czwartek, 27 grudnia 2012

... i po świętach.

Piszę szybko, bo jest dosyć wcześnie, rodzice śpią, jestem u nich w pokoju, a mój komputer chodzi głośno jak helikopter. Jako, że nie lubię się rozwodzić nad tematem świątecznym, to skrócę historyję dosyć mocno.
Wigilia, Pasterka, całodzienny kac, dużo jedzenia, mało sił i takim oto sposobem przetrwaliśmy. Zostały dwa dni w które muszę się nacieszyć rodzeństwem wyjazdowym i przygotować się do wyjazdu nad morze. Nie uwierzycie, ale przed chwilą tak napisałam morze --> może. Jestem coraz głupsza. Postanowiłabym sobie przewertować słownik ortograficzny, ale kto o zdrowych zmysłach jeszcze robi postanowienia noworoczne. Wiadomo, ze do czegoś trzeba dążyć, coś człowiek zawsze chce osiągnąć, ale nie przez to, że wpadł na to w Nowy Rok. To tak samo nie działa, jak branie się do roboty od poniedziałku, lub od pierwszego dnia miesiąca. Czegoś chcesz, to zaczynasz to robić i tyle filozofii.
Obecna pora skłania mnie do różnych przemyśleń. Słyszę tylko chrapanie taty... bądź mamy, nie wiem. Nie mam gdzie przyłożyć łba do poduszki, bo wszystkie noclegi zajęte, nawet nie chce mi się spać. Zjadłabym coś, ale w standardzie nie mam ochoty na nic co jest... w końcu święta, zbyt pełna lodówka.
Próbuję przewidzieć, co musi mieć miejsce w przyszłym roku. Na pewno przeprowadzka na nowe mieszkanie. Może Wielkanoc w Londynie? Pewne jest, że trzeba dalej oszczędzać pieniążki. I wiecie co? Lubię to, wtedy wszystko co kupię ma dla mnie prawdziwą wartość, zdałam sobie sprawę, że niewiele potrzeba do szczęścia. To bym mogła przenieść na przyszły rok.

Przy świętach przynajmniej telewizja nadaje dobry repertuar. Było "Ja Cię kocham, a Ty śpisz", potem "Pretty Woman" na wyzdrowienie z kaca, no i wczoraj "Bezsenność w Seattle". Jako wierna fanka filmów sensacyjnych, muszę powiedzieć, ze czuję się teraz jak rodowita baba. Zawsze te filmy lubiłam, ale teraz chyba do nich dojrzałam, troszkę inaczej przemawia do mnie niż te parę lat temu. No i teraz wszędzie doszukuję się magii, piękne jest to, ze ją widzę...

1 komentarz: