czwartek, 7 czerwca 2012

Ławka.

Skorzystam z okazji i w końcu coś napiszę. Co to za okazja? A no siedzę na ławce i czekam na cud. Właśnie wróciliśmy ze Szczytkowic z grilla. Kulturalnie chciałam w domku się umyć, bo oblepiona jestem miodem (śniadanie w McDonaldzie), niestety w domu nikogo nie zastałam, a moje klucze leżą na półce. Jest Boże ciało, mam kaca, wszystkie sklepy zamknięte, a mi się tak strasznie chce pić. No ale trzeba widzieć pozytywne strony każdej zaistniałej sytuacji... przynajmniej nie pada. Tata właśnie oddzwonił (w końcu) i dowiedziałam się, że prędko nikt nie nadejdzie z odsieczą, bo mama jest na procesji która skończy się za 1,5 godziny, no a tata dopiero będzie wychodził ze szpitala a wiadomo jak to jest z wypisami. Muszę użyć planu B, bo strasznie mnie ciśnie kac kupa i to się staje irytujące. Tak więc chyba muszę naruszyć spokój świąteczny sąsiadki i wziąć od niej klucze. Mam nadzieję, że chociaż ona jest w domu.

Tak więc, sąsiadki nie było w domu i już się podłamałam, ale na szczęście tatę wypuścili ze szpitala i przyjechał zabrać swoją córunie z ławki. Chciałam coś napisać o mojej nowej fascynacji, ale chyba nie zdążę, bo muszę się zbierać. Poza tym śmierdzę wędzonką i zepsutym człowiekiem. Może jak się wykąpie to się poczuje jak człowiek.

Zjadłam truskawki ze śmietaną i to chyba nie był dobry pomysł. Nie współgrają w żołądku z resztkami wczorajszego piwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz