poniedziałek, 20 listopada 2017

Władza.

Nie będzie to wpis polityczny, zresztą ciężko byłoby się wypowiedzieć na temat naszej władzy w paru zdaniach.

Siedzę z tymi chorymi gostkami w domu i krew mnie zalewa. Krzysiek bez przedszkola nie ma gdzie spożytkować swojej energii, Igor natomiast kiepsko sypia i jest bardziej marudny. Ja w tym wszystkim nie umiem się odnaleźć. Nigdy nie byłam specjalnie zorganizowana, ale jak już jest jakiś tryb do którego trzeba się przyzwyczaić, to jakoś to leci i źle na mnie działają wszelkie zmiany. Odkąd Krzyś poszedł do przedszkola, próbuję znaleźć sposób na weekendy, ale wychodzi na to, że trzeba wtedy żyć na spontanie. Igor jest jeszcze malutki i też ma swoje przyzwyczajenia, które się zmieniają niezależnie ode mnie. Z nim to w ogóle każdy tydzień jest inny.

Obserwuję i się zastanawiam, o co chodzi z tymi maluchami. Czytam książki i artykuły o dzieciach, wydawałoby się, że znam te wszystkie zasady na pamięć, a jednak nie potrafię ich do końca wcielić w życie, coś gdzieś uwiera i odbija się to na wszystkich. Podejrzewam, że jeśli bym nie posiadała takiej wiedzy o wychowaniu dzieci to bym nie chodziła taka sfrustrowana. Dobrze jest być mądrym, jeśli umie się z tego korzystać. W innym przypadku nieświadomość jest zdrowsza dla psychiki, ewentualnie można pić napoje wyskokowe i mieć jedno i drugie.

Bardzo nie lubię kiedy ktoś nie szanuje jedzenia. Nie żebym była z tych co zjadają kromkę z każdym jej okruszkiem, albo odkrajała pleśń, ale świadome marnotrawstwo mnie razi w oczy. Tak więc jak mi Krzysiek ostatnio rzucił jedzenie na podłogę bo się nabzdyczył (z powodu, który tylko on zna), to doznałam szoku takiego, że pierwsze do głowy mi przyszły głodne dzieci. Jak już rzuciłam hasło, że mu pokażę, to kiepsko było się z tego wycofać. Najpierw zerknęłam na filmiki ale to było straszne, więc poszukałam zdjęcia niezbyt drastycznego, a oddającego powagę sytuacji. Biłam się z myślami czy to zrobić, bo nie chciałam mu jakiejś traumy zostawić. Mi to się ryczeć chciało oglądając to. No, ale jednak. Zrobiło wrażenie, posmutniał. Później słyszałam, ze się taty o coś dopytywał, ale już nie wnikałam.
Zmierzam ogólnie do tego, że wypadałoby na lodówce powiesić zdjęcie takiego dzieciaczka. To już nawet nie chodzi o problem marnotrawienia, ale czasem potrafię się doprowadzić do takiego stanu obżarcia, że chodzenie stanowi problem i co w tej durnej głowie siedzi, że człowiek nie ma kontroli nad sobą.

Rozpoczęłam czytać kolejną książkę umiejscowioną przy łóżku, czyli na dobranoc. Mam dużo różnych miejsc np w kiblu na relaks, w torbie na podróże, na półce na sytuacje bliżej nieokreślone. W każdym razie nowa książka wybrana zupełnie losowo na zresetowanie mózgu od tematyki dziecięcej. Monika Szwaja "Stateczna i postrzelona". Zawsze wybieram książki ze względu na ich tytuł, wiec wyszło jak wyszło. Zaczyna się tym, że jedna z głównych bohaterek siedzi u terapeuty i on jako terapię proponuje jej aby pisała dziennik. Nie codziennie, nie na siłę,o różnych problemach, przemyśleniach, sytuacjach, żeby nabrać dystansu. Myślę, czy by sobie też nie zrobić takiego oczyszczenia. Pomyślicie sobie, że przecież pisze bloga, ale wyrosłam z klepania palcem cokolwiek do łba przyszło. No poza tym to takie mają być bazgroły prosto z głębi, ze śledziony z całym bajzlem jaki ona posiada. Muszę to przemyśleć.

Teraz gdzie nie wejdę tam opisaniu dziennika, może to jakaś kolejna moda. Ależ ja jestem na topie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz