środa, 31 grudnia 2014

Ostatni raz.

Ale tylko w tym roku, nie pozbędziecie się mnie tak łatwo :)
(ktokolwiek w ogóle to czyta)

Sylwester dziś, póki co dobija mnie ciągły huk za oknem. Z tego co mi wiadomo, to fajerwerki powinny strzelać o północy, ale w dzisiejszych czasach już nic mnie nie zdziwi. One są po prostu ciągle. No i właśnie impreza nad nami się zaczyna. Maskara! Młody jeszcze śpi całe szczęście.

No, ale od początku.
Święta nie były dla nas łaskawe. W ogóle nic nie jest łaskawe, kiedy się jeździ z pięciomiesięcznym dzieckiem. Wszystko go wybija z rytmu i jego matkę również. Ogólnie to nic, w porównaniu do tego, co działo się później. A mianowicie: wymioty, kupy, wrzaski i płacze. Dramat, dramat i jeszcze raz tragedia. Szczęście w nieszczęściu młody wie, że nie można mamie zarzygać dywanu, bo bym tego smrodu skwaszonego mleka się nie pozbyła do dziś. Biedny malutki się tak strasznie umęczył. Już w jednej chwili myślałam, że odleciał, ale chyba tylko zasnął ze zmęczenia po czterokrotnej seryjce wymiocin. Weekend ciężko przeszedł, bo każdy zamulony po nieprzespanej nocce. Wymioty się skończyły, pojawiła się biegunka i żeby nie było łatwo to w niedziele umierałam na głowę. Od poniedziałku Krzychu chodził uśmiechnięty, ale to była tylko poranna popisówa, potem było coraz gorzej. Nie chciał jeść, nie chciał spać, płakał, krzyczał. Cierpliwość moja rodzicielska została nadszarpnięta mocno, łzy w oczach stawały, ale chyba to przeszliśmy. Już jest o niebo lepiej, aczkolwiek zostały mu jeszcze małe grymasy. Mam nadzieje, że tylko chwilowe. Chyba jakaś lekka trauma go dopadła, bo jak się przebudzi to krzyczy dopóki nie poczuje blisko mojej twarzy, a dokładnie włosów. Już niedługo zostanę łysa.

Tak więc, dziś jest Sylwester. Mieliśmy go spędzić w gronie rodzinnym, a siedzimy w domu. Krzychu poszedł spać, Marek poszedł spać, a ja piszę notkę, bo nie ma nic fajniejszego do roboty. Nawet ten pieprzony polsat sylwestrowy bym obejrzała, ale nadal nie mamy dekodera do telewizora. Jest mi po prostu przykro...

Postanowienia noworoczne! No to zawsze jest zabawna sprawa, zważając na fakt, że nigdy w życiu żadnego nie ukończyłam, ale co roku mam nadzieje, że tym razem będzie inaczej. Człowiek to jednak potrafi być naiwny. W sumie, to nawet nie miałam okazji pomyśleć nad organizowaniem kolejnego roku. Pfff organizowaniem... nie da się z małym dzieckiem nic zorganizować! To pasmo spontanów, nieładu, totalna rozpierducha! Może troszkę przesadzam, ale nie byłabym sobą gdybym trochę nie pomarudziła. O! toż to może być jeden ze szczytnych celów 2015 - przestać marudzić. Nie wiem tylko czy chcę zrobić taką wielką przysługę tym, co muszą tego słuchać, hehe. Robię się wredna na starość.

Z racji przykrości, nie mogę teraz myśleć o życiu, może zrobię to jutro.

Skończyłam czytać książkę "Romans z trupem w tle". Jak sama nazwa wskazuje, trochę tam miłosnych scen, ale w połączeniu z lekkim kryminałem wychodzi luźna i sympatyczna pisanina. Ponoć kobiety nie powinny czytać romansów, bo potem mają zawyżone wymagania co do partnerów. Może coś w tym jest. Mimo, że to współczesna książka, to w jakiś podstępny sposób ukażą gostka w roli księcia na białym rumaku i takie tam. Ja już żadnych wymagań nie mam, ubolewam jedynie nad faktem, że z ziemi zniknęli prawdziwi dżentelmeni. Nie oszukujmy się jednak, kobietom do dam również daleko. Ja to bym chciała zapanować nad swoimi emocjami, kończynami, językiem i w ogóle jakoś tak mieć kontrolę nad tym co robię. A może to trzeba nas traktować jak damy, żeby się tak zachowywać. Gostki by mogły poczytać romansidła, żeby się trochę podszkolić.

Pokaz fajerwerków powinno się oglądać (a nie tylko słuchać), na dworze, z szampanem w ręku!

W międzyczasie młody się obudził 4 razy. Obym nie musiała spędzić nocy z dzieckiem na rękach, bo już mnie boli każda komórka ciała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz