piątek, 5 października 2012

Długi dzień.

Z rana pomyślałam sobie, że będzie to kolejny zmarnowany czas, ale w tym całym desperackim nicnierobieniu, miałam czasem wolę walki, więc w całokształcie nie wyszło tak źle. Co chciałam zrobić to zrobiłam, a co miałam zrobić muszę niestety znowu przełożyć na dogodniejszy termin. Pogoda nie służyła naprawianiu ciuchów, ani myciu butów... pogoda, ani nic inne mi dziś nie służyło.

Żeby nie było, że znowu tylko chodzę zadżumiona to może troszkę o pozytywach dnia dzisiejszego. Zrobiłam dogłębny porządek w swoim pokoju. Zapewne nadal nie wiem gdzie co mam, ale przynajmniej o nic się nie potykam. Brzuszki też idą pełną parą. Na razie tylko po 5 minut, ale ważne ze zakwasy są. Jak boli, znaczy, ze działa. Do tego odgrzybiłam swoje szanowne cztery litery. Przez ostatni tydzień moja osoba musiała się pojawić w pracy i mimo tego, ze nie w pełnym wymiarze godzin, to jednak sam fakt, ze muszę tam być działa na mnie destrukcyjnie, tak więc spa było konieczne. Nie to, żebym się nie myła przez cały ten czas, ale czułam się jakbym zgarniała z siebie zaschnięte błoto. Nawet objęło to balsamowanie. Po babci mam jedną cechę: niemarnotractwo. Wszystkie kremy już okresowo zakończyły swoją przydatność, ale przecież nie wyrzucę bo mi szkoda. Ważne, ze nadal pachną.

Ważnym, wyczerpującym i trochę nawet zadziwiającym akcentem dnia dzisiejszego było uporządkowanie (po raz kolejny) muzyki. Nawet nie wiedziałam, z jednego rodzaju można utworzyć tyle odłamów. 20 lat temu były podstawy, rock, pop, rap no i takie tam troszkę mniejsze różności. Teraz wyliczyłam ich aż 40 i to jest bardzo okrojona wersja. Wszystko spada na psy, nie tylko rodzaje muzyczne, sama muzyka też.

Mama mnie zachęciła, do zważenia się. To mój rekord w ostatnich latach - 52 kilo. Kiedy człowiek się nie stara to waga sama gdzieś zleci, a jak biega, mało je i tere fere to bebech rośnie. Muszę przyznać, że całkiem dobrze się ostatnio czuję. Do antylopy mi daleko, ale nie zataczam się jak słoń.

Wokół mnie ostatnio dużo mebli, kolorów, domowych pierdółek. Wyprowadzka zbliża się dużymi krokami. Mogłaby większymi, ale jeszcze trochę zniese ten stan. Fajnie się patrzy na te wszystkie rzeczy wyobrażając je w swoim domu, tylko ich jest ogrom a pokoi tylko 2. Gdzie to wszystko ulokować?
Miałam nic nie kupować do domu, ale to jest silniejsze ode mnie... ładne rzeczy przejęły kontrolę nad moimi oczami i mówią rozumowi, że muszę je mieć. Te piękne kieliszki na czarnej nóżce mnie wołają...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz