poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Syfoza.

Mam manie robactwa. Na działce jeszcze jestem w stanie je znieść, ale w domu to już lekka przesada. Niestety te małe stwory razem z plonami opanowują naszą chatę. Kuchnia wygląda jak pobojowisko. Wala sie wszystko, wszędzie. Żeby wyjść z młodym na caly dzień, muszę przygotować minimum 3 różne posiłki. Wymagają one użycia garnków lub parowaru lub obu, plus milion jeszcze innych dodatkowych gadżetów. Po robocie wypadałoby to ogarnąć, ale nie ma czasu, trzeba wyruszyc w podróż. Po powrocie jestem tak zmęczona, że nie mam siły pierdnąć w stołek. Następnego dnia sytuacja się powtarza i zanim sie obejrzę, gary piętrzą sie do nieba. Do tego trzeba dodać stos zakupów, które nigdzie się nie mieszczą i zbiory z działki obklejone sypiącą sie ziemią i wyżej wymienionymi robalami. Jakby się ktoś pytał, to jutro również czeka nas powtórka z rozrywki. Jeszcze trochę i tylko dźwig nas zdoła uratować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz