piątek, 27 listopada 2015

Kulminacja.

Niestety nie w Totka, a przydałoby się. To był ciężki tydzień, a jeszcze się nie skończył. Idzie najprawdziwsza zima. Nie, żebym coś do niej miała poważnego, ale marznę jak nigdy dotąd. Sypiam w piżamie z długimi rękawkami i nogawkami, co już jest nadzwyczajne, do tego jednak dochodzi sweter... i nawet się nie zapocę ani mililitra.
Od tygodnia czasu nie mogę się pozbyć przeziębienia. Fakt, że nie przykładam się do dbania o siebie, ale to ze zmęczenia. Ogólnie jest to dla mnie zły czas pod kątem hormonów, a katarek i kaszelek potęgują niemoc, i jeszcze bardziej potęguje ją okres, który nigdy nie szedł gładko, no i zima, a dokładniej brak słońca, suche, szorstkie ręce, które już bolą przy używaniu. No i ciągle coś trzeba załatwić, nie ma kiedy na dupie posiedzieć. No więc, to był ciężki tydzień.

Nie wiem, czy pisałam o tym wcześniej, ale rozpoczęłam drogę naprawy (a przynajmniej zbadania) stanu swojego zdrowia. Ponieważ choroba tarczycy wymaga systematycznego dbania o swoje zdrowie, postanowiłam się zabrać za to w jak najszerszym zakresie. W grę wchodzi medycyna, sport i dieta. O dziwo z pierwszym wariantem idzie mi najsprawniej.
Byłam już u wszystkich specjalistów, których konsultacji wymagałam. No najgorsza jest tarczyca, ale okazało się, że niekoniecznie to będzie Hashimoto, a ewentualnie Gravesa-Basedowa. Nawet nie wiem czy jeszcze chcę coś wiedzieć na ten temat dopóki nie będę miała potwierdzenia badaniami. Informacje internetowe robią mi sieczkę z mózgu. W piątek się dowiem. Poza tym mam wielki ubytek słuchu w lewym uchu i nie mogę słuchać muzyki na słuchawkach, ani chodzić na koncerty. Czekają mnie jeszcze dokładniejsze badania i zobaczymy co w trawie piszczy... znaczy się w uchu. Wzrok mam całkiem nie najgorszy, tylko lekki astygmatyzm w prawym oku, okulary zbędne, jeszcze zbadać muszę pole widzenia i za rok do kontroli. Do tego jestem dosyć popieprzona, ale znamiona te nie zmieniają swojej średnicy, więc tylko muszę się obserwować, unikać słońca i przychodzić na kontrole co pół roku. Neurologicznie jestem całkiem poprawna, dobrze reaguje na walenie młotkiem w nerwy, muszę dbać o kręgosłup i zapisać się na rehabilitacje na lędźwie. Czeka mnie jeszcze ortopeda do nadgarstka i dentysta. Jestem z siebie nawet trochę dumna, nie poszło najgorzej to łażenie po lekarzach.
Gravesa-Basedowa

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/hormony/choroby-tarczycy-przyczyny-objawy-badania-leczenie_35741.html
Gravesa-Basedowa

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/hormony/choroby-tarczycy-przyczyny-objawy-badania-leczenie_35741.html

Sport, jaki sport? Obecnie główna aktywność to bardzo szybkie spacery, czasem truchty, a czasem nawet szybki bieg... do autobusów głównie. Ciągle gdzieś się spieszę. Od momentu jak ostatni raz byłam na fitnesie, czyli we wrześniu, poszłam raz biegać i raz ćwiczyłam. Dlatego płatne zajęcia zawsze będą lepsze od ćwiczenia w domu. Wydana kasa to dobra motywacja.

Dieta... mój ulubiony temat, moja zmora życiowa. Czasem to już w ogóle mi się odechciewa jeść. Człowiek musi najpierw sobie w głowie poprzestawiać. Brakuje mi jakiegoś pstryczka do działania. Czuję się z tym wszystkim sama, oczywiście poza moim synem, który musi żreć jak ja. Nie jestem dietetykiem, żeby to tak wszystko pięknie współgrało, to wymaga czasu i poświęcenia. No i matematyka, umiesz liczyć, licz na siebie. Prędzej ciastko pod nos dostanę, niż chociażby dobre słowo, żeby zmotywować. Ciężkie czasy dla mnie nastały, ale trzeba dla dziecięcia być dobrą, zdrową matką.

Znalazłam sposób na motywację. Film ''Enough'' z Jennifer Lopez. Sens tej historii można dopasować do wielu życiowych spraw. Napis na plakacie do filmu brzmiał: w obronie własnej to nie zabójstwo. Ale nie bądźmy drastyczni. Znaczenie ważne dla mnie jest takie, że nie odsunę problemu, nie odejdzie on sam, muszę po prostu sama go zaatakować. Biję więc na mordę mój pociąg do glutenu.
Wczoraj miałam też obejrzeć G.I.Jane co jest również wspaniałym motywującym filmem, ale moje dziecko uznało, że nigdzie się tak nie zmotywuję jak śpiąc koło niego.

Święta. Pierwsze od wielu, wielu lat, które mam ochotę obchodzić, za sprawą radości mojego dziecka na widok choinki. No i trzeba kupić, w końcu jakąś większą niż marne 52cm. Jestem podekscytowana, ale boję się, że nie sprostam z moją zawaloną głową. Tyle się dzieje, gary, pranie, gotowanie, a tu jeszcze brokat z bombki.
Ja wiem, że nie ma dramatu, tylko moje hormony wzięły górę nad szarymi komórkami.
Wpadłam na genialny pomysł poprawy mojego nędznego humoru...

wtorek, 10 listopada 2015

Zamiana ról.

Jest to straszne, ale słynę z narzekania. Chyba dziś nie będzie inaczej. Marzy mi się chwila zwrotna, pozytywizm, radość ze wszystkiego, zero marudzenia. Czasami sobie myślę, że to jak czekanie na deszcz meteorytów, ale to tylko kolejne złe podejście. Jest to poniekąd wynik mojej choroby, żeby to zmienić trzeba dużo nad sobą pracować, ale się nie chce i człowiek się dołuje i tak w kółko Macieju.
Człowiekiem ciągle miotają jakieś nawyki,uzależnienia i nie można się od tego uwolnić. Postanawiam od jutra... a nóż, widelec.

Chciałabym, żeby ktoś się mną zaopiekował, zrobił z rana śniadanie, ustalił rytm dnia, zabrał gdzieś, gdzie się zrelaksuje i odpocznę, żeby mnie ktoś postawił na nogi. Należę do tych matek, co wiecznie zapominają o sobie i takim sposobem chodzę z tłustymi włosami, niedokarmiona, brudna i szczególnie zmęczona. Matki trójki dzieci wyglądają lepiej ode mnie, więc WTF?
Niestety o wyręczeniu mnie mogę tylko pomarzyć, a co dopiero o opiece nade mną i moją głową. Zaś trzeba walczyć z przeciwnościami losu... ciężkie to życie.