poniedziałek, 14 stycznia 2013

Wolno.

Co za dużo to niezdrowo, więc staram się nie narzucać sobie wielkich wymagań, żeby nie stracić zbyt szybko motywacji do działań. Dlatego też to wszystko idzie mi całkiem wolno, ale w całokształcie jestem zadowolona, bo jednak idzie, a nie stoi. Po trochu do przodu. Zaczynam doceniać zalety systematycznej małej pracy, a nie jednorazowego wykańczającego wysiłku. W końcu chodzi o to, żeby przy tym wszystkim jeszcze odczuwać jakieś przyjemności w życiu.
 Powracanie do sprawności fizycznej i dobrego samopoczucia idzie nie najgorzej, jedyne z czym nie mogę sobie poradzić to sprawy skóry i włosów. Myślę, że to kwestia zimy, czapek, braku słońca itp. Nie pomógł nawet magiczny Nizoral. Swoją drogą ciekawym faktem jest jego cena, ponad 30 zł za małą buteleczkę. Można się wykosztować bez sensu? całe szczęście ja zakupiłam tylko saszetki.

Myślę, że przez jakieś dziwne moce zostałam objęta klątwą. Wszelakie sprzęty elektryczne w moich rękach nie bardzo mają ochotę działać. Jak nie laptop, to telefon, a teraz moja wymarzona maszyna do fotodepilacji. Dziwnie się zachowuję, ale jakoś działa. Nie wiem teraz czy to kwestia żarówek, czy prądu, bo już dwa razy wysadziłam korki w pokoju. Pojechałam z nią do Marka i tam działa, ale się męczy, chyba za szybko. Nie wiem co z tym począć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz