czwartek, 19 czerwca 2014

Wolne.

Boże Ciało dziś, a więc jest dzień wolny od pracy. Sklepy pozamykane i takie tam inne ludzkie dramaty. Dla mnie dzień jak co dzień ale wenę do zakupów miałam dzisiaj jak nigdy. Jakaś dziwna ludzka przypadłość, chociaż u siebie wyczuwam lęk przed uciekającym czasem, a nie złośliwość wobec pracujących w handlu. Bez obaw, żaden sklep nie został przeze mnie odwiedzony.

Dzisiaj wstałam w niezbyt dobrej formie. Poległam wczoraj nie wiadomo kiedy, spałam 11 godzin. Bolała mnie głowa, plecy, dupa, wszystko co tylko mogło. Drażnił mnie każdy szmer i zapowiadał się dzień do płaczu, zresztą trochę taki był, ale Marek miał cierpliwość, żeby mnie nie olać. Wywiózł mnie do lasu, co mnie wkurzało na początku, ale natura jednak wpływa pozytywnie na człowieka, nawet jeśli boli kręgosłup od schylania się po poziomki i jagody. Już nie miałam siły, ale one tak pięknie wyglądały, że nie można było się powstrzymać.
Reszta dnia przebiegła pod hasłem lenistwa i obżarstwa. Dwa obiady, dużo bobu, truskawek i nawet Karmi doszło do zestawu. Mam ochotę się porzygać, albo chociaż wysrać, niestety kobietę w ciąży lubi dopaść zaparcie i może zbyt się uzewnętrzniam, ale ponoć ten typ tak ma, a po porodzie jest jeszcze gorzej.

Karma, i to nie taka dla psów czy kotów. Pełna powaga, nie wgłębiając się w sfery religijne, (bo jest to zjawisko mocno powiązane z między innymi buddyzmem czy hinduizmem), ale chodzi o samo znaczenie. Jest przyczyna, więc dopadnie cię i skutek, prędzej czy później, ale dopadnie. No i tak się doigrała jedna pani, która wraca do domu o późnych porach i strasznie głośno słucha muzyki, przy tym stawiając mnie na nogi. Nie wiem czy to innym ludziom przeszkadza czy nie, ale mnie normalnie wczoraj wybudziła z mocnego snu. I właśnie wtedy to sobie pomyślałam, że napiszę jej kulturalny list z prośbą o przyciszenie muzyki w momencie wjeżdżania na osiedle, zastanawiałam się nawet jak to powinno brzmieć, żeby już nie robić kwasu na osiedlu. Nie zdążyłam. Ktoś bardzo życzliwy nalepił owej pani dwa karne kutasy za chujowe parkowanie. Nalepki nie odklejają się zbyt łatwo, więc może być ciekawie. Dzisiaj auto stało nieruszane, więc jutro trzeba będzie przyczaić reakcje. Historia mojego listu musi trochę poczekać. Pomyślałam, że nie będę jej dobijać, zresztą mogła by się tak wkurzyć z powodu nalepek, że olałaby przy tym moją kulturalną prośbę. Nic to, jeśli pani nauczy się parkować, a muza dalej będzie huczeć, będę musiała znaleźć nalepkę karnego kutasa za codzienne zakłócanie ciszy nocnej.

Nadeszła godzina kiedy to mój silny dzieć swoimi wygibasami przypomina mi, że mam iść się położyć, bo inaczej wyłamie mi żebro. Za takie harce 7 lat szlabanu to stanowczo za mało.
Patrzę na listę czterdziestu rzeczy do kupienia, osiemdziesięciu rzeczy do zrobienia i jedenastu dni do końca. Lipiec zostawiam na spokojne oczekiwanie. Obym w tym kołchozie czerwcowym nie urodziła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz