poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Bilans.

Szybko i zwięźle, bo Młody w nocy wypuszcza uzębienie i jest nieznośny w swym spaniu, toteż muszę szybko iść spać, żeby coś pospać, bo jestem budzona co godzinę.. bleah!

Dwa tygodnie urlopu Marka:
* rozpoczęłam go okresem (pierwszym od półtorej roku), więc na dzień dobry straciłam ochotę do czegokolwiek. I nie prawda, że po porodzie okres jest łagodniejszy.
* pogoda okropna, więc na polu nie dało rady za dużo zrobić
* wypadek z kręgosłupem, więc parę dni odpadło na dogorywaniu
* żeby nie było, że tylko marudzę, to dodam, że Marek też się wziął za niektóre rzeczy.

No, ale na 104 podpunkty na mojej liście do zrobienia zniknęła prawię połowa. Całkiem nieźle, chociaż jakbym się zawzięła i los by troszkę dopomógł to by niewiele co zostało. Co się będę spieszyć, jutro też jest dzień.

Jestem poirytowana wyrzynaniem się zębów u dzieci. Okres nędzy i rozpaczy, a zapewne to jeszcze nic w porównaniu z tym co będzie jak reszta zacznie wychodzić. Mamy już wszystkie jedynki, czyli te łagodne wersje. Codzienne humorki jakoś przyjęłam na klatę, ale noce mnie dobijają. Jak słyszę, że jakieś matki się wysypiają, to mam ochotę im zapałką wydłubać oko. Każda marzy o dobrze śpiącym dziecku. No cóż, mi się nie udało, ale całe szczęście jest zdrowe i silne. Silne zwłaszcza jak ma ochotę mnie trzepnąć w łeb. To jest w ogóle normalne, że tak małe dzieci tak robią? Srogim tonem powiedziałam 'nie wolno', no i się Krzychu rozpłakał, no i musiałam go przytulić, bo tak rzewnie ryczał, że aż mi pękło serduszko. No i co on z tego zrozumiał?
Zaczęły się również wrzaski, kiedy mama nie chce czegoś dać. Ręka mnie świerzbi, bo to taki złośliwy, okropny krzyk. Póki co tylko stół oberwał i nawet zapanował spokój, ale tylko na 5 sekund. Na dłuższą metę, metoda nie wystarczy, bo ręka mi odpadnie. Muszę chyba wysłać syna na jakąś tresurę, gdzieś... gdziekolwiek, byle nie krzyczał, moja psychika podupada.

W sobotę byliśmy na basenie w Środzie Śląskiej, na grupowych zajęciach. Czułam się trochę jak w filmie amerykańskim, kręconym na przedmieściach. W poczekalni siedziałam ja i 3 inne matki, czekające na swoich kochanych mężów i słodkie, wspaniałe pociechy (córki). Rozmawiały głównie o szczepieniach, etapach rozwoju każdej dziewczynki, kupach i takich tam. Każda mama zadbana, ale w dresach. No i moment w przebieralni bezcenny. Tata oddaje dziecko mamie, stałe bywalczynie uskuteczniają bieg do przewijaków, bo ograniczona liczba. I zaczyna się pielęgnacja, oczywiście podczas ciągłych rozmów o wszystkim co związane z dziećmi. I tu właśnie wyszło na jaw jaka ze mnie zła matka. Wycieram, nakładam pieluchę, ubieram i wychodzimy do poczekalni, nie to co inne matki. Salon kosmetyczny pierwsza klasa. My nawet krem do pupy używamy dopiero przy odparzeniach, których notabene nie ma.
Dziwnie się tam czułam.

Wyglądam jak rasowa matka... sześcioraczków, muszę coś z tym zrobić, bo mchem porosnę. Wyprostowałam sobie dzisiaj włosy, lepiej mi na duszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz