niedziela, 19 października 2014

Dylematy.

Macierzyństwo to ciężki orzech do zgryzienia, pasmo przemyśleń,  kombinacji i frustracji.  Codziennie mam wrażenie, że z moim synem jest coś nie tak, a właśnie tak to jest z niemowlakami i jest to chyba całkiem normalne. Chodzę i marudzę, ale (teraz już), jestem w stanie spojrzeć na problem z dystansem. Gorzej z babcią, dla niej każdy grymas wymaga konsultacji z lekarzem.

W rodzinie pojawiło sie kolejne maleństwo. Parę dni temu bratu Marka urodziła się córa. Dzisiaj pojechaliśmy zobaczyć małą Ize. Teraz mam wrażenie,  że mój syn zaraz pójdzie do szkoły. Czas tak szybko leci, że już mi smutno, że zaraz Krzysiu bedzie dużym Krzychem i wyprowadzi się z jakąś dziewczyną, zapłacze się wtedy na śmierć.

Ostatnio przyjechała do mnie mama, zapewne żeby nacieszyć się wnukiem,  ale przy okazji z odsieczą likwidacji narastającego bałaganu, (nie wiem, czy poprawnie to zdanie napisałam). W każdym razie, wzięła młodego na spacer,  co było cudownym uzdrowieniem dla mojej kuchni, jednak matczyne serducho zostało ukłute.  Nie minęło 5 minut, a ja już sięgałam po telefon, żeby sprawdzić czy sobie dają radę. Straszne to jest. Ja nie wiem jak ja wrócę do pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz