na: Jak ciężarne matki celebrują macierzyństwo. Nie powiem, niektóre rzeczy są całkiem fajne, np. odlew brzucha albo jakaś fajna sesja zdjęciowa. No i nie obyłoby się bez zdjęcia fajnego dzieciaczka. Nie to, żebym miała obsesje, ale wszystko co malutkie jest rozkoszne, więc czemu miałabym tu nie ciapnąć zdjęcia? :)


Kończąc Harrego Pottera trzeba było czynić powinność i kopnąć się do biblioteki. Dawno nie miałam takiego problemu w wyborze książki. Poszłam na dział mój od zawsze ulubiony a tam dla mnie nic ciekawego. Wszystko co mi wpadało w ręce było w stylu rozpadających się związków, dzieci z ADHD, zostaniesz rodzicem, itp. Dzieci się na razie nie spodziewam zwłaszcza tych z ADHD. Wypożyczyłam jednak książkę "101 rzeczy które powinien zrobić mężczyzna żeby uszczęśliwić kobietę" oraz "Przewodnik po mężczyznach". Utwierdza mnie to w fakcie, że mojemu mężczyźnie nic nie brakuje :D Piękne to jest. Ewentualnie mądrą książką z tego działu może okazać się "Twórcze podejmowanie decyzji". Jeszcze się nie wgłębiłam w nią. Brzmi mądrze, ale czasem pozory mylą. Żeby nie było, to wypożyczyłam też całkiem normalne opowiadania Paulo Coelho. "Alchemik" i "Weronika postanawia umrzeć". Słyszałam, ze są dobre, tak jak cały pisarz, ale czytając jego książkę "Pielgrzym" męczyłam się okrutnie. No dobra, dosyć tego, bo jeszcze się okaże, że jestem oczytana ha ha ha :)

czwartek, 14 kwietnia 2011

RRRRRRRRRRR

Pewnie zastanawiacie się co to za tytuł. Otóż ja tak słyszę odgłos słonia, tylko do tego rrr trzeba jeszcze taki oddźwięk zrobić. Czemu słoń? bo tak się czuję. Mógł być też wieloryb, ale on przynajmniej pływa, ja nie umiem aż tak. Chciałam wkleić zdjęcie, coby zobrazować tutaj wszystko i szukając go lekko (tylko) się podłamałam. Słonie też pływają...


Nic to. Na mojej liście życiowych celów widnieje umiejętność pływania i nurkowania bez zatykania nosa. Nawet dzieciaki to potrafią, a ja jakaś jestem inna.

Jestem od dzisiaj na diecie Dukana. Nie wiem czy to najlepszy pomysł zważając na fakt, że dziś bądź jutro dostane okres a wtedy chęć na jedzenie wzrasta 3 razy. Już mam dylemat, bo muszę iść coś zjeść, a nie bardzo mam co. Zostało mi ugotowanie sobie jajek. Największy problem zbliży się w weekend, a mianowicie PIWO. Ostatnimi czasy mam na niego straszną ochotę i jak się nie napiję, to czuję jakbym przebiegła 1000 metrów bez możliwości zwilżenia ust. Ale mam zamiar się zaprzeć, a nóż widelec się uda.

Zakończyłam swoją historię z Harrym Potterem. Jest mi smutno. Towarzyszył mi bardzo długo i cała frajda zakończenia danej części polegała na tym, że wiedziałam, że będzie następna, a tu taki solidny koniec. Mogę (i pewnie to zrobię) obejrzeć filmy, chociaż to nie to samo. Jedyne czego się boję to mojego rozklejenia się w pewnych momentach. Zrobiłam się straszna cipa wrażliwa i czytając zabroniłam sobie oglądać filmów. Pierwsze części to taka przygodówka, im dalej tym gorzej.

Tak, kupiłam sobie tabletki na cycki. Część ciała która nie zawsze, ale bardzo często staje się moim kompleksem. Raz rosną, raz maleją, raz wypływają ze stanika, a raz mogę sobie wypychać skarpetkami ten stanik. Teraz są w miarę fajne, ale to dlatego,że ważę prawie tyle co moja ciężarna siostra. Chce schudnąć i pierwsze 2 kilo zejdzie z cycków. Tak więc prawie Tereska (z przodu deska, z tyłu deska)... prawie, bo z przodu bebech zostaje. W każdym razie, nie płaczę po nocach, że nie mam figury pań z playboya, chociaż było by miło :) Jeżeli jest jakaś opcja by bezboleśnie i tanio sobie w czymś pomóc to można spróbować nawet jeśli okaże się bublem to na przyszłość będą wnioski :)

Idę ugotować jaja a potem się zajmę moim brzuchem... kolejnym podpunktem z listy.

wtorek, 12 kwietnia 2011

Uh :/

Wiedziałam, ze kiedyś nadejdzie taka chwila, że coś nie załapie wpisu który chcę dodać. Tak więc moje ponad godzinne wypociny gdzieś wsiąkły. Nie pamiętam już co ciekawego chciałam dzisiaj powiedzieć światu. Miałam już sobie odpuścić dzisiejsze pisanie, bo pora raczej późna. I tak na prawdę nie wiem co ja nadal tu robię.
Coś o mojej niecierpliwości do procesów, niechęci do monotonnych ciągłych starań bez szybkich rezultatów, świadomości potencjalnego lenistwa, chęci poprawy różnych aspektów życiowych z uwzględnieniem, że wszystko wymaga czasu, poświęcenia i wytrwałości w tym co się robi. Nawet miałam umieścić tu swoją listę celów małych i trochę większych a nawet tych olbrzymich, ale to chyba nie jest dobry pomysł zważając na fakt, że obnażyłabym swoją próżność i błahość problemów które zaprzątają moją głowę. Ewentualnie mogę się chwalić odhaczonymi już podpunktami. Już wiem, patrząc się na moje psioczenie na świat, ze to tylko taka moja głupia natura, jest mi dobrze. Jeszcze nie do końca spełniona ale na obecnym etapie szczęśliwa. Na resztę jest czas.
W skrócie to wszystko co wymęczyłam popołudniu.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

I'm every woman... nanana

Strasznie mi nie po drodze było coś tu napisać przez ostatni czas, ale tak na prawdę, to nic szczególnego się nie działo. I tak naprawdę nadal się nie dzieje. Jedyną rzeczą która w ostatnim czasie się u mnie rozwija to jakieś bardziej kobiece podejście do swojej osoby. Oglądam się za butami, torebkami, mam kolorowe paznokcie i nawet kupiłam sobie spódniczkę i cienie do powiek. Dalej jednak uwielbiam adidasy, kaptury, rozwalone włosy i plecaki. Ciężko mi się ukierunkować w jedną stronę i to chyba nie tylko pod tym kątem. Mam nadzieję, że takie zachowanie odbiega od okresu dojrzewania, bo to kiepska sprawa.
Już się nie mogę doczekać kiedy skończę Harrego Pottera czytać i rzucę się między półki biblioteki, żeby pobuszować. Harry zajął mi z jakieś 8 miesięcy. Myślałam, że nie uda mi się przeczytać 7 ogromnych części, ale jestem z siebie dumna :) Zresztą... ja bym nie dała rady???
Jestem zadowolona z minionego weekendu. Wszystkiego po trochu. Piątek imprezowy, sobota Mańkowa i kreatywna niedziela. Bardzo pozytywnie.
Takim akcentem zakończmy tamten tydzień. W tym tygodniu czeka mnie chyba fizyczna praca nad sobą :/ Ważę 60 kilo... buuu

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Wielkie BUM

Grillowanie... tak przebiegł weekend. Szybko, beztrosko, słonecznie. Zaliczyłam swój pierwszy raz z żużlem. Bardzo fajna sprawa, ale tylko na żywo. Chociaż może się nadarzyć, że od teraz w tv będzie się to inaczej oglądać. Rozbestwiło mnie trochę to leniuchowanie w ostatnim tygodniu. Dzisiaj uderzyła szara rzeczywistość. Wraz z tygodniowym urlopem, weekendem i grillowaniem skończyła się ładna pogoda. Pobudka o 5 rano, dzieci i paskudny deszcz.
Mam ochotę na film, o dziwo jakieś romansidło... niestety trzeba iść już spać. Jutrzejszy dzień nie zapowiada nic ciekawego, tak jak i reszta tygodnia.

piątek, 1 kwietnia 2011

Pierwszy raz w nowym miesiącu :)

Szczerze mówiąc, to myślałam, ze nie wytrwam do ukazania się w archiwum miesiąca kwiecień, ale muszę przyznać, że pisanie tutaj sprawia mi przyjemność. Minął cały tydzień wolnego. Nie zrobiłam kompletnie nic z moich planów. Wolne powinno się mieć po to, żeby wyjechać, odpoczywać, ewentualnie remontować chatę. Im więcej czasu wolnego tym bardziej się nic nie zrobi. I w takim właśnie nic nie robieniu zajmuję się bzdetami... ale jakimi fajnymi :) Oglądałam zdjęcia Anne Gaddes (przez Ciebie Zoś) i znalazłam takie które specyficznie mnie ujęło :)





Biegnąc dzisiaj od Mańka do domu w głowie miałam różne kreatywne pomysły na dziś. Wchodząc do domu wyparowały i nie wiem gdzie się podziały. Jest ładna pogoda, ale nie chce mi się wychodzić... samemu tak głupio.