niedziela, 22 marca 2020

Domowy czas.

Pierwszy tydzień kwarantanny za nami. Nie było najgorzej, chociaż fakt, że Marek pracował w innych godzinach niż zazwyczaj spowodował lekką dezorganizację. Nie, żeby to było dla mnie coś nowego, ale ten brak ładu był trochę inny niż zazwyczaj. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło, z racji, że popołudnia i wieczory zostawałam sama z chłopakami zdołałam w końcu wprowadzić wieczorną rutynę i max 20:30 matka miała już wolne. Szkoda tylko, że już bez sił na ogarnięcie domu po minionym dniu, albo przygotowanie się na następny, ale chociaż sobie swoje rzeczy porobiłam. Przecież nie mogę od rana do wieczora harować.

Z dwóch tygodni zamkniętych przedszkoli się już zrobiło 6 tygodni, jak nie więcej. Trzeba się psychicznie na to przygotować, bo idzie zwariować. Jestem pełna podziwu dla pokładów energii u moich synów. W sumie mi to przestało zbyt przeszkadzać, czasem mi szkoda sąsiadów z dołu, nawet jeśli on jest gburem który dzień dobry nie potrafi powiedzieć.

Żeby chociaż pogoda była ładna, to wyprowadzę tą szarańczę na działkę, żeby się wylatała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz