czwartek, 19 stycznia 2012

Biednemu śnieg w oczy.

 Słyszeliście kiedyś o powiedzeniu 'co nas nie zabije to nas wzmocni'? Gdyby tak z boku popatrzeć to faktycznie przykre doświadczenia czegoś nas uczą. Ale... to kwestia czasu. Mi się bardziej podoba przekształcona wersja tej mądrości: co nas nie zabije to nas wkurzy. Bo kiedy coś się już dzieje, to nikt sobie nie powie "te złe rzeczy to dobra lekcja, więc cieszę się, że właśnie mi się przytrafiają". Trzeba paru lat, a może i krócej, żeby człowiek sobie uświadomił, że na to kim dzisiaj jesteśmy składają się sytuacje przyjemne i te trochę mniej. Do takich wielkich przemyśleń skłoniła mnie w sumie błaha sytuacja aczkolwiek również pouczająca, nawet trochę śmieszna. W skrócie opowiem. We wtorek skończyłam pracę wcześniej i zostałam poproszona o wysłanie listów na poczcie. Wyruszam moim jednośladem dwukołowym, śnieg na dole, śnieg na górze, ale jadę. Jestem pod pocztą i co widzę? Nie mam zapinki do roweru, oraz jednej rękawiczki (Posiadam przy sobie dwie pary w razie ciężkich mrozów, więc jedną miałam na sobie). Złość, frustracje, nawet maleńkie cierpienie nad swą osobą poczułam na samą myśl powrotu pod pracę w taką zimnicę. Z tego rozdrażnienia wyrzuciłam ta rękawiczkę, bo po co mi jedna, a poza tym była to reakcja odreagowująca. No więc wracam, zapinka była na moim osobistym parkingu roboczym. I znowu na tą pocztę bo to ważna sprawa była. Zorientowałam się jadąc, że coś mi ogranicza widoczność z lewej, okazało się, że to zguba dynda sobie przytrzaśnięta nausznikami do czapki. W taki oto sposób człowiek robi z siebie głupka. Nieważne. Całe to zakończenie poprawiło mi humor i pozwoliło mi z dystansem podejść do takich sytuacji.

W mojej cudownej książce pisze jak stworzyć najlepszy rok w życiu, przy czym robię wszystko to czego zabraniają. Odwlekanie terminu, w ogóle ustalanie jakiegokolwiek, wymówki, obwinianie wszystkiego na około, negatywne myślenie, kompletny brak organizacji, już nie mówiąc o tym, że nie odrobiłam lekcji z pierwszej części. Jestem nastawiona na te wszystkie zmiany, ale jeszcze niewystarczająco zdeterminowana, żeby je wcielić w życie. Zawsze coś staje na drodze, na przykład teraz jestem codziennie w pracy i odbiera mi to ochotę do zwykłych czynności. Jak zaraz nie obetnę paznokci u nóg to nie zmieszczą mi się w buty. Głupie czasem człowiek ma myślenie. Stwierdziłam, że jeżeli jest coś bez czego można się obejść to nie ma takiej potrzeby, żeby to posiadać. Masło maślane, ale ładnie brzmi. W każdym razie, od jakiegoś czasu myłam buzię tylko mydłem, no bo po co wydawać dychę na żel. Niestety. Moja delikatna i jedwabista skóra ogłosiła protest i pokazała, że w moim wieku można mieć cerę jak gimnazjalista. I teraz! Na czym polega to moje głupie myślenie? A no na tym, że ze zwykłego zakupu płynu do ryjca zrobiłam rytuał odnowy mojego 'ja'. Okazało się jednak, że pompka nie działa tak jak trzeba i musiałam umyć się mydłem i dalej siedzę w martwym punkcie z nieoczyszczoną buzią i duszą.

1 komentarz: