poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Uch!

Zła passa trwa. Nie mogę nastroić się pozytywnie, bo ciągle coś psuje mi humor. Zaraz Siora z chłopakami przyjeżdża i nie chciałabym wyjść na zrzędliwą torbę. Nie mam punktu zaczepienia, żeby odwrócić bieg wydarzeń.
Po długiej przerwie wróciliśmy do wizyt dentystycznych i jak zawsze było super, tak dzisiaj dramat, to mało powiedziane. Myślę, że obecność Igora to zepsuła, a ja głupia myślałam, że w ten sposób go zachęcę do wizyt, bo najwyższa pora go też szczękowo ogarnąć, ale się przejechałam i wyszła z tego jedna wielka klapa.

Dzieci moje zaczynają pokazywać coraz większe różki. Teraz jest faza na klepanie się i mam dziwne przeczucie, że to się tak szybko nie skończy. Miałam siostrę i nie pamiętam, żebyśmy się lały w ten sposób, ale przy chłopcach to ponoć normalne. Marek mówił, że to jeszcze nic. Czasem jak opowiada co z bratem wyprawiali, to się zastanawiam, czy ja to przetrwam.

Wszystko wydaje się być takie proste. Masz coś do zrobienia, to po prostu to robisz, idziesz i załatwiasz, bierzesz i sprzątasz, układasz, ogarniasz, kończysz.
U mnie jest niekończąca się opowieść, wydłużająca się liczba zadań i jak zwykle "zawsze coś". Nie wiem w co mam ręce włożyć. Wczoraj udało mi się wiele rzeczy posprzątać i ugotować. Dzisiaj wstaje rano i mam wrażenie, że jest ciągle bałagan, jak nie tu, to tam.

Zawsze mam w planach przestać tyle narzekać, ale nie mam ku temu okazji.

Dziś są Taty urodziny. Wszystko boli tak samo jak pięć lat temu. Nie wiem czy nie bardziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz