sobota, 4 kwietnia 2015

Jajca

Posiadanie dziecka sprawia, że człowiek ma ochotę na celebrowanie różnych tradycji. Dzisiaj więc wyruszyliśmy z Krzychem na poświęcenie koszyków. Całe przygotowania odwaliła babcia, my się tylko pojawiliśmy. Jak na ostatnie śniegi to przynajmniej nam pogoda dopisała.
Stałam w tym kościele i myślałam, jak to czasy się zmieniły, jak to kiedyś za małolata wszystko inaczej wyglądało. Co mnie skłoniło do takich refleksji, ano pewna dziewczynka, a dokładniej jej koszyczek, w szczególności jego zawartość. Koszyczek nie był pleciony tylko taki materiałowy zajączek, ale to pół biedy, bo wiadomo, że maleństwo to woli kolorowe akcesoria, a nie jakieś tam plecione barachło. W końcu to wszystko się wzięło i wysypało, a tam głównie królowały czekoladowe króliczki Milki i jajka niespodzianki. Ja się przyznaję bez bicia, że w pierwszej kolejności jem baranka, ale bez przesady, tam nawet kawałka chlebka nie było. Załamałam się... do czego ten świat zmierza?!?!?!

Po wizycie na pogotowiu dowiedziałam się, że mam zespół bóli kręgosłupa lędźwiowego. Jedyne co sobie mogę, to przeciwbólowe. Jest troszkę lepiej, ale jak się zastanę to nie jest ciekawie, a już najgorzej ogarniać młodego. Panie pogotowianki kazały mi koniecznie iść do neurologa. Zastanawiam się, ile internista moze wypisać skierowań na jednej wizycie. Trochę by mi się ich przydało, a nie widzi mi się łazić tam co chwilę. Podejrzewam, że jak zacznę falę spotkań medycznych to szybko się one nie skończą.

Jutro niedziela. Mija pierwszy tydzień urlopu Marka, a ja nadal w polu i teraz to nawet mi się już niczego nie chce robić. Sprawdzałam pogodę i dopiero w piątek ma być ładnie. Ech, biednemu ciągle wiatr w oczy...
Miałam nie marudzić, wiem, ale poczekam, aż chociaż słońce wyjdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz