wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozmyślania.

Byłam w końcu na filmie o Amy Winehouse. Tak mnie ujął ten film, że pierwszej nocy budziłam sie często, a w głowie mi ciągle leciały jej piosenki. Strasznie smutna historia. Te parę lat temu też było mi przykro z powodu jej śmierci, ale teraz patrzę na to z innej perspektywy. Kiedy się tylko słucha muzyki to jedna sprawa, ale kiedy poznajesz bardziej wykonawce i piosenka do Ciebie przemawia nie tylko ze względu na walory melodyjne ale i tekstowe, to zaczynasz sie utożsamiać z piosenkarką i staje Ci się bliższa, więc jeśli ta osoba odchodzi to w jakiś sposób uderza to w Ciebie mocniej.
Nie doszukujmy się teraz w Jej tekstach czegoś ze mnie, bo gołym okiem wyjdę na bardzo nieszczęśliwą osobę, ale jakby się tak zagłębić to pewnie każdy coś dla siebie znajdzie.
Zmusiło mnie to wszystko do przemyśleń egzystencjalnych. Czy żałuję czegoś? Co od życia oczekuje? Jak ma się potoczyć moja przyszłość? No i kiepsko to przemyślałam, bo odpowiedź na te pytania, (te i milion innych), brzmi - nie wiem. Ostatnio dużo planuję, ale nie wybiega to dalej niż okres może dwóch miesięcy.
Często takie filmy uświadamiają, jak bardzo nie potrafimy wziąć życia w swoje ręce. Niby się mówi że wystarczy pomyśleć co lubimy robić i potem zacząć to robić, tylko jak się przemóc i pokonać własne bariery.
I jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju. Czy lepiej żyć, zdrowo, spokojnie i długo (często przy tym odmawiając sobie wielu rzeczy)? Czy żyć intensywnie, nawet jeśli krótko?
Posiadając rodzinę druga opcja nie ma racji bytu. Gdzie jest złoty środek tych dwóch możliwości? Czym wypełnić niedosyt chwil, ktorych nam już nie wypada? Czy w ogóle jestem tym, kim chciałam być?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz