niedziela, 10 listopada 2019

Zbiórka.

Mała Małgosia ma 6 lat, mieszka na naszym osiedlu, choruje na neuroblastomę. Potworne cierpienie, potworna suma potrzebna na leczenie. Potworna niesprawiedliwość. Ja nie mogę się zagłębiać za bardzo bo jestem zbyt wrażliwa.
Już od dłuższego czasu wiele osób staje na głowie żeby uzbierać pieniążki bo jest to aż 1,7 miliona złotych. Nawet tej kwoty nie skomentuję.
Mam ogólny problem żeby wejść w jakieś działanie, nie dlatego że mi się nie chce, ale jest jakaś bariera w mojej głowie. Tym razem się przemogłam i zgłosiłam  się do chodzenia z puszką na festynie osiedlowym.
Na początku czułam się fatalnie, nikogo nie znałam, nic nie wiedziałam, zmarzłam, dostałam teren kompletnie niezaludniony więc pierwsze co mi się pojawiło w głowie to "co za wstyd oddać pustą puszkę". Jednak człowiek jak ma chwilę żeby pomyśleć i zacznie grzebać w głębinach swojej wiedzy, to może dojść do całkiem niezłych rezultatów. Postanowiłam zmienić nastawienie. Co ma być to będzie. Poszłam po herbatę żeby się zagrzać, Markowi kazałam sobie przynieść sweter, rękawiczki i czapkę, uruchomiłam mój najpiękniejszy uśmiech  i wyruszyłam na połowy. Żeby nie było, chodziłam w odwiedziny na swoją strefę, ale tam nadal były pustki. W końcu dostałam miejsce przy straganiku z ozdobami patriotycznymi i flagami i zabawa się rozkreciła. Interesowano się mną, czy nie zimno czy chcę kawę, już nie byłam taka na uboczu. Ostatnia zdałam puszkę wypchaną po brzegi. To jest na prawdę piękne uczucie, świadomość że się dało coś od siebie. Polecam bardzo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz